Kupno nowego samochodu to zła inwestycja! Oczywiście, jeśli patrzymy na to jedynie z inwestycyjnego punktu widzenia i mamy na myśli kupno samochodu dla siebie, a nie do firmy czy jako specjalistycznego sprzętu. W takim przypadku to zawsze zły pomysł. Najprościej wziąć pod uwagę fakt, że samochód kupiony w salonie traci 10-20% wartości w momencie wyjechania z salonu. Te 10-20% to wartość tego, że możemy wyjechać z salonu nowym samochodem. Tracimy tę wartość bezpowrotnie, bo następny użytkownik nie będzie mógł już dostąpić tego zaszczytu, nawet jeśli odsprzedamy mu auto zaraz następnego dnia.
Oczywiście, zdarzają się modele samochodów, które w późniejszym terminie zyskają na wartości, ale to sytuacje szczególne - albo jest to jakaś limitowana seria, najlepiej numerowana (w tym przypadku wyjeżdżamy z salonu na lawecie i chowamy nasz egzemplarz, by go później odsprzedać), albo ryzykujemy, że dane auto stanie się kultowe i zamykamy w wielkim hangarze, w którym stoją auta z kilku dekad, gdyż mamy nadzieję, że niektóre z nich staną się poszukiwanymi klasykami. Obie te sytuacje nie są jednak w naszym rozumieniu sytuacją "normalną", kiedy ktoś "kupuje sobie samochód".
Podobnie sprawa się ma, jeśli chodzi o auta użytkowe - kierowca ciężarówki (lub firma transportowa) może kupić nowy ciągnik siodłowy i zarobić na tym, że będzie bez przeszkód jeździł, nie marnował czasu w warsztatach i zarabiał dzięki temu, że ma nową ciężarówkę. Taka sytuacja może sprawić, że uznamy kupno nowego samochodu za dobrą inwestycję, ale może się okazać, że kupno wysłużonego egzemplarza za jedną trzecią ceny też byłoby uzasadnione ekonomicznie.
Ostatnią kwestią są pojazdy specjalistyczne. W pewnym sensie ciężarówki także można za takie uznać. Chodzi mi jednak o maszyny budowlane, pojazdy specjalnego przeznaczenia, wszelkie przeróbki itp. Tutaj kupno nowego egzemplarza często jest niewiele droższe niż kupno używanego, bardzo zużytego pojazdu. A kupienie takiego, który wyjechał już z salonu, ale nie zdążył się jeszcze zestarzeć (czyli stracił jedynie te 20% wartości, a nie 70%) jest niemożliwe.
Wróćmy jednak do zakupu nowego auta. Tracimy te kilkanaście procent wyjeżdżając z salonu, ale to nie wszystko. W następnej kolejności tracimy jeszcze więcej, jeśli doznamy kolizji. Nawet drobna szkoda parkingowa, obcierka lakieru czy odprysk kosztuje nas drogo. W przypadku dowolnej awarii już po okresie gwarancji mamy do wyboru: albo wymienić część na oryginalną, żeby utrzymać wysoki status pojazdu, albo zastosować zamiennik i pożegnać się ze świadomością, że pojazd jest nowy.
I nie ma w tym nic złego, jeśli to nam nie przeszkadza. Tak jak nie ma nic złego w kupnie nowego samochodu na własny, prywatny użytek - jeśli nas stać. Nie warto jednak oszukiwać siebie (i żony), że kupno nowego samochodu to jakakolwiek inwestycja. To zbytek, na który można sobie pozwolić, jeśli finanse dopisują i ma się na niego ochotę. Być może jest to marzenie, na którego realizację chcemy zaoszczędzić i tylko taki związek z oszczędzaniem ma kupno samochodu z salonu.