piątek, 26 listopada 2021

Czarny Piątek

Czy trzeba pisać coś więcej? Dziś jest ten najbardziej wyczekiwany przez zakupoholików dzień w roku, więc jeśli śledzisz cenę jakiegoś wymarzonego gadżetu od tygodni, sprawdź, czy dzisiaj można go kupić taniej. 

Tylko nie daj się nabrać na pseudopromocje, kiedy to sklepy, żerując na naiwnych klientach i czarnopiątkowym szaleństwie nabijają w butelkę, ogłaszając promocje od podwójnie zawyżonych cen, by sprzedać produkt jeszcze drożej niż na co dzień, ale pod płaszczykiem promocji. Nie wszystko złoto co się świeci. 

Ale im mniej czytania tutaj, tym więcej czasu na przemyślane (mam nadzieję) zakupy. Do dzieła!

piątek, 19 listopada 2021

Czas najwyższy!

Do gwiazdki został już tylko nieco ponad miesiąc, a to oznacza, że czas kupić prezenty. Chyba, że wciąż wierzysz, że Święty Mikołaj zrobi to za Ciebie. W takim wypadku czytanie reszty tego tekstu także możesz sobie odpuścić. Jak co roku przypominam, że tak zwane "świąteczne obniżki", to bardzo często ściema, a ceny (szczególnie zabawek i elektroniki rozrywkowej), będą przed świętami tylko rosły. 

Czas refleksji


Listopad zawsze uważany jest za czas refleksji i myślę, że to dobry moment, by zastanowić się nad stanem swoich finansów. Sprawdźmy na spokojnie swoje inwestycje - które przyniosły zysk, a które stratę, oraz które mają szansę zyskać w przyszłym roku, a na których raczej nie zarobimy. Pozbądźmy się tych nierokujących. 

Zweryfikujmy ponoszone koszty, ze szczególnym uwzględnieniem tych, które możemy ograniczyć. Zwróćmy uwagę na to, czy ponosimy jakieś koszty w związku z obsługa kont bankowych. Jeśli tak, zmieńmy to (zmieniając bank, lub sprawdzając w regulaminie w jaki sposób możemy nie płacić. Czasem wystarczy wypłacić pieniądze kartą, a następnie znów je wpłacić raz w miesiącu. 

Sprawdźmy także, czy nie płacimy za jakieś niechciane usługi. Często w abonamencie za telefon czy internet ukryte są dodatkowe opłaty, których nie chcemy. a skoro jesteśmy już przy abonamentach, warto sprawdzić, czy konkurencja nie ma lepszej oferty. Może coś dla nowych klientów? Jeśli coś znajdziemy, możemy zmienić operatora, lub wykorzystać ofertę konkurencji, by renegocjować warunki z obecnym. 

Planowanie


Można także wykorzystać ten okres, by zastanowić się nad celami na przyszły rok. Zaplanować jakieś kroki, inwestycje, poczynić postanowienia, lub przygotować się do działania. Być może warto wymienić jakiś sprzęt, który już nie działa najlepiej i jego dni są policzone? Dobrze już wcześniej zrobić wywiad, zestawienie dostępnych opcji, porównać oferty różnych producentów, różne modele. Kiedy będziemy kupować lodówkę już po tym, jak stara wyzionie ducha, zrobimy to na szybko i bez zastanowienia. Jeśli jednak w zapasie będziemy mięli jakieś opcje, mamy mniejsze szanse na popełnienie błędu. Myślę, że warto przemyśleć przyszłe zakupy takiego sprzętu, jeśli wiemy, że nasze dotychczasowe wyposażenie nie domaga. 

Zmieniają się pory roku, zatem niedawno spakowaliśmy do szaf ciuchy letnie i wyciągnęliśmy garderobę zimową. Zapewne część ubrań letnich nadaje się już do wymiany, a teraz jest świetny czas na zakup nowych ubrań na sezon letni. Posezonowe obniżki to coś, czego nie warto lekceważyć, ale pamiętajmy, by kupować tylko to, czego naprawdę potrzebujemy! Inaczej zginiemy pod stertą tanich co prawda, ale zupełnie niepotrzebnych rzeczy. Jeśli więc do śmieci trafiły letnie buty czy spodnie, to nie czekaj do następnego roku, tylko poszukaj przecen już teraz.

Prezenty


A teraz wracamy do meritum - prezenty gwiazdkowe (i nie tylko). Kup je teraz, żeby:
  • zaoszczędzić na nerwach przy zostawianiu na ostatnią chwilę,
  • uniknąć sytuacji, w której nie ma już czasu i musisz kupić w tej cenie, która jest dostępna,
  • uniknąć przedświątecznego tłoku w sklepach,
  • uniknąć zawirowań z paczkami przed samymi świętami i ryzyka, że coś nie zdąży dojść,
  • uniknąć sytuacji związanych z brakiem towaru,

A jeśli jesteście sprytni, to zaplanujecie także prezenty urodzinowe i imieninowe dla rodziny i znajomych i je także zakupicie wcześniej. 

piątek, 12 listopada 2021

Planowanie posiłków - następny poziom

O planowaniu posiłków już pisałem. To jedna z tych rzeczy, które pozwoliły mi na niebagatelne oszczędności, dzięki temu, że kupuję tylko tyle jedzenia, ile potrzebuję. W skrócie, kiedyś kupowałem jedzenie bez zastanowienia, "bo kiedyś się zje". Wyrzucałem mniej więcej 30% zakupów żywnościowych! Później kupowałem rozsądne (jak myślałem) ilości, ale do śmieci wciąż trafiało całkiem dużo jedzenia. To jedna z wad robienia większych zakupów, powiedzmy na cały tydzień. Dopiero planowanie posiłków pozwoliło mi na zredukowanie wyrzucanej do kosza żywności do minimum (zawsze może się zdarzyć, że coś się zmarnuje, zostanie na wierzchu, czegoś się nie zje). Dzięki planowaniu posiłków na cały tydzień i robieniu listy zakupów na podstawie listy potrzebnych składników, uwzględniając te, które są w domu, wyrzucam naprawdę niewielkie ilości jedzenia. Czasem jednak zdarza się, że ilość ta wzrasta, co zmusiło mnie do przeanalizowania problemu.

Dlaczego wciąż wyrzucam jedzenie


Udało mi się wyizolować kilka sytuacji, przez które produkty lub całe dania lądują w śmieciach, co oczywiście za każdym razem mnie boli (i to nie z powodu marnotrawstwa, ale wydatków, które można ograniczać). Oto sytuacje, które do tego prowadzą:
  • Święta, imieniny i urodziny znajomych i rodziny, proszone obiady. Nie dość, że w związku z takim wyjściem nie jemy w domu, to często dostajemy także jakieś "resztki" na wynos. Matki mają to do siebie, że kiedy idziesz do nich na obiad, zawsze gotują więcej, byś nie wyszedł z pustymi rękami. Jeśli więc idziemy na obiad do mamusi, przynajmniej dwa obiady w tym tygodniu mamy zapewnione. Warto o tym pamiętać.
  • "Nie chce nam się gotować" to drugi, najważniejszy problem. Zdarzają się takie dni, kiedy zmęczeni nie mamy ochoty niczego robić. Zamówienie pizzy jest wtedy bardziej niż kuszące. I znów, korzystając z promocji typu "druga gratis" czy "trzy pizze w cenie dwóch" stawiamy się w sytuacji, gdy mamy jedzenie nie tylko na ten wieczór, ale także na kolejny.
  • Spontaniczne wyjścia na obiad czy kolację. W moim przypadku nie są częste, ale jednak się zdarzają. Tak jak "jestem już tak głodny, że zjem coś na szybko w pracy", a później w domu nie jestem już głodny, więc nie jem. To sytuacje, w których jeden obiad przepada. Jeśli mamy składniki w domu, to jest spora szansa, że przynajmniej część z nich się zmarnuje.

Rozwiązanie problemu


Żadna sytuacja nie jest oczywiście bez wyjścia, a rozwiązanie w tym przypadku jest proste, chociaż czasem trzeba się zmusić, by je zastosować. Wystarczy planować w tygodniu maksymalnie sześć posiłków i to nawet w sytuacji, gdy nie planujemy jeść na mieście, ani niczego zamawiać. Czasem wystarczy nawet jedynie pięć. I wcale nie będzie tak, że na pozostałe dni sami zmusicie się do zamówienia jedzenia na wynos, czy wyjścia do restauracji. Jeśli w danym tygodniu nic się nie trafi, zawsze pozostają resztki. Zupa z przedwczoraj, przechowana w słoiku w lodówce oraz podsmażane ziemniaki i kotlet z wczoraj, to świetny pomysł na oszczędność. Nie musi to być danie, które zjecie na kolacje (bo wszystkie obiady są już zaplanowane). To może być pełnoprawny obiad na dodatkowy dzień.

A jeśli nie, to zawsze można upichcić coś z produktów, które mają dłuższą datę przydatności i dlatego zawsze warto mieć je w domu. Spaghetti z sosem pomidorowym, cebulą, czosnkiem, oliwą i ostrą papryką to danie, które ratuje mnie w sytuacjach, gdy nie ma nic innego. Podobnie ryż, z mrożonymi warzywami i sosem słodko kwaśnym. W najgorszym razie zupka chińska, jajko sadzone i kasza. Planując jedzenie na cały tydzień, ale zostawiając jeden czy dwa dni "puste" udało mi się ograniczyć ilość wyrzucanej żywności jeszcze bardziej, a co za tym idzie oszczędzić jeszcze trochę więcej podczas zakupów. A jeśli tego dodatkowego dnia mam ochotę gotować, wypuszczam się do sklepu i kupuję składniki na wyjątkowe danie. Wtedy nie martwię się trwałością produktu, mogę więc kupić na promocji coś, czego termin niedługo upływa, albo coś, co koniecznie trzeba zjeść niedługo po kupieniu (dobry stek, czy surową rybę). Jak dla mnie to sytuacja, która ma wyłącznie dobre strony.

piątek, 5 listopada 2021

Inwestycja a ryzyko - wersja dla początkujących

Wiem, że w sieci jest sporo materiałów dotyczących inwestowania i wiem, że bywają one bardzo skomplikowane. Mój blog nie jest skierowany do inwestorów, którzy doskonale radzą sobie bez niego. Skierowany jest do zwykłych, przeciętnych ludzi, którzy mają jakieś oszczędności (albo planują je mieć) i nie chcą, by pieniądze te leżały bezczynnie. Postanowiłem więc dzisiaj skupić się na tym, dlaczego niektóre "inwestycje" wydają się mieć szalenie wysoką stopę zwrotu, a inne o wiele mniejszą, skoro w każdej z tych sytuacji możemy przecież stracić. Dzisiaj powiem coś o ryzyku, ale w sposób bardzo prosty. Najprościej jak umiem.

4 przykładowe typy inwestycji


Zacznijmy od tego, że inwestycja inwestycji nie równa. Istnieją inwestycje, w których osiągamy 2% stałego dochodu rocznie, przy minimalnym ryzyku (co obecnie oznacza, że tracimy pieniądze, bo inflacja jest o wiele wyższa, a zatem za tę powiększoną kwotę kupimy po roku mniej, niż dzisiaj za kwotę bez odsetek). To są inwestycje bezpieczne, ale w gruncie rzeczy nic nam nie dające. Przykładem niech będą obligacje. My je kupujemy, ale po pewnym, ustalonym okresie, emiter musi je od nas odkupić, wypłacając ustaloną wcześniej kwotę. Żadnych niespodzianek.

Możemy zainwestować w instrumenty, które mogą przynieść nam zyski (ale nie muszą), mogą przynieść straty, ale jak duże będą te zyski i straty, nie wiadomo. Tutaj przykładem jest giełda papierów wartościowych. Kupujemy akcje, kurs tych akcji się waha i w dowolnym momencie możemy je zbyć, osiągając zysk lub ponosząc stratę. Tutaj nie wiemy niczego z góry, więc nie jest to inwestycja bezpieczna. Jednak szansa, że stracimy wszystko, do zera nie jest wysoka. W końcu nawet ze stratą, zawsze możemy się z inwestycji wycofać. Tracimy wszystko tylko wtedy, kiedy spółka, w którą zainwestowaliśmy upadnie. Bezpieczniejszą wersją tego przykładu są waluty - szansa, że wartość danej waluty spadnie do zera jest minimalna.

Trzecim typem "inwestycji" (to właśnie tutaj cudzysłów jest potrzebny) są zakłady sportowe. Obstawiając, wpłacamy pewną kwotę, wiemy (przeważnie) ile wyjmiemy w przypadku wygranej, ale w przypadku przegranej zostajemy z niczym. Nasze szanse maleją wraz ze wzrostem spodziewanego zysku. Jednak stopa zwrotu może być tutaj bardzo wysoka - tak wysoka jak tylko chcecie. Uwierzcie mi, że to bardzo kuszące, jeśli stawiając 2 PLN możecie wygrać 30 000 PLN (kwota przykładowa, bo możecie wygrać nawet pół miliona). Przecież przegrana nie zaboli tak bardzo, a z 2 PLN wpłaconych na konto oszczędnościowe, czy zainwestowanych w akcje nie będziecie mieli żadnego realnego zysku. Problem tkwi w tym, że na jednym zakładzie nigdy się nie kończy, a szansa na wygraną jest naprawdę bardzo mała (sami sprawdźcie jak często zdarza się tydzień, w którym faworyci wszystkich lig europejskich jednocześnie wygrają swoje mecze, a przecież nie ma nic pewniejszego niż obstawienie serii zwycięstw faworytów).

W końcu czwarty typ inwestowania - coś trwałego, co wykorzystamy nie tylko przy inwestowaniu. Kupując dzieła sztuki, czy tworząc cenną kolekcję komiksów nie stracimy tak długo, jak długo nasza kolekcja nie zostanie zniszczona. Jeśli właściwie ulokowaliśmy, to wartość nie spadnie, a zarazem zawsze fizycznie posiadamy te przedmioty i możemy się nimi cieszyć. Najlepszym jednak przykładem tego typu inwestycji jest inwestycja w mieszkanie. Kupujemy je (w kredycie czy za gotówkę) i wynajmujemy. Nie patrzymy na ceny mieszkań na sprzedaż, bo czerpiemy stały zysk z wynajmu. Jeśli jednak zdecydujemy się na zbycie nieruchomości, prawdopodobnie na tym nie stracimy (chociaż ceny mieszkań w Warszawie są już tak wysokie, że wszyscy spodziewają się, że niebawem runą w dół). Jednak mieszkanie mamy cały czas i zakładamy, że jego wartość nie spadnie, a zyski z wynajmu osiągamy przez cały czas. Mamy więc i stały, w miarę pewny dochód i małe ryzyko straty na tej inwestycji. Dlatego właśnie inwestycja w mieszkanie na wynajem jest świetną drogą, a zebranie wkładu własnego powinno być celem wszystkich drobnych inwestycji, jeśli chcemy koniec końców osiągnąć stan, w którym zarabiamy pasywnie.

P.S.


Osobiście polecam obstawianie zakładów sportowych w 2 przypadkach. Pierwszy w przypadku kibiców - jeśli się znasz, to obstawiaj. Szanse masz większe, a przyjemność z oglądania obstawionych meczy jest jeszcze większa. Drugi przypadek, to inwestowanie małych kwot "na fuksa". Wspomniane 2 PLN, zainwestowane raz na tydzień to 100 PLN rocznie. szansa na wygraną jest i jeśli obstawisz wystarczająco wysoko, to załóż sobie od razu, że usługa kosztuje Cię te 100 PLN rocznie, a masz minimalną szansę na wygranie ogromnych sum. Coś jak los na loterię. Tak, wiem, że to z inwestowaniem nie ma wiele wspólnego, ale szansa dużego zysku przy małym nakładzie jest wystarczająca. 

Jeśli wiesz, że możesz zostać nałogowym hazardzistą - odpuść. Jeśli nie masz funduszy - odpuść. Pamiętaj, że inwestować można tylko te pieniądze, których strata nie pogorszy Twojej stopy życiowej.