Wracając do kwestii powiększającego się grona bezrobotnych, chciałem przyjrzeć się temu zjawisku od strony pracodawców. Okazało się (co nie powinno dziwić), że pracodawcy, bądź potencjalni pracodawcy chętnie zatrudniliby ludzi, ale niestety koszt ponoszony przez nich jest niewspółmiernie wyższy od zysku pracownika. Dochodzi tu do sytuacji w której:
- Istnieje pewna kwota X, która jest zarobkiem pracownika, za którą to kwotę X pracownik pracowałby zadowolony z dobrze płatnej posady. Przy czym kwota X jest dobrą płacą za świadczone usługi i to przyzna pracodawca. Do tego pracodawca zapłaciłby chętnie tą właśnie kwotę.
- Istnieje kwota Y, która byłaby kosztem pracodawcy, gdyby kwota X była faktyczną pensją pracownika. Pracodawca stanowczo twierdzi, że to zbyt duży koszt jak za wykonaną pracę (sam pracownik przyznałby, ze koszt ten jest zadziwiająco wysoki).
- Istnieje kwota Z, która byłaby pensją pracownika, gdyby kwota X była kosztem pracodawcy. Pracodawca płaciłby zatem tyle, ile uważa za godziwą cenę za usługę, jednak po odliczeniu wszelkich kosztów, pensja pracownika (kwota Z) byłaby niezadowalającym wynagrodzeniem za daną pracę (pracodawca także by to przyznał).
Skoro mamy taką sytuację, że istnieje kwota, co do której zgodziłby się i pracodawca i pracownik, nie ma mowy o tym, że bezrobocie istnieje z powodu chciwości i chytrości pracodawcy ani pazerności pracowników. Problem stanowią te "koszty", które tak różnicują kwotę X od kwoty Y czy Z. Jak więc zrobić, by koszt pracodawcy był jak najbardziej zbliżony do zarobku pracownika? Jak zmniejszyć tą różnicę? Oczywiście niwelując podatki i obowiązkowe opłaty ciążące na pracowniku i na pracodawcy z tytułu wypłacanego wynagrodzenia. Niestety - na to zgody nie ma, więc pozostaje praca na czarno - szara strefa powiększa się, a co za tym idzie zmniejszają się wpływy do ZUS (może w końcu ktoś zamknie tą pożałowania godną instytucję), wpływy z podatków itp. Powoduje to konieczność zwiększenia przymusowych opłat, a co za tym idzie sprowokowania jeszcze większej liczby osób do ukrywania dochodów i pracy na czarno. Skoro komuś opłaca się zatrudniać pracowników na czarno, to znaczy, że jest w stanie się dogadać co do kwoty, za jaką świadczone będą usługi, a która satysfakcjonować będzie zarówno pracodawcę jak i pracownika. Jednak to rozwiązanie jest wbrew prawu!
Istnieje prostsze rozwiązanie - barter. Każdy posiada bowiem jakieś umiejętności czy towary, które może wymienić na potrzebne mu dobra czy usługi. Może się to odbywać na małą skalę - wśród znajomych (ja ci pomaluję mieszkanie, a Ty w zamian będziesz odbierać moje dzieci ze szkoły albo posprzątasz moje mieszkanie a w zamian ja dam Ci 5 lekcji gry na pianinie) lub na większą skalę, w celu przeżycia (praca za jedzenie - choćby zmywanie w restauracji). Można też pokusić się o założenie grupy barterowej, która zrzeszać będzie różne zawody, ludzi o różnych zdolnościach, z których każdy świadczyć będzie usługi na rzecz innych członków, otrzymując w zamian ich usługi. Przed oczami stają mi zeszyciki, w których każdy członek grupy wpisywałby z jednej strony "świadczenie usług/zbytek towarów" a z drugiej "otrzymanie usług/nabycie towarów" na zasadzie - co jedna osoba wpisuje w kolumnie pierwszej to inna wpisuje w kolumnie drugiej - i nie ma konieczności odwdzięczania się za każdą usługę tej samej osobie, ale dowolnemu członkowi społeczności - bilans i tak powinien wyjść bliski zera, a nikt nie straci na tym tyle co na obecnych podatkach.
Pytanie, czy to na prawdę jest to do czego dążyła cywilizacja? Bo do tego prowadzi polityka finansowa wyzysku na obywatelach, jaka w chwili obecnej wcielana jest w życie. Jeśli miałbym wybierać - wolałbym zacisnąć pasa i pracować za jedzenie i dach nad głową niż kombinować co zrobić z najniższą krajową (poniżej 1200 PLN "do ręki").