Znacie powiedzenie, że kto nie posuwa się naprzód, ten się cofa? Albo, że najlepszą obroną jest atak? Otóż oba te wyrażenia mają zastosowanie, jeśli chodzi o oszczędzanie. Moim zdaniem, ktoś kto nie oszczędza wydaje coraz więcej. Przykłady obserwuję w życiu codziennym. Problem narasta, ale każdego dnia jest tylko niezauważalną odrobinkę większy niż poprzedniego. Suma tych drobinek staje się z czasem nie do pokonania. Dlatego właśnie im wcześniej zdamy sobie sprawę z problemu tym lepiej.
Oszczędzanie to dobre przyzwyczajenie
Znam wiele osób, które mówią, że nie muszą oszczędzać. Dużo zarabiają, cieszą się życiem. Cóż - ja cieszę się życiem nie zarabiając tyle co one. I nie chodzi wcale o to, że pieniądze szczęścia nie dają, czy tym podobne truizmy. Po prostu są różne modele życia - dla mnie cenniejszy jest wolny czas spędzany poza pracą. Jeśli ktoś woli cały rok pracować po dwanaście godzin, żeby w lipcu na dwa tygodnie wyskoczyć na Capri i wylegiwać się na pokładzie własnego jachtu, to oczywiście ma do tego prawo.
Do rozsądnego wydawania pieniędzy na co dzień przyzwyczaiłem się dawno temu. Oczywiście, nie wszystkie moje zakupy są rozsądne, ale są relatywnie tańsze niż nieprzemyślane zakupy innych ludzi. A kiedy kupuję coś drogiego, jakiś luksusowy produkt, to zakupu dokonuję świadomie - właśnie na to odkładałem. Oszczędzanie to nie jest odmawianie sobie wszystkiego, jak myślą niektórzy.
Najcenniejszą rzeczą, której nauczyło mnie nie wydawanie pieniędzy bez sensu jest to, że wtedy o wiele mniej trzeba myśleć o pieniądzach. Stres, że kiedyś się skończą jest nieco mniejszy, kiedy nie żyje się ponad stan. No właśnie...
Życie ponad stan
Okazuje się, że w Kraju nad Wisłą codziennie zdarzają się cuda. Otóż wiele osób zarabiając 3000 PLN, wydaje miesięcznie 3500 - 4000 PLN. To znany dowcip, ale czy napewno?
Ile jest gospodarstw domowych, które "żyją" od pierwszego do pierwszego? Ile nie ma żadnych oszczędności? To nie zawsze wina niskich dochodów. Często to sprawa życia ponad stan, jak niski ten stan by nie był.
Może to przykre co napiszę, ale nie wszystko jest dla wszystkich. Nie ma co narzekać na wysokie ceny w nadmorskich kurortach, ponieważ te kurorty nie są dla wszystkich. Nie ma co marudzić, że Warszawa jest droga - można się wyprowadzić, bo w Polsce jest wiele miast o wiele tańszych (a 500+ wszędzie takie samo). Warszawa jest droga, bo w Warszawie zarabia się nieco lepiej. Jeśli ktoś zamierza robić karierę w Warszawie, musi się liczyć z wyższymi kosztami życia, które niebawem będzie mógł pokryć z zarobków. Jeśli ktoś liczy na to, że będzie zarabiał tutaj, a wydawał gdzie indziej, to... powodzenia. Przypominam, że skoro w Warszawie są wyższe zarobki, to zarobki sprzedawców, zyski sklepów i restauracji zlokalizowanych w Warszawie też są wyższe, a więc wyższe muszą być i ceny. To nie jest dobre miasto, by spędzać w nim emeryturę - płaci się bowiem za bliskość klubów, dyskotek, kin i ogólnie miejsc, które w jesieni życia nie są człowiekowi aż tak potrzebne. A płacić trzeba. Jest wiele miejsc, gdzie, czy to ze względu na lokalizację, czy z innych powodów (na przykład docelowej klienteli), ceny są wyższe. Te miejsca zwyczajnie nie są dla wszystkich.
Niestety - filmy oraz reklamy łudzą nas, że nam się wszystko należy. To nie prawda. Zawsze będą istnieć miejsca przeznaczone dla ludzi poruszających się w strefie niedostępnej zwykłym śmiertelnikom i nie ma w tym niczego złego. Ale trzeba o tym pamiętać i nie aspirować do strefy, na którą nas zwyczajnie nie stać. Szczególnie, że istnieją tańsze odpowiedniki - nie tak prestiżowe, ale zaspokajające te same potrzeby (sklepy z niższymi cenami, tańsze knajpy, hotele, samochody, produkty, etc.) i wystarczy wybrać te na swoim poziomie. Przyzwyczajenie do oszczędzania sprawia, że omijamy ten problem, bo przeważnie nawet nie patrzymy w stronę najdroższych produktów, a wszystko co zbyteczne zwyczajnie ignorujemy.
Moje doświadczenie z oszczędzaniem
Nigdy nie rozumiałem zazdrości o pieniądze. Nigdy nie byłem ciekawy ile zarabiają ludzie na równorzędnych stanowiskach. Nigdy nie patrzyłem na lepiej zarabiających znajomych, zastanawiając się dlaczego to nie ja. Każdy ma inaczej - jeśli ktoś był sobie w stanie wynegocjować lepsze warunki w pracy, brawo dla niego, mnie wystarczało poczucie, że zarabiam tyle ile warta jest moja praca. Zawsze przecież mogłem się zwolnić albo iść po podwyżkę, gdybym miał poczucie, że robię więcej niż "mam płacone". Jednocześnie starałem się nie zostawać w pracy dłużej (bo płacono mi według czasu spędzonego w pracy), nie przychodzić w soboty (bezpłatne) i nie robić rzeczy, które robili moi koledzy "żeby nie stracić pracy", bo pracodawca szybko przyzwyczajał się do tego, że pracownicy dobrowolnie spędzają w biurze 10, 11 czy 12 godzin i nie było to żadną "wartością dodaną".
Nie zazdrościłem znajomym lepszych samochodów, bo mój dowoził mnie na miejsce tak samo dobrze i tak samo szybko (jeśli żadna strona nie łamała przepisów), a to, że oni mają automatyczną klimatyzację, a ja tylko manualną, nie było warte różnicy w cenie (jak i klasa auta, lepszy lakier, ładniejsze brzmienie i wiele innych detali). Dla mnie lepszy pojazd to byłby zbytek. Ale cieszę się, że inni mają frajdę mając takie fury, jakie im się podobają. Nie wiem, czy ich stać, bo do portfela im nie zaglądam i nie interesuje mnie to.
Oczywiście mam potrzeby, jak każdy. I staram się je zaspokajać - czy to z bieżących dochodów, czy też z odłożonych oszczędności. Przede wszystkim jednak zwracam uwagę na to, by nie martwić się tym, jak spłacę pożyczkę (dlatego ich nie biorę) czy jak zapłacę rachunki (na nie musi starczyć w pierwszej kolejności). Jeśli tego stresu nie mam, jestem szczęśliwy. A wiem, że wiele osób żyje pod presją rachunków, mieszkając w domach, na które ich nie stać, jeżdżąc drogimi samochodami i bywając w miejscach, na które według nich zasługują i chcą się pokazywać. Nie potępiam, ale odradzam.
Nowy start
Jeśli więc czujecie presję i chcecie coś z nią zrobić, zacznijcie od porządków w domowym budżecie, zaplanowaniu wydatków pod kątem stworzenia oszczędności i wyrobienia sobie nawyku, który sprawi, że będziecie mierzyć siły na zamiary i nie będziecie wydawać pieniędzy na zbytki, na które Was nie stać. Każdy dzień jest dobry, by zacząć, szczególnie jeśli każdego dnia rośnie Wasze zadłużenie, a stos niezapłaconych rachunków piętrzy się coraz wyżej. Ale nawet jeśli nie, zmiana sposobu myślenia może zaowocować czymś dobrym. A jeśli zdecydujecie się nie przejmować, róbcie to z pełną świadomością tego, na co się decydujecie.