wtorek, 24 marca 2015

Smutna Prawda

Ten post jest jasnym wynikiem rozmów o oszczędzaniu, jakie przeprowadziłem ze znajomymi nie tak dawno temu. Rozmawialiśmy o tym, że każdy, kto chce, może oszczędzać (no - prawie każdy, ale w tym konkretnie przypadku chodziło o każdego w gronie rozmówców, a że grupa ta jest dość reprezentacyjna, ośmielę się twierdzić, że sytuacja ta dotyczy niemal każdego, poza jednostkowymi przypadkami). Znajomi twierdzili, że w ich sytuacji nie jest to możliwe, zatem zaproponowałem analizę wydatków jednej z osób, by na jej przykładzie dowieść swojej racji.

Zaczęło się oczywiście od dochodów "na rękę" - wiadomo, że żeby wyjąć trzeba było coś wsadzić. Kwota wyższa była od najniższej krajowej, a zatem istniała szansa, że będzie z czego oszczędzić. 

Po zarobkach, czas na wydatki. Na wstępie wydatki stałe - kredyty, opłaty i tym podobne. Z części takich opłat można oczywiście zrezygnować (na przykład rezygnując z pakietu telewizji, czy internetu), jednak w tym przypadku był to zbyt wielki krok w stosunku do generowanych z tego tytułu zysków (tania umowa). Także telefon nie przyniósł by wielkich oszczędności z uwagi na niezłą, firmową umowę. W mojej opinii najłatwiejszą drogą do zmniejszenia stałych opłat jest ograniczenie zużycia prądu i wody - to przynosi efekty, chociaż takie jednostkowe zakręcenie wody pod prysznicem w czasie namydlania ciała nie przynosi od razu kokosów. Ale ziarnko do ziarnka (a grosik do grosza)...

Następnym etapem, z resztą tym, na który najbardziej liczyłem, są wydatki zmienne - dodatkowe. Jeśli na coś wydajemy, przeważnie możemy coś z tego zaoszczędzić. Pozostała kwota wciąż dawała takie nadzieje. Oszczędzić można na jedzeniu - czy to kupując tańsze produkty, czy nie wyrzucając resztek (ale o tym innym razem), a jest to grupa zakupów, na którą każdy musi przewidzieć jakiś budżet. Kolejnymi takimi grupami są środki czystości i chemia domowa oraz kosmetyki. Poza tym przejazdy - czy to samochód (drożej) czy komunikacja publiczna (taniej, ale trudno tego wydatku uniknąć). Inne grupy nie są już koniecznością (musimy oczywiście od czasu do czasu kupić coś innego, ale te zakupy można przeważnie rozkładać w czasie), więc i łatwiej o oszczędności.

Z uwagi na to, że pozostała po tym kwota nadal była niemała (może nie była wielka ale nadal było to kilkaset złotych), zapytałem, na co te pieniądze są wydawane, skoro nie ma z czego odkładać. Odpowiedź najpierw brzmiała "nie wiem". Jest to znaczące - bardzo wiele osób nie wie na co wydaje kilkaset złotych co miesiąc. Jest to fakt, o którym wiedziałem - trudno jest wydać nieświadomie więcej niż się posiada (chyba, że ktoś korzysta z karty kredytowej, dlatego jedną z zasad oszczędzania na zakupach jest "noś gotówkę a nie kartę"), nie trudno natomiast wydawać małe kwoty, które złożą się na sporą sumę, o której wydaniu nie mieliśmy pojęcia (bo wydawało nam się, że kupiliśmy tylko najważniejsze, niezbędne rzeczy). Ta kawka na mieście, hamburger, kino, dwa piwka w pubie... to wszystko, zebrane razem, stanowi uciekające kilka stówek co miesiąc, kilka tysięcy rocznie - kilka tysięcy, które mogłyby znajdować się na koncie i procentować lub stanowić podstawę dla inwestycji, chociażby w bezpieczniejsze od akcji fundusze inwestycyjne.

Po ogłoszeniu tego "rewolucyjnego" wniosku, usłyszałem, że "przecież nie można zrezygnować z drobnych zakupów, przyjemności, kawy na mieście, jedzenia w knajpach i spotkań z przyjaciółmi w klubach czy barach". I tutaj pojawia się prosta odpowiedź - można! Na wstępie nie twierdziłem, że każdy może oszczędzać, ale tylko, że każdy, kto chce, może oszczędzać. Smutna prawda polega na tym, że wiele osób, które bezmyślnie wydają te kilkaset złotych co miesiąc, chciałaby odkładać pieniądze, ale nie poświęcając niczego ze swoich dotychczasowych wydatków. Tak się nie da, bo (jak pisałem), żeby wyjąć trzeba wsadzić. Pieniądze nie pojawią się znikąd, a nauka oszczędzania polega na tym, by dowiedzieć się z jakich wydatków należy zrezygnować, a nie jak nadal wydawać tyle samo, ale żeby coś było na koncie (w tym celu należy postarać się o podwyżkę, ale jeśli ktoś trwoni resztkę pozostałych pieniędzy, to po podwyżce będzie po prostu trwonił więcej). Chcesz oszczędzać - zacznij oszczędzać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz