Problemem w rezygnowaniu z zakupów (obojętnie, czy takich na poprawienie nastroju, czy po prostu dlatego, że zapragnęliśmy coś mieć, czy nawet zwykłego wypadu po chipsy i słodycze) nie jest to, że nie otrzymujemy żadnej nagrody (pieniądze w portfelu to przecież jakaś nagroda), tylko to, że nie jesteśmy wynagradzani natychmiast. Nie czujemy tego, że otrzymujemy gratyfikację a tylko frustrację, że nasze chęci (na robienie zakupów czy na batonika) nie zostały zaspokojone.
Czas to zmienić!
Musimy sprawić, byśmy otrzymywali nagrodę ilekroć rezygnujemy z kupowania niepotrzebnych rzeczy. To jest aż takie proste! Zastanawiając się nad tym, czym będzie nagroda, zwróćmy uwagę na to, co w rzeczywistości otrzymujemy - niewydane pieniądze zostają w portfelu. Zróbmy z tego nagrodę, którą poczujemy.
Znajdźmy cel, na który chcemy oszczędzać. Mogą to być przyszłoroczne wakacje, nowy sprzęt AGD a nawet "rachunki do końca roku" (o tym ostatnim za chwilę). Kiedy mamy cel, bierzemy kopertę, albo pudełko, które pomieści banknoty i monety, na wierzchu grubym markerem piszemy na co oszczędzamy, a następnie za każdym razem, kiedy odmawiamy sobie jakiegoś zakupu, zaoszczędzone pieniądze wkładamy do pudełka. Alternatywą jest odrębne subkonto oszczędnościowe, gdzie będziemy przelewać zaoszczędzone kwoty - cel będzie dokładnie taki sam.
W ten sposób każdorazowo po odmówieniu sobie zakupu poczujemy jak dana kwota zasila nasz cel. W rzeczywistości zobaczymy jak powiększają się oszczędności, jak coraz mniej brakuje! To bardzo satysfakcjonujące i wynagradza niezadowolenie z odmawiania sobie przyjemności (sprawdzałem).
"Rachunki do końca roku"
Ten nietypowy cel był moim pomysłem jakiś czas temu. Z grubsza wiemy ile wydajemy na opłaty każdego miesiąca (ja prowadzę tego typu zapiski i nie uruchamiam zlecenia stałego, tylko siadam w określony dzień i robię wszystkie przelewy).
Jeśli odkładamy jakieś kwoty do koszyczka (lub na konto) z zamiarem spłacenia nimi reszty rachunków, to cel zbliża się dwukrotnie szybko - z jednej strony co miesiąc maleje kwota, jaką do końca roku pochłoną opłaty, a z drugiej powiększa się kwota w koszyczku. W pewnym momencie orientujemy się, że wystarcza ona na opłaty. Może to się wydarzyć w listopadzie, ale może i w sierpniu. Rzecz w tym, że w takim momencie wiemy, że do końca roku rachunki nie kosztują już nic! To wspaniałe uczucie i bardzo polecam ten cel każdemu, kto nie wie na co właściwie oszczędzać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz