wtorek, 30 czerwca 2015

Klikanie i Zarabianie

Dopiero co pisałem o możliwościach zarabiania na czytaniu maili i wchodzeniu na strony internetowe, a już zacząłem testy nowego programu tego typu. Konkrety podam, kiedy osiągnę próg wypłaty, który w tym przypadku jest niski i wynosi tylko 30 PLN. 

Na razie program wygląda na racjonalny - zarabiamy na klikaniu w banery reklamowe i pozostanie na stronie przez określoną ilość czasu, oraz za klikanie w linki w wiadomościach (które można przekierować na prywatną skrzynkę lub odbierać poprzez stronę programu). Zarabiać można także poprzez wypełnianie wysoko nagradzanych zadań. Wygoda polega na tym, że na stronach widzimy pasek, który pokazuje nam ile czasu musimy pozostać na danej witrynie lub ile podstron musimy odwiedzić.

Jeśli ktoś miałby chęć samemu przetestować ten program i już zacząć zarabiać, wystarczy kliknąć w link: Centrum Reklamy.

A gdyby ktoś miał ochotę wypróbować inne programy, umożliwiające zarabianie przez internet, może kliknąć w baner po prawej stronie oznaczony Zarabianie przez Internet.

Wiem, że jeden program nie przynosi kokosów, ale wytrwałość w połączeniu z użyciem kilku tego typu programów może dać niezłe wyniki. Powodzenia.

czwartek, 25 czerwca 2015

Wspólne czyli Tańsze


Zauważyłem, że w naszym kraju pokutuje pogląd, że jeśli coś jest wspólne, to jest niczyje. Dlatego "niczyje" trawniki są zasrane przez psy i obrzucone śmieciami, "niczyje" chodniki są popękane, dziurawe i zasłane niedopałkami a "niczyje" budynki pomazane sprayami. Jeśli ktoś zastanawia się nad tym, dlaczego w innych krajach jest czysto i ładnie, to głównym czynnikiem jest to, że tam to, co u nas jest "niczyje" traktuje się jako "wspólne". Co z tego, że nie lubisz siadywać na ławce, więc nie przeszkadza ci, że ktoś ławkę zdemoluje. Może przeszkadza ci pies srający pod oknem, a jego właściciel lubi przesiadywać na ławce i jego denerwuje to, że ławka jest zniszczona, a niszczyciela ławek, że trawnik jest zasrany. Nie wspominając o tym, że naprawy takich "niczyich rzeczy" opłacane są z "bardzo naszych" pieniędzy. Jeśli więc zależy ci na tym, żeby oszczędzać swoje pieniądze, musisz dbać o dobro wspólne, a przestać widzieć w nim "niczyje".

Ten ważny temat przypomniał mi jednocześnie o tym, że wszystko co wspólne jest na dobrą sprawę tańsze, jeśli wszyscy uczestnicy rozsądnie tym gospodarują. Można to więc wykorzystać w mniejszych grupach, z większym i bezpośrednim zyskiem. Wystarczy wśród znajomych zorganizować się odrobinę i myśleć wedle maksymy, że Wspólne Znaczy Tańsze.

Przykładem najbardziej rozpowszechnionym jest wspólne mieszkanie. Wynajmowanie mieszkania wraz ze znajomym to źródło wielu oszczędności. Nie dość, że czynsz dzielony jest na dwa (lub więcej), to jeszcze ilość sprzątania jest mniejsza - swój pokój oczywiście sprząta się samemu, ale już pomieszczenia wspólne, takie jak kuchnia czy łazienka, sprząta się na zmianę, dzieląc się także kosztami sprzątania. A jeśli posiadamy własne mieszkanie, zawsze możemy jego część podnająć (najlepiej) znajomemu. Wynajęty pokój w trzypokojowym mieszkaniu może spłacać nawet cały czynsz, a ktoś, kto poszukuje lokum, nie znajdzie nigdzie tańszego pokoju do wynajęcia (w Warszawie wynajęcie jednego pokoju poprzez ogłoszenie zdecydowanie przewyższa czynsz całego mieszkania).

Nawet nie mieszkając razem, można sporo zaoszczędzić wspólnie gotując. Wystarczy ze znajomymi umówić się, że raz w tygodniu (najlepiej w stały dzień) konkretna osoba gotuje obiad i zaprasza pozostałych, lub co tydzień kto inny gotuje niedzielny obiad. Zaręczam, że ugotowanie obiadu dla siedmiu osób, ale tylko raz w tygodniu jest o wiele tańsze niż gotowanie codziennie, dla jednej osoby.

Kiedyś popularne, ale teraz mówi się o tym jakby mniej, było podwożenie do pracy. Takie wspólne przejazdy pozwalały oszczędzić na benzynie. Wystarczy, by trzy lub cztery osoby z biura mieszkały w naszej dzielnicy i przy założeniu, że zaczynamy i kończymy pracę o jednej godzinie, możemy zużywać paliwo co trzy, cztery dni, a nie codziennie. Ewentualnie możemy się zrzucać na paliwo, a wozić może nas zawsze ta sama osoba. Oszczędność olbrzymia, a wygoda znacznie większa niż w autobusie. O dzieleniu kosztów za przejazd, nawet z nieznajomymi, pisałem tutaj.

To oczywiście nie wszystkie możliwości. Można dzielić się z sąsiadem wyprowadzaniem psa, oszczędzając czas. Można zorganizować z koleżanką, która ma dzieci w tym samym wieku, wspólną opiekę nad milusińskimi (czy to opiekować się dziećmi na zmianę, czy wspólnie płacić za opiekunkę), można składać się na prezenty, by zamiast kilku symbolicznych drobiazgów kupić komuś za tę samą cenę jeden, porządny i przydatny prezent. Można składać się na internet i udostępniać wi-fi sąsiadowi przez ścianę. Można wspólnie wypożyczać i oglądać filmy (choć to coraz mniej popularne). Można się także po prostu wspierać w oszczędzaniu, odkładając z pensji taką samą kwotę jak znajomy i wspólnie określać sobie cele, a nawet wspólnie się odchudzać.

O innych sposobach, które pozwalają oszczędzić dzięki pomocy przyjaciół pisałem tutaj
Jeśli masz jakiś pomysł na oszczędzanie na "wspólnym", podziel się nim w komentarzu.

sobota, 20 czerwca 2015

Zarabianie punktów i wymienianie na nagrody

Dzisiaj temat popularny w internecie, czyli "czy można zarobić nic nie robiąc?"... Otóż, oczywiście, że można - sam polecałem wielokrotnie świetny portal, którego ja używam w tym celu, czyli Qassa. Na czytaniu wysyłanych przez nich e-maili, klikaniu w banerki, polecaniu użytkowników oraz braniu udziału w ankietach (wszystko wyłącznie przez internet) zarobiłem (i wypłaciłem!!!) już ponad 600 PLN. Program pozwala także zbierać punkty (i to niemało) za zakupy w sklepach internetowych, ale nawet jeśli nie robi się dużych zakupów, zarobić można niemało na innych funkcjonalnościach serwisu.

To nie jest oczywiście jedyny portal, który wynagradza swoich użytkowników za uczestniczenie w życiu portalu, odpowiadanie na pytania, wchodzenie na strony internetowe itp. Popularnym programem tego typu jest Przeczytam Wszystkich, który nagradza za odpowiedzi w konkursach (konkursów nie ma za wiele) i za czytanie artykułów na stronach internetowych (tych jest sporo). Najlepiej robić to raz dziennie (poszczególne strony mają napisane jak często i ile artykułów można przeczytać oraz iloma punktami zostanie to nagrodzone). Myślę, że bez trudu można zdobyć 50 punktów za jednym posiedzeniem (mnie udaje się nawet więcej). Dodatkowe 100 punktów na start można dostać rejestrując się poprzez ten link

Kiedy uzbieramy już odpowiednią ilość punktów, możemy wymienić je na nagrody. Ważną sprawą jest to, jakie nagrody możemy dostać i ile będą nas kosztować. Najtańsza nagroda zaczyna się już poniżej 800 punktów. Od nieco ponad 1000 punktów można otrzymać doładowania telefonu. Tragedii nie ma w tym względzie. Ponadto za wyższe kwoty otrzymamy cały szereg ciekawych nagród. Zdarzają się także promocje, w czasie których możemy otrzymać za nasze punkty znacznie ciekawsze nagrody i to dużo taniej. Warto więc po uzbieraniu punktów zaczekać na taką akcję i sprawdzić co ciekawego się pojawi.

Osobiście biorę także często udział w najróżniejszych konkursach, w których można wygrać nagrody rzeczowe (głównie książki z uwagi na moje zainteresowania). To bardzo przyjemne wygrać taki konkurs i otrzymać za darmo książkę. A wygrywam przynajmniej raz na trzy miesiące. Polecam szukanie tego typu konkursów w internecie, bo czasem sam udział jest wielką przyjemnością, a przynoszona przez listonosza paczka stanowi bardzo miły dodatek.

A jakie Wy znacie sposoby na "zarabianie" w internecie na "nicnierobieniu"?

wtorek, 16 czerwca 2015

Niezależność Finansowa

To modne ostatnio pojęcie, młodym ludziom kojarzy się z uniezależnieniem się od rodziców i "pójściem na swoje". Dla mnie jest to stopniowe uniezależnianie się od pracy, jako źródła dochodu. Brzmi jak Science Fiction? Zapewne! Nikt nie powiedział, że jest to łatwe. Ważne jednak, by do tego dążyć, nawet małymi kroczkami.


Po pierwsze musimy zdefiniować co tak na prawdę chcemy osiągnąć. Jeśli mamy pracę i zarabiamy pieniądze w wysokości, wystarczającej na utrzymanie, to znaczy, że jeśli uda nam się pozyskać taką właśnie kwotę ze źródeł nie będących pracą (czyli takich, których za pracę nie uznajemy), równie dobrze moglibyśmy przestać pracować, gdyż nadal osiągalibyśmy ten sam dochód. Takie myślenie nie jest do końca właściwe - musimy bowiem założyć, że potrafimy ograniczyć tak zwaną inflację standardu życia.

Czym jest Inflacja Standardu Życia? To zjawisko, które dotyczy dokładnie wszystkich (pomijając odsetek ludzi, mieszczący się w granicach błędu statystycznego). Polega ono na tym, że zarabiając więcej, przywiązujemy coraz mniejszą wagę do oszczędzania, chcąc mieć więcej z tego, co zarabiamy. Zaczynamy kupować lepsze jakościowo produkty, robić zakupy w droższych sklepach i chcemy posiadać przedmioty, o których wcześniej byśmy nie pomyśleli. Nagle samochód, czy telewizor, który jeszcze do niedawna wystarczał, zdaje się za mały, za stary i za mało nowoczesny. Dowodem na istnienie tego mechanizmu jest to, że po otrzymaniu w pracy nawet znacznej podwyżki, na nasze konto oszczędnościowe wcale nie trafia więcej. Otrzymując bowiem podwyżkę czujemy się uprawnieni do tego, by wydawać więcej. Dodatkowe pieniądze traktujemy od razu jako nadwyżkę i pożytkujemy ją na podniesienie standardu życia. Nie ma w tym nic złego, jeśli jednak szukamy drogi do uniezależnienia się od pracy jako źródła dochodu, musimy zwalczyć w sobie pokusę i środki przeznaczyć na inne cele, podnoszenie standardu życia zostawiając na kiedy indziej.


Gromadzenie funduszy jest bowiem kolejnym, po określeniu pułapu do którego dążymy, krokiem na naszej drodze. Jeśli rozsądnie określimy odsetek, jaki możemy zarabiać, obracając tą kwotą, dowiemy się jaka musi być jej wysokość. Oczywiście nie musimy całej potrzebnej kwoty zarabiać w ten sposób - nasze oszczędności mają jedynie dać sensownej wysokości dochód, który zmniejszy kwotę docelową do poziomu bardziej dostępnego, a każda kolejna, dołożona porcja oszczędności spowoduje kolejne zbliżenie się do celu. Przecież z pracy jeszcze nie zrezygnowaliśmy, a więc nadal mamy źródło dochodu, mamy skąd czerpać kolejne kwoty dokładane do konta, a zyski z tych oszczędności możemy także uznać za podstawę do dalszych działań. Także każda ewentualna podwyżka stanowić będzie w całości kolejny kapitał inwestycyjny, bo postanowiliśmy walczyć z Inflacją Standardu Życia. Wbrew pozorom, te środki szybko będą rosnąć i w realnym okresie przyczynią się do niezależności.

Przykład: Nasza pensja wynosi 2000 PLN, ale z tego jesteśmy w stanie odłożyć co miesiąc 300 PLN. Próg naszej samodzielności (kwota za którą się utrzymujemy) to zatem 1700 PLN. W początkowym okresie zaciskamy pasa i udaje nam się odłożyć co miesiąc nie 300 a 500 PLN. Następnie dostajemy podwyżkę w pracy i zarabiamy już 2500 PLN, a zatem żyjąc nadal na tym samym poziomie, odkładamy co miesiąc 1000 PLN. Rocznie potrzebujemy 12 x 1700 PLN = 20 400 PLN, żeby się uniezależnić, zatem jeśli uda nam się inwestować z zyskiem 10% rocznie, to:
- po pierwszym roku na koncie mamy 12 x 1000 PLN + 10% = 13200 PLN
- po drugim roku: 13 200 PLN + 12 x 1000 PLN + 10% = 27 720 PLN
- po trzecim roku: 27 720 PLN + 12 x 1000 PLN + 10% = 43 692 PLN
- po czwartym roku: 43 692 PLN + 12 x 1000 PLN + 10% = 62 261 PLN
- po piątym roku: 61 261 PLN + 12 x 1000 PLN + 10% =  80 587 PLN
- po szóstym roku: 80 587 PLN + 12 x 1000 PLN + 10% = 101 486 PLN
- po siódmym roku: 101 486 PLN + 12 x 1000 PLN + 10% =  125 230 PLN
- po ósmym roku: 125 230 PLN + 12 x 1000 PLN + 10% = 150 953 PLN
- po dziewiątym roku: 150 953 + 12 x 1000 PLN + 10% = 179 249 PLN
i w końcu, po dziesiątym roku stosowania takiego zabiegu, osiągamy: 179 249 PLN + 12 x 1000 PLN + 10% = 210 374 PLN, z czego 10% rocznie wynosi 21 037 PLN, czyli ponad nasze zakładane 20 400 PLN. 

Oczywiście to duże uproszczenie, ale pokazuje ono, że nawet przy niezbyt wysokich dochodach, można osiągnąć finansową niezależność w zaledwie 10 lat, a więc w okresie relatywnie krótkim. A przecież nie mamy do dyspozycji jedynie podstawowego źródła dochodu - często mamy możliwość sprzedania używanych, niepotrzebnych już rzeczy na portalach aukcyjnych, wynajęcia pokoju w mieszkaniu, które odziedziczyliśmy (lub które spłacamy), podjęcia dodatkowej, tymczasowej pracy w weekendy czy podłapania jakiejś mniej lub bardziej jednorazowej fuchy.


Kolejnym krokiem jest zatem zastanowienie się, czy całą kwotę, niezbędną do osiągnięcia niezależności osiągniemy poprzez inwestowanie oszczędności, czy jednak mamy do dyspozycji dodatkowe źródło dochodu, które pozostanie dostępne także po zrezygnowaniu z pracy. Jeśli na przykład mamy do dyspozycji pokój, który możemy komuś wynająć za 500 PLN, gdyż nie jest nam potrzebny, to nie dość, że zyskamy dodatkowy kapitał na inwestycję, to jeszcze do osiągnięcia niezależności wystarczy nam uzyskać z oszczędności nie 1700 PLN, a 1700 - 500 = 1200 PLN miesięcznie, a to będzie dużo łatwiejsze i szybsze.

Przykład: Teraz do osiągnięcia progu niezależności wystarczy nam 12 x 1200 PLN = 14400 PLN rocznie, a odkładamy nie po 1000 PLN, a po 1500 PLN miesięcznie, a zatem:
- po pierwszym roku mamy 12 x 1500 PLN + 10% = 19 800 PLN
- po drugim roku: 19 800 PLN + 12 x 1500 PLN + 10% = 41 520 PLN
- po trzecim roku: 41 520 PLN + 12 x 1500 PLN + 10% = 65 538 PLN
- po czwartym roku: 65 538 PLN + 12 x 1500 PLN + 10% = 91 891 PLN
- po piątym roku: 91 891 PLN + 12 x 1500 PLN + 10% = 120 880 PLN
i już po szóstym roku otrzymujemy kwotę 120 880 PLN + 12 x 1500 PLN + 10% = 152 768 PLN, z czego 10% wynosi 15 277 PLN, a zatem więcej niż potrzeba na naszą niezależność. 

To jest moment, kiedy teoretycznie moglibyśmy rzucić pracę i zacząć żyć z odsetek, uniezależniając się. Jeśli jednak tego nie zrobimy, nadal możemy powiększać nasz kapitał, przez cały czas mając świadomość nie tylko tego, że jesteśmy zabezpieczeni przed utratą pracy, ale także tego, że w dowolnym momencie sami możemy ją rzucić, utrzymując ten sam poziom życia co dotychczas, a każdy następny przepracowany miesiąc podnosi tylko poziom życia, który będziemy mogli sobie zapewnić już od jutra.


Jak widać, nie trzeba pracować do emerytury. Ba - można nawet zapewnić sobie emeryturę wcześniejszą, jeśli tylko umiemy dobrze zainwestować i osiągnąć 10% rocznie (nie jest to niemożliwe). Początkowy poziom życia, który chcemy osiągnąć musi być jednak realny. Spotkałem się z opiniami, że "przecież nie będę całe życie żył za 1700 PLN, chcę czegoś więcej". Oczywiście, że tak. Jednak wiele z tych osób, od 10 lat żyje właśnie za sumę zbliżoną do tej, bo nie zrobiło nic, by standard życia sobie poprawić. A zaciskając pasa te dziesięć lat temu, mogło mieć to samo co ma teraz i nie musieć pracować. Skoro i tak nie poszli do przodu w kwestii poziomu życia, to mogli go przynajmniej mieć bez pracy.

Dlatego udzielam dobrej rady tym, którzy chcą skorzystać z tego sposobu - nie poddawajcie się. Znajomi mogą chwilowo was wyprzedzać, kupując nowe samochody czy chodząc do modnych klubów, ale to wy, po zrezygnowaniu z codziennej pracy wyprzedzicie ich o całe lata, dzielące ich od emerytury. To wy będziecie zabezpieczeni przed utrata pracy. To wy będziecie dysponować czasem, który oni spędzą pracując na spłatę kredytów. Nie poddawajcie się nawet, jeśli zyski będą mniejsze - nie wiecie co przyniesie jutro. Zdarza się, że poddając się i zaprzestając oszczędzania z powodu zysków mniejszych od spodziewanych, nagle otrzymujecie zastrzyk niespodziewanej gotówki, która nawet przy mniejszych zyskach właśnie skończyłaby trudny okres zaciskania pasa.

piątek, 12 czerwca 2015

Czas na Cięcia - kompendium oszczędzania

Analizując zachowania znajomych w kwestii oszczędzania, doszedłem do wniosku, że podstawowym problemem nie jest brak chęci czy umiejętności, ale przede wszystkim to, że oszczędzanie zaczynają dopiero po opłaceniu wszystkich rachunków, po zrobieniu zakupów. Przeważnie o odłożeniu jakiejś kwoty myślą wtedy, gdy niewiele do odłożenia zostało i tłumaczą, że zaczęli od tego, co i tak musiałoby zostać zrobione. To zła strategia nie tylko z powodów psychologicznych (jeśli oszczędzanie stanie się "tym co i tak musi zostać zrobione" i zajmie pierwszą pozycję na liście naszych opłat, będzie zdecydowanie łatwiej), ale i z czysto zdroworozsądkowego powodu - jeśli chcemy oszczędzać, to musimy mieć z czego.

Zacznijmy więc miesiąc od oszczędzania. Pierwszą rzeczą po otrzymaniu wypłaty powinno być zabezpieczenie oszczędności. Jeśli posiadamy kredyt, musimy zdać sobie sprawę, że więcej zaoszczędzimy spłacając go niż odkładając pieniądze. Szczególnie, jeśli jest to kredyt gotówkowy. Oprocentowanie takiego kredytu to nawet 20% i trudno będzie tę kwotę odzyskać. Najlepiej więc czym prędzej spłacić zobowiązanie, bo ten ruch przyniesie nam najwięcej odsetek, w postaci pieniędzy, których nie będziemy mogli oddać. Nawet, jeśli mamy na oku dobrą lokatę, musimy pamiętać, że 1000 PLN spłaconego kredytu, oprocentowanego na 20%, to 200 PLN rocznie w portfelu więcej, podczas gdy lokata, oprocentowana na 5%, przyniesie jedynie 50 PLN (czyli będziemy musieli dołożyć 150 PLN na spłatę kredytu). Nie warto więc oszczędzać w ten sposób. Posiadając kredyt lepiej zrezygnować z odkładania pieniędzy i pozbyć się kosztownego zobowiązania. 

Jeśli kredytu nie posiadamy, zachowajmy się tak, jak byśmy go posiadali i wpłaćmy jakąś sumę na konto oszczędnościowe. Niech to nie będzie dużo, ale niech to będzie zawsze ta sama kwota, odkładana przed jakimikolwiek innymi wydatkami i nienaruszalna. Pamiętajmy, że regularność to podstawa oszczędzania. Nadwyżkami zajmiemy się pod koniec miesiąca, ale nie możemy być pewni, że jakiekolwiek będą. Podstawę więc odłóżmy na początku okresu rozliczeniowego. I pamiętajmy - płacimy sobie!

Następnie musimy się zmusić do zmiany sposobu myślenia i wpoić sobie zasadę, by myśleć o tym, jak oszczędzić na stałe, na dłuższą metę. Aby to zrobić należy uszczknąć coś z wydatków, które ponosimy stale. 

W pierwszej kolejności spójrzmy, gdzie trafia nasza wypłata. W większości przypadków będzie to ROR. Czy mamy coś z tego, że nasza wypłata tam trafia? Jeśli nie, to znaczy, że kiepsko wybraliśmy bank. Jeśli dodatkowo płacimy za konto, to znak, że bank wybraliśmy fatalnie. Natychmiast (nie żartuję - natychmiast znaczy natychmiast!) zmieńmy bank na taki, który opłat nie pobiera. Oferta banków jest bardzo szeroka. Ja polecam mBank, jako sprawny, szybko się rozwijający i bezpłatny oraz dający szerokie możliwości, zarówno w postaci możliwości inwestycyjnych jak i ofert specjalnych. Warto jednak być na bieżąco z ofertami różnych banków, by wybrać najodpowiedniejszy dla siebie.

Kiedy już nie będziemy ponosili zbędnej opłaty za prowadzenie rachunku, obsługę karty i tym podobne sprawy, które inni mają za darmo, możemy przejść do szukania oszczędności w rachunkach.

Wśród rachunków odnajdźmy rachunek za telefon (lub telefony, bo przecież mamy ich w gospodarstwie domowym kilka). To słono kosztuje. By płacić mniej należy ograniczyć rozmowy telefoniczne, a jeśli jest taka możliwość, renegocjować taryfę. Zadzwonienie do operatora powinno spowodować, że nowa taryfa zostanie dopasowana do naszych potrzeb. Przy okazji to samo możemy zrobić z abonamentem telewizyjnym czy internetowym (dopasowując pakiet do potrzeb). A skoro płacimy za internet (to także warto renegocjować), to dzieci nie musza cały czas używać komórek, za które płacimy (czy jeśli chodzi o rozmowy czy gry internetowe). W domu niech włączają wi-fi, a rozmowy ze znajomymi prowadzą przez komunikatory internetowe, zamiast przez telefon.

Zanim przejdziemy do oszczędzania prądu, szybka porada dla tych, którzy płacą za ogrzewanie (szczególnie mieszkańców domków jednorodzinnych, choć nie tylko, skoro zmiany prowadzą do pomiarów zużytego ciepła nawet w blokach i płacenia za własne zużycie). W okresie grzewczym, zadbajmy o to, by odsunąć sofę od kaloryfera, w miarę możliwości odsłonić grzejniki (łącznie z rurami, którymi czynnik grzewczy jest dostarczany), by jak największa ilość ciepła dostawała się do wnętrza. Pozwoli to zredukować zamawianą ilość ciepła, poprzez przykręcenie grzejników, a co za tym idzie, zmniejszyć rachunki. Pamiętajmy jednocześnie, by nie lekceważyć okresu zimowego - i na nim można nieco zaoszczędzić.


Następnym rachunkiem do zredukowania jest rachunek za wodę. Przede wszystkim należy sprawdzić, czy nie mamy cieknącego kranu i w razie potrzeby dokręcić kurek lub wymienić uszczelkę. Kapiąca woda, uciekająca z kranu czy drobna nieszczelność spłuczki w toalecie to kilkaset do kilku tysięcy litrów wody rocznie, a to z kolei nawet tydzień darmowej wody dla całego domu. Bez trudu zwróci się koszt naprawy. Połowę kosztów wody podczas kąpieli można także zaoszczędzić, jeśli zamiast moczyć się w wannie zdecydujemy się na prysznic. Ilość wody możemy dodatkowo zredukować o kolejne 50%, jeśli na czas namydlania zakręcimy kurek. Także podczas mycia zębów warto zakręcić kran. Woda leje się do umywalki w tempie 10 litrów na minutę. Dzięki sprawnemu perlatorowi, zredukujemy także i tę ilość.

Skoro większość rachunków za nami, przyszedł czas na rachunek za prąd. Tutaj mamy także duże pole do popisu. Oczywistym jest wymiana sprzętu na energooszczędny czy zmiana oświetlenia na takie, które zużywa mniej energii, więc tym się zajmował nie będę. Poza tym pisałem o tym w jednym z poprzednich wpisów. Zacznę za to od tego, co czerpie najwięcej prądu. Na pierwszy ogień więc lodówka. Zużywa ona zdecydowanie największą część pochłanianej przez mieszkanie energii. A ilość tę można zredukować, zwiększając temperaturę chłodzenia. Optymalne będzie -18 stopni w zamrażalniku i 6 stopni w lodówce. Jedzenie utrzyma świeżość, mrożonki się przetrzymają, a rachunki zostaną zredukowane.


Z kuchennych urządzeń, sporo energii zużywa także kuchenka elektryczna lub sam elektryczny piekarnik. Płytki długo trzymają zgromadzone ciepło, więc można je wyłączyć kilka minut przed końcem gotowania, a pozostaną ciepłe przez czas konieczny do skończenia posiłku. Jeszcze lepiej jest w przypadku piecyka - ten możemy wyłączyć nawet kwadrans przed zaplanowanym końcem pieczenia, a temperatura nie spadnie zbyt szybko i posiłek dopiecze się sam.

Żelazko także zużywa prąd, a stosunkowo łatwo poradzić sobie z tym problemem. Kupując więcej ciuchów niewymagających prasowania oszczędzimy nie tylko pieniądze, ale i czas. Oczywiście nadal pozostanie garderoba, której prasowania nie unikniemy (chociażby męskie koszule), ale strój na co dzień możemy dobierać tak, by żelazko nie było potrzebne.

Jest jeszcze jedno urządzenie, które zużywa znaczne ilości prądu. Jest nim telewizor. Aby zaoszczędzić, możemy z nim postąpić tak, jak z żelazkiem - nie włączać go tak często. Niech nie będzie włączony przez cały czas, tylko po to, by w tle coś grało (jeśli tego potrzebujemy, włączmy radio). Telewizor włączajmy tylko wtedy, gdy chcemy obejrzeć konkretny program. Jeśli mamy chwilkę do zabicia, lepiej sięgnąć po książkę.



Po rachunkach, przyszedł czas na stałe wydatki, których możemy uniknąć. Z pewnością istnieją wydatki, które ponosimy co miesiąc, których nie zauważamy (lub uważamy za nieuniknione), a które składają się na duże kwoty. Koronnym przykładem mogą być wydatki na prasę czy kawę na mieście, które w podstępny sposób generują bardzo duże kwoty. Te kwoty mogą znaleźć się na naszym koncie już od tego miesiąca! (jeśli bralibyśmy się za oszczędzanie tego, co zostało na koncie, nie mielibyśmy świadomości tych kwot i nie trafiłyby na nasz rachunek oszczędnościowy). Czy na prawdę przeczytanie gazety w drodze do pracy warte jest swojej ceny?

Do takich stałych wydatków należą także używki, w tym papierosy. Jeśli palisz, pomyśl o rzuceniu. Ceny papierosów szybko rosną (wraz ze wzrostem akcyzy) i obecnie sięgają 15 PLN za paczkę papierosów. Jeśli więc wypalamy paczkę dziennie, rocznie wydajemy na ten nałóg 365 x 15 PLN = 5 475 PLN, a prawie pięć i pół tysiąca złotych rocznie pojawiające się na naszym koncie, to niebagatelna kwota.

Dużym wydatkiem, który wielu osobom wydaje się niezbędny jest samochód. W dużym, dobrze skomunikowanym mieście to zbytek, ale wiem, że trudno z niego zrezygnować. Dziś więc rada dla tych, którzy samochodu jeszcze nie posiadają - jak najdłużej utrzymujcie ten stan rzeczy. Wasz portfel wam podziękuje.

A skoro przechodzimy do rzeczy bardziej niezbędnych, czas na porady dotyczące codziennych zakupów. Nie chcąc się powtarzać, zapraszam do zapoznania się z poradami, które na ten temat już publikowałem. Dodam tylko, że robiąc zakupy musimy pamiętać, że nawet jeśli stać nas na wszystko, to nie wszystko musimy kupić na raz. Przyjemności sobie dawkujmy, a jedzenia kupujmy tylko tyle, by je zużyć. Marnowanie jedzenia, to duży, zbędny wydatek. Przy okazji, pamiętajmy, że racjonalne, zdrowe żywienie i aktywność fizyczna, pozwolą nam zrezygnować z suplementów i leków bez recepty, na które my, Polacy, wydajemy niemal najwięcej na świecie (jak duży to rynek można się zorientować sprawdzając ile reklam podczas jednej przerwy reklamowej dotyczy leków, a ile innych produktów).



Jeśli zakupy, to przecież nie tylko żywność. Kupujemy także dużo innych produktów, wśród których często pojawiają się sprawunki dla naszych milusińskich - czy to zabawki czy ubranka, z których dziecko szybko wyrasta. Nie należy więc lekceważyć rynku wtórnego tego typu wyposażenia. Sprzedając rzeczy używane, z których już nie korzystamy (na przykład ubranka, z których dziecko wyrosło) i kupując w to miejsce inne rzeczy używane (w odpowiednim rozmiarze), możemy zredukować te wydatki niemal do zera. Skoro my kupujemy rzeczy innych, to z pewnością ktoś kupi nasze. A przecież nie dotyczy to jedynie dziecięcych ubrań.

Pamiętajmy także o tym, że robiąc większe zakupy (na przykład sprzętu AGD i RTV), powinniśmy przed podjęciem decyzji sprawdzić ceny u różnych sprzedawców, a przed zakupem zapytać o rabat, szczególnie gdy płacimy gotówką. W negocjowaniu kwoty nie ma niczego poniżającego. Sam nie raz i nie dwa zaoszczędziłem kilkaset złotych w ten sposób.

No koniec wspomnę jeszcze o czymś, na co przeważnie odkładamy. Jednak nie musi być to tylko cel oszczędzania - może to być także sposób na pozyskanie dodatkowych oszczędności. Myślę tutaj o wakacjach. Planując urlop, powinniśmy być elastyczni. Często zdarza się, że trafi się nam tańsza, równie atrakcyjna oferta. Często zmiana celu podróży pozwoli nam zaoszczędzić. Nie myślmy o tym, jak o pójściu na kompromis, a raczej jako szansie na lepsze wakacje w przyszłości (dzięki zaoszczędzeniu pieniędzy może się okazać, że stać nas będzie nie na jeden, a na dwa wyjazdy w roku). Wakacje są drogie, a co za tym idzie, dają duże pole do popisu, jeśli chodzi o sumę, którą będziemy w stanie zaoszczędzić.

Mam nadzieję, że powyższy tekst zmotywuje was do odkładania pieniędzy i sprawi, że inaczej spojrzycie na własną wypłatę. Jestem też przekonany, że myśląc o oszczędzaniu, kiedy mamy w ręku pieniądze, a nie po ich wydaniu, jesteśmy w stanie wydawać mniej. A jeśli coś zostanie także na koniec miesiąca, to tylko na tym skorzystamy, bo nie będzie to kwota, którą musimy odłożyć, ale dodatkowa kwota, którą możemy dołożyć do oszczędności.

środa, 3 czerwca 2015

Mam 500 PLN i chciałbym je zainwestować

Otrzymałem ostatnio pytanie (nie pierwszy już raz z resztą), czy można zainwestować małą kwotę, rzędu 500 PLN, tak, by mieć z tego jakiś zysk. Oczywiście, że można, choć przy takiej kwocie nie należy się spodziewać kokosów, gdyż zysk z inwestycji będzie współmierny do zainwestowanej kwoty. Tym niemniej, jeśli pieniądze te mają leżeć albo co gorsza zostać wydane na coś, co nie do końca jest nam potrzebne, to oczywiście lepiej je zainwestować. Na dodatek, skoro raz uzbieraliśmy 500 PLN na inwestycję (czyli takie 500 PLN, które nie naruszają naszego domowego budżetu - nie potrzebujemy ich "na życie"), to być może uda się znaleźć więcej i inwestować więcej.

Mamy zatem 500 PLN i kilka możliwości ich zainwestowania. Zaczynając od najbardziej popularnych i przechodząc do coraz bardziej egzotycznych i nietypowych, możemy:
  • Złożyć taką kwotę na bankowym koncie oszczędnościowym. Nie przynosi to może kokosów, ale jest to bezpieczna i pewna droga oszczędzania. W chwili obecnej oprocentowanie wynosić może 3% w stosunku rocznym, zatem po roku otrzymamy z naszych 500 PLN całe 15 PLN.
  • Założyć lokatę terminową. W chwili obecnej opłacalna jest lokata Happy w Idea Banku, którą można założyć klikając tutaj. Oprocentowanie wynosi 4% w stosunku rocznym, a przy takim oprocentowaniu możemy otrzymać po roku 20 PLN z naszych 500 PLN. Jest to także bardzo bezpieczna droga ulokowania pieniędzy.
  • Fundusze Inwestycyjne są nieco bardziej ryzykowne, ale w większości przypadków przynoszą zysk. Do określenia jego wysokości posłużę się swoim przykładem - mój portfel funduszy przynosi rocznie około 13%, co daje niebagatelne 65 PLN z zainwestowanych 500. Więcej o funduszach i najprostszy sposób na ich pozyskanie zawarłem w tym wpisie.
  • Skoro mówimy o funduszach, to warto także wspomnieć o akcjach giełdowych (akcje można kupować w ten sam sposób i korzystając z tego samego konta, co fundusze). Tutaj ryzyko jest większe, ale i szansa na zysk spora (z tym, że należy liczyć się ze sporym ryzykiem straty). Na własnym przykładzie powiem, że jedne z moich akcji przyniosły (licząc dywidendy) 30% w ciągu ostatniego roku. Czyli 150 PLN z zainwestowanych 500 PLN.
  • Dla tych, którzy nie wiedzą, warto zaznaczyć, że niezłym sposobem na oszczędzenie pieniędzy, chociaż nie wprost, może być robienie zapasów. Kupowanie produktów niepsujących się (ryż, kasza, makaron, mąka, konserwy) w większych ilościach, w odpowiednim czasie i miejscu - tam gdzie są promocje, może przynieść większą oszczędność nawet niż zakup trafionych akcji. Często można trafić na towary, których cena w stosunku do tej, jaką zwykle płacimy jest o 50% niższa. Co prawda nie zależy nam na sprzedawaniu tych towarów z zyskiem, ale skoro i tak je kupujemy i możemy kupić je taniej na zapas, to oznacza, że w przyszłości w portfelu zostaną nam kwoty, które przeznaczamy na ich zakup w czasie codziennych sprawunków. A skoro w portfelu zostanie więcej, to oszczędzamy i większą kwotę możemy przeznaczyć na inwestycję. Ja od tego zaczynałem i jest to świetny sposób, by zacząć.
  • Niektórzy nadal nie wiedzą, że mogą zarobić na tym, na czym się znają. I nie mam tutaj na myśli tego, co robią w pracy (na tym już zarabiają), ale na tym, co robią w czasie wolnym. Otóż na Hobby także można zarabiać. Jeśli coś kolekcjonujesz, to zapewne znasz się na swoich zbiorach i wiesz, co można by do nich dołączyć. Wiesz też jakie są ceny. Może jednak nie wiesz, że twój zbiór zyskuje na wartości. Oczywiście nie każdy zbiór jest wartościowy, ale większość z nich ma potencjał. A jeśli masz 500 PLN na zainwestowanie, to może się okazać, że kolekcja w szybkim tempie wzbogaci się o cenne i wciąż drożejące egzemplarze, które będą doskonałą inwestycją na czarną godzinę. Przykładowo, na kolekcjonowaniu dzieł sztuki (obrazów) można zarobić około 25% rocznie (ale inwestycja musi potrwać 8-10 lat), a zbiory kolekcjonerów butelek wina zyskują około 20% rocznie, a zatem jest o co powalczyć. A skoro masz takie hobby i posiadasz pewną wiedzę - zarób na tym. A jeśli masz inne hobby (niekolekcjonerskie), to zawsze możesz pokusić się o stworzenie tematycznej strony internetowej (można zacząć od zerowych kosztów i inwestować w stronę w trakcie jej rozwoju) i czerpać zyski z reklam.
Sposoby więc są, a inwestować można każdą kwotę. Zachęcam do dzielenia się innymi pomysłami na pomnażanie 500 PLN w komentarzach.