Wiele osób, które zaczynają oszczędzać tworzy budżet domowy (to świetnie, bo to pierwsza rzecz od której warto zacząć - od sprawdzenia na co właściwie wydajemy nasze pieniądze), a następnie skupia się na tym, którą kategorię można wyeliminować z listy. Rachunki i opłaty stałe omijamy szerokim łukiem, chociaż to one stanowią lwią część naszych wydatków. Tak samo postępujemy z jedzeniem, ponieważ jeść musimy, prawda?
To błąd! Te dwie grupy to w naszym budżecie domowym największe koszty, które często przekraczają 80% wszystkich wydatków. Każda oszczędność w tej grupie da nam porządny zastrzyk gotówki. Poza tym to tutaj łatwo znaleźć drobną oszczędność, dającą spory zysk, niż szukać jej na przykład w kosztach dojazdów do pracy, co finalnie i tak da nam zaledwie procent lub dwa oszczędności w większej skali.
Przyjrzyjmy się rachunkom. Tych zamieszkanie raczej nie przeskoczymy. Ale co z rachunkiem za media? Prąd i wodę możemy przecież oszczędzać, a tym samym płacić mniej. Choćby o 10%. A może czas pomyśleć o innej taryfie na telefon? Jeśli umowa dobiega końca, warto rozejrzeć się po rynku. Może czas zmienić dostawcę internetu? Tutaj można znaleźć naprawdę świetne oferty, bo usługodawcy prześcigają się w tym, by przyciągnąć i utrzymać klienta. Umowę z operatorem telewizji kablowej także można renegocjować. Opłaty stałe wcale nie są takie "stałe" jak mogłoby się wydawać.
Jeśli zaś chodzi o jedzenie, to zmiana nawyków zakupowych może sprawić, że oszczędzimy nawet 25% kwot, które obecnie wydajemy w supermarketach. Jak tego dokonać? Już za tydzień odpowiedź na to pytanie.
Nie przejmowałbym się za to wydatkami na drobne przyjemności. Kwota, jaką na nie świadomie przeznaczamy jest tak niska, że dopóki się jej trzymamy, nie ma sensu szukać tutaj oszczędności. Nawet całkowita rezygnacja z przyjemności da małą oszczędność, a będzie dużym ciosem dla naszej psychiki.