piątek, 12 marca 2021

Błąd, który najczęściej popełniam

Czas na bardzo osobisty wpis. Wiem, że to nie jest powszechny problem (wielu moich znajomych jest zdziwiona tym, że ja działam w ten sposób), ale być może ktoś jeszcze ma podobny problem. Otóż bardzo często zdarza mi się kupować na zapas coś, co mógłbym kupić dopiero wtedy, kiedy będzie potrzebne. 

Czasy mamy takie, że większość rzeczy jest dostępne niemal od ręki (poza tym, co zamawiamy z Chin, czy Ameryki), a zatem nie ma żadnego racjonalnego powodu, dla którego trzeba kupić już teraz coś, czego potrzebować będziemy za miesiąc, pół roku, czy nawet kilka lat. A ja tak właśnie robię. Tłumaczę się tym, że może wtedy, kiedy będę danej rzeczy potrzebował, ta nie będzie już dostępna, albo jej cena będzie o wiele wyższa, ale tak naprawdę działam nieracjonalnie. Po prostu tak lubię. I jest to przyczyną mojej zguby.

Co w tym złego? 


Cóż - moje regały uginają się od książek, tylko dlatego, że zanim przeczytam pierwszy tom powieści, chce mieć cały cykl. Często pierwszy tom jest nietrafiony i w ten sposób cała seria po prostu zawala miejsce.
 
Płacę za schowek, w którym przechowuję mnóstwo gratów, nie wartych pieniędzy, jakie kosztuje wynajęcie schowka. tylko dlatego, że lubię mieć świadomość, że mam miejsce, w którym mogę umieścić starą, ale wciąż dobrą sofę, której będzie się pozbywał ktoś z rodziny, a która jeszcze kiedyś może mi się przydać. W praktyce przeważnie przechowuję takie meble, aż ktoś inny z rodziny będzie ich potrzebował i je zabierze.

Kiedy planuję jakąś pracę, kupuję niezbędne sprzęty i narzędzia na zapas, a później leżą one przez pół roku, zanim zabiorę się za robotę. Odwlekam? Nie - od początku planowałem, że tę pracę wykonam na wiosnę. Po co więc kupiłem wszystko jesienią? Nie mam pojęcia!

Przyznać muszę, że mam sporo przestarzałego sprzętu, który zdążył wyjść z mody i przestał być nowoczesny, zanim zabrałem się za jego użytkowanie. Kupiłem szlifierkę, ale zanim zdążyłem jej (zgodnie z planem) użyć, na rynku był już nowszy model, w tej samej cenie. 

Minusem są koszty. Minusem jest potrzebne miejsce. Minusem są wszystkie te rzeczy, które pozostały po zmianie planów i obecnie nie ma z nimi co zrobić, a wyrzucić szkoda. Minusem jest to, że naprawdę trudno mi się uwolnić od tego sposobu myślenia, mimo że jestem świadomy jego wadliwości.

Dobre strony


Czasem jednak takie działanie ma swoje dobre strony. Czasem w składziku znajduję jakąś meblową perełkę, którą mogę odsprzedać znacznie drożej tylko dlatego, że mebel stał się kultowy, modny lub unikalny. Czasem dysponuję nierozpakowanym opakowaniem czegoś, co wyszło z użycia wyparte przez nowsze wersje, a pasjonaci poszukują tego, co mnie zajmuje miejsce. Czasem... 

To przeważnie nie jest planowe (posiadam kolekcje, których wartości jestem świadom i wiem, że kiedyś mój synek będzie mógł na nich zyskać), to zwykły przypadek. Ten przypadek pozwala mi przymknąć oko na moją manię zabezpieczania się i gromadzenia rzeczy z myślą o tym, że użyję ich kiedyś. 

Innym pozytywem jest to, że kiedy przychodzi czas na wykonanie projektu, nie muszę nic zamawiać, liczyć - wszystkie sprzęty, materiały, projekty i obliczenia są już gotowe - wystarczy po nie sięgnąć i brać się do dzieła. Chyba jednak wolałbym zaplanować pracę dwa dni wcześniej, zrobić zakupy i przystąpić do działania jak tylko zgromadzę surowce. Może kiedyś się tego nauczę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz