piątek, 30 sierpnia 2024

Potrzeby i chęci

Jeśli poznasz kwotę, która jest Ci niezbędna do życia na obecnym jego etapie, będziesz wiedzieć ile musisz zarabiać, ile możesz oszczędzać oraz czy potrzebujesz ograniczyć swoje podstawowe wydatki. Dlatego właśnie proponuję wykonanie tego testu i rozpisanie budżetu domowego w podziale na dwie podstawowe kategorie: To, czego POTRZEBUJESZ kontra to, czego CHCESZ. Od razu napiszę, że polecam podejść do zagadnienia z pewną surowością. Większość moich znajomych, którym zadałem to pytanie bardzo często umieszczała wiele rzeczy z drugiej kategorii pod etykietką "potrzeb" - zwróć więc uwagę, by tak nie było.

Potrzeby


Na dobrą sprawę w tej kategorii muszą się znaleźć rachunki - czynsz i media, wydatki na transport do pracy (paliwo lub bilety), koszty zobowiązań (większość ludzi ma jakiś kredyt czy też alimenty), oraz podstawowe produkty żywnościowe (których już prawie nikt nie kupuje), czyli zwykły chleb i mleko. Większość kupowanej przez nas żywności podpada bowiem pod kategorię "chcę" i warto zdać sobie z tego sprawę. Ustalona w ten sposób kwota to nasze minimum, na obecnym etapie życia absolutnie niezbędna. Jest to kwota, której obniżenie będzie ciężkie, chociaż nie niemożliwe.

Teraz warto sprawdzić naszą sytuację finansową względem powyższej kwoty. 
  • Jeżeli Potrzeby zajmują ponad 75% naszej wypłaty, to ewidentnie potrzebujemy lepiej płatnej pracy (lub mamy zbyt wysokie potrzeby, do czego za chwilę dojdziemy). Prawdopodobnie obecnie żyjemy ponad stan.
  • Jeśli potrzeby to 50-75%, to jest słabo i warto by było popracować nad zmianą tej sytuacji.
  • Jeżeli potrzeby to 25-50% to jest "średnio". Dosłownie - klasa średnia z dobrze zdefiniowanymi potrzebami.
  • Jeżeli potrzeby to 25% lub mniej, to możemy powiedzieć, że jesteśmy dobrze sytuowani, mamy rezerwę na przyjemności i możemy także czynić oszczędności, by zaspokajać swoje potrzeby, jeśli koniunktura się odmieni.

Oszczędzanie


Oszczędzanie należy zacząć oczywiście od grupy "chcę" - tutaj są rzeczy, co do których zadeklarowaliśmy, że w razie czego moglibyśmy się bez nich obejść. Szukając oszczędności kierujemy wzrok ku tej części naszych wydatków. Jednak jeśli należymy do grupy, której potrzeby to ponad 75% zarobków, albo obcięliśmy już pozycje z grupy "chcę" a nadal szukamy oszczędności, trzeba zabrać się za "potrzeby". Zadanie trudniejsze, ale nie niemożliwe.

Po pierwsze zabierzmy się za kredyty. Im szybciej je spłacimy, tym mniejsze odsetki będziemy płacili. Spróbujmy zatem przeznaczyć oszczędności na wcześniejszą spłatę kredytu, zaciśnijmy pasa na trochę, pożyczmy pieniądze od rodziny albo poszukajmy oferty pożyczki bankowej o korzystniejszym oprocentowaniu, a w przypadku kilku pożyczek rozważmy kredyt konsolidacyjny.

Po drugie sprawdźmy tańszą opcję transportu do pracy. Może damy radę chodzić na piechotę? Jeździć rowerem? Przesiąść się z samochodu w pociąg lub autobus? A może moglibyśmy zaoszczędzić kupując mniejsze, tańsze auto o mniejszym spalaniu i innych kosztach eksploatacji?

Po trzecie mieszkanie. To często trudna decyzja, ale może okazać się, że wynajęcie mniejszego lokum, albo zmiana lokalizacji na mniej atrakcyjną będzie się wiązać ze zmniejszeniem kosztów. To szczególnie istotne dla osób, których potrzeby przekraczają 3/4 zarobków - zmiana miejsca zamieszkania może się okazać konieczna. 

W mojej opinii obniżenie kosztów grupy "potrzeb" jest bardzo dobrym sposobem na ograniczenie wydatków, gdyż jest długoterminowe oraz głęboko zakorzenione w naszym umyśle jako "kwota, którą muszę wydać". Jeśli więc kwota ta będzie mniejsza, zmniejszy się też poziom stresu. Dosłownie odczujemy większą wolność finansową.

piątek, 23 sierpnia 2024

Oszczędzaj czas podczas gotowania

Nie lubię marnować czasu. Czasem przekłada się on na pieniądze (ta sama czynność wykonana szybciej to większy zarobek na godzinę), a bywa, że zwyczajnie szybsze skończenie zadania oznacza więcej czasu na relaks. Niezależnie od skutku, jeśli można zrobić coś szybciej, z tym samym efektem, to warto. Nie ma chyba ludzi, którzy lubią marnować minuty, utrudniać sobie zadania i sprawić, że spędzą nad jakąś czynnością więcej czasu niż mogliby, gdyby pracowali wydajniej. Nawet jeżeli dana czynność jest przyjemna, to lepiej chyba zrobić więcej przez tę samą godzinę, prawda? Gotowanie nie jest tutaj wyjątkiem - sprawne poruszanie się w kuchni, wydajność i brak okresów bezczynności czy czekania na to, czy tamto sprawi, że cały proces będzie przyjemniejszy i szybszy.

Oto moje 3 porady, które pomogą przyspieszyć i uprzyjemnić czas spędzony na przygotowaniu posiłku:

1. Naostrz noże. Ta prosta czynność (ostrzenie na kamieniu w moim przypadku daje najlepsze efekty i trwa około minuty-dwóch na nóż) sprawi, że siekanie warzyw i krojenie mięsa stanie się naprawdę szybkie i przyjemne. Odkąd ostrzę nóż przed każdym większym gotowaniem, nawet nie zauważam krojenia cebuli, papryki, marchewki, piersi z indyka czy nawet wołowiny.

2. Używaj pokrywek. Przykrywając garnki oszczędzamy nie tylko czas, ale i energię. Ciepło z garnka nie ucieka (fizyka mówi nam, że ciepło naturalnie podąża ku górze), ale gromadzi się w przykrytym naczyniu i grzeje, szybciej gotując, prażąc i dusząc potrawę. Energia jest więc wykorzystywana w większym stopniu, a cały proces trwa krócej.

3. Zanim zaczniesz, zagotuj wodę. Do większości potraw potrzebować będziemy wody. Czy dodamy jej odrobinę do samej potrawy, czy też potrzebować będziemy do ugotowania bulionu, makaronu, ryżu, kaszy, fasoli, etc., przyda się nam wrzątek. Aby nie przerywać wszystkiego, czekając aż się zagotuje, najlepiej zagotować ją wcześniej. Świetnie sprawdzi się tutaj czajnik elektryczny, z którego wodę przelejemy już do garnka, ale jeżeli potrzebować będziemy większą ilość, od razu postawmy garnek z wodą na palniku. W najgorszym razie zaparzymy sobie herbatę.

Jeżeli ktoś chciałby dodać do listy swój sposób na usprawnienie gotowania, zachęcam do zrobienia tego w komentarzu.

piątek, 16 sierpnia 2024

Pożycz od siebie

W zeszłym tygodniu pisałem o oszczędzaniu na kilka rzeczy jednocześnie. Dodam, że kiedy oszczędzamy w ten sposób, powinniśmy starać się nie przekładać pieniędzy z jednego woreczka do drugiego (choć może to być kuszące - kupić coś już teraz, a następnie odkładać więcej, żeby nadrobić). Jeśli to zrobimy, to oszukujemy samych siebie - wyznaczając sobie cele liczymy się z kosztem takiego postanowienia.
Jest jednak wyjątek. Jeżeli przytrafi nam się niespodziewany wydatek (a czasem nadzwyczajna okazja), może się okazać, że "na gwałt" potrzebujemy pieniędzy. W takim wypadku powinniśmy udzielić sobie sami pożyczki, wykorzystując pulę zaoszczędzonej gotówki.

Tu ważne wtrącenie - bardzo często ludzie, którzy odkładają pieniądze na przykład na studia dzieci, ich wesele czy inny fundusz związany z dziećmi, za wszelką cenę nie chcą naruszać tej puli. Dlatego kiedy zdarzy im się niespodziewany wydatek, biorą jakiś niewielki kredyt z banku, zamiast uszczknąć coś z posiadanych pieniędzy. Rzecz w tym, że kredyt i tak trzeba będzie oddać, a w dodatku doliczyć odsetki - "strata" będzie więc większa.

Dużo lepszym rozwiązaniem jest pożyczyć od siebie. Ustalić samemu ze sobą termin zwrotu, doliczyć sobie odsetki i taką kwotę systematycznie zwracać do funduszu. W ten sposób "straty" są takie same, ale każda złotówka zarabia, a fundusz wzbogaca się o dodatkowe odsetki! Oczywiście działa to w przypadku każdego celu oszczędnościowego, nie tylko tych związanych z dziećmi (poruszyłem tę tematykę, bo zauważyłem, że wiele osób w takiej sytuacji ma największe opory).

Przykład:
Odkładamy na wesele dziecka po 500 PLN miesięcznie i dotychczas odłożyliśmy 15 000 PLN. Wesele jednak nie jest na razie planowane (może za 2 lata). Potrzebujemy 10 000 na jakiś ważny cel. Ustalamy, że będziemy oddawać po 500 PLN miesięcznie (zwrócimy je w 20 miesięcy) i oddamy dodatkowo 1 000 PLN jako odsetki (dodatkowe 2 miesiące po 500 PLN). Zatem przez następne 22 miesiące będziemy do tego funduszu dokładać po 1000 PLN (500 dokładamy co miesiąc plus 500 zwrotu długu). Innym rozwiązaniem byłoby 1050 PLN przez 20 miesięcy (jeśli odsetki rozłożylibyśmy równo na wszystkie wpłaty). W ten sposób pieniądze "leżące" przez dwa lata, zarobiły dodatkowo 1000 PLN (który i tak musielibyśmy spłacić, gdybyśmy wzięli pożyczkę z banku).

piątek, 9 sierpnia 2024

Kilka celów za jednym zamachem

Zastanawiałem się nad tym już kiedyś, ale postanowiłem sprawę przemyśleć raz jeszcze i tym razem doszedłem do innych wniosków. Mowa o oszczędzaniu równoległym - na kilka celów jednocześnie. Polega to na stworzeniu osobnego funduszu wakacyjnego, osobnego na nowy samochód, osobnego na nadchodzące wesele i tak dalej, zamiast skupiania się na jednej rzeczy na raz i odkładaniu pieniędzy na ten jeden, konkretny cel, a dopiero po jego zrealizowaniu skupianie się na kolejnym. Poprzednio wydało mi się to bez sensu - lepiej zgromadzić kwotę na jedną rzecz, kupić ją i zacząć zbierać na kolejną, prawda?

Otóż niekoniecznie... Sęk w tym, że:
  1. Niektóre cele mają termin, którego mamy się trzymać i nie ma konieczności zgromadzić środków na dany cel zbyt wcześnie (sprawdza się, kiedy ustalimy termin, podzielimy wpłaty i dokładamy na dany cel kwotę, która pozwoli go zrealizować). Takim typowym celem terminowym będą wakacje czy wesele.
  2. Zdarza się, że gdy do odkładania pieniędzy dorzuca się kilka osób, nie każdy ma ochotę wspierać każdy z tych funduszy. Może się zdarzyć, że na wakacje odkłada tylko jeden z partnerów, na samochód tylko drugi z nich, natomiast jednocześnie razem składają się na fundusz "domowy", by szybciej spłacić hipotekę.
  3. Czasem prezent od rodziny może dotyczyć konkretnego celu - dobrze więc mieć otwarte fundusze z różnymi intencjami. Na przykład rodzice w rocznicę ślubu dają parze kopertę z pieniędzmi, by wspomóc ich wymarzone wakacje. Byłoby nie w porządku przeznaczać je na samochód, lub przekładać pieniądze uzbierane na samochód do nowopowstałego funduszu wakacyjnego.

"Osobiście kiedy oszczędzam na jakiś cel, to gromadzę pieniądze w jednej puli" - tak właśnie myślałem. Ale to nie prawda! Osobno odkładam pieniądze z myślą o inwestycjach, osobno mam pulę "na czarną godzinę", taką poduszkę finansową, a osobno mam "pulę na jakiś cel", z tym, że przeważnie jest to cel nie dość dokładnie zidentyfikowany. Najczęściej oszczędzanie kończy się rozmową typu "czy mamy dość pieniędzy, by pozwolić sobie na...", zatem nie jestem idealnym przykładem oszczędzania na kilka rzeczy jednocześnie, ale tak jak napisałem na początku - do niedawna nie wierzyłem w ten system i prezentuję wynik swoich przemyśleń z ostatnich paru miesięcy. Zamierzam jednak sprawdzić tę metodę, bo wydaje mi się, że działa. 

Już cieszę się na myśl, że uda mi się zrealizować kilka celów jednocześnie, nawet jeśli potrwa to nieco dłużej. Wydaje mi się jednocześnie, że i tak nastąpi to szybciej, niż gdybym oszczędzał na każdą z rzeczy po kolei. Życzcie mi szczęścia!

piątek, 2 sierpnia 2024

Wakacje nad morzem

Jakiś czas nie pisałem, a to z powodu wakacji. Nie jeżdżę na nie co roku, wiec sprawa to dla mnie wyjątkowa. Przy okazji okazało się, że udało nam się pojechać w to samo miejsce, co 6 lat temu, dlatego mogę podzielić się spostrzeżeniami co do tego co się zmieniło. W kwestiach finansowych oczywiście.

Od razu zdradzę, że kilka kwestii mnie bardzo zaskoczyło. Zdradzę także, że nie będę publikował "paragonów grozy", bo takowych zwyczajnie nie posiadam. Podam za to kilka cen i kilka odniesień cenowych, gdyż byłem w jednym miejscu, a ceny na długości wybrzeża prawdopodobnie się różnią.

Zakwaterowanie


Apartament dwupokojowy (30m2) podrożał przez te 6 lat, ale wcale nie drastycznie. Poprzednio był to koszt 300 PLN za dobę, obecnie 350 PLN (komfort odrobinę większy). W moim odczuciu nie jest to wielka podwyżka, a zależało nam na wygodzie (klimatyzacja, pralka, żelazko). W cenę wchodziło także miejsce postojowe.

Rezerwowaliśmy na kilka dni przed przybyciem - miejsc było sporo, zatem nie jest prawdą, że rezerwowanie wakacji należy rozpocząć już w styczniu (jak słyszałem).

Jedzenie


Tutaj spotkałem się z najbardziej negatywnymi scenariuszami, jakoby jedzenie nad morzem było horrendalnie drogie. Czy było? Cóż - nie było. W odniesieniu do Warszawskich cen nie było szokująco drogie, a porcje były naprawdę duże. Zaskoczeniem dla mnie było to, że posiłek oparty na rybie był mniej więcej dwa razy droższy niż obiad podobnej wielkości, ale ze schabowym lub piersią z kurczaka. W dodatku zupełnie nie widać tego było w menu - cena ryby podawana była za 100 gram (i oscylowała wokół 20 PLN), natomiast porcja zawierała także frytki i surówki, które były dodatkowo płatne - to tutaj ukrywały się dodatkowe koszty. Napoje raczej drogie, co także podnosiło końcową cenę zamówienia.

Lody w cenie 7-8 PLN za gałkę lub 13-15 PLN za loda z automatu.

Ceny w sklepach "normalne", z tym, że zdarzają się produkty, których cena podniesiona jest o dodatkowe 50% (ja trafiłem na dział z jogurtami o takich właśnie wyższych cenach).

Plaża


Ok, plaża była darmowa, ale oddalona o 1,5 km od miasteczka. Lubię spacery, więc przejście przez zalesione wydmy (szlakiem lub drogą) nie było problemem. Jednak gdyby ktoś chciał dojechać, to cena za bilet na przejazd tego odcinka to 6 PLN za osobę (lub 7 PLN, jeśli zamówimy transport z/do ośrodka).

Można oczywiście dojechać własnym autem, jednak jeżeli chcemy zaparkować tuż obok wejścia na plażę, musimy się liczyć z kosztem 10 PLN za godzinę pozostawienia samochodu na placu.

Podsumowanie


Uważam, że jak na miejscówkę wakacyjną, ceny nie były przerażające i można było być gotowym na właśnie takie wydatki. Można oczywiście kłócić się, że wakacje za granicą wyszły by taniej i jest to prawda, ale czy wakacje za granicą są lepsze od wakacji nad polskim morzem? Ja jakoś wolę to drugie - bez pseudo luksusowego all inclusive z przesłodzonymi darmowymi drinkami z automatu i smażonym jedzeniem, które smakuje jednakowo niezależnie od tego, co się nałoży na talerz (takie mam doświadczenia).