piątek, 23 lutego 2024

Skalowanie planów

Jako dzieci tworzymy wielkie plany na życie. Chcemy być strażakami, policjantami, żołnierzami, modelami, aktorami. Chcemy zwiedzać świat, mieć dużo pieniędzy, być sławni, osiągnąć coś. Jednak kiedy wybieramy drogę i realizujemy ją, wachlarz możliwości stale się zmniejsza. Zakładamy rodzinę i od teraz nie marzymy już o tym, by mieszkać w samotni w dżungli czy w jaskini. Ile razy w ciągu życia możemy zmienić ścieżkę kariery? Raz? Dwa? Może trzy razy... Ale nie zdążymy być wszystkim, czym chcieliśmy za młodu (a teraz już prawdopodobnie nie chcemy). Wygodę zaczynamy cenić wyżej niż przygody, a gdy odnajdziemy się w życiu rodzinnym, ryzyko jakoś przestaje smakować. Nasze plany nie są już takie śmiałe - ot podwyżka, nowy samochód, wakacje nad morzem. Orientujemy się, że już nie zostaniemy sławnymi aktorami, nie będziemy obrzydliwie bogaci i nie zamieszkamy w pałacu. Ale nic nie szkodzi, jeśli jest nam dobrze tu, gdzie jesteśmy. Nie mamy przecież poczucia zmarnowanego życia.

Lepsze wrogiem dobrego


Jeśli nie czujemy, że zmarnowaliśmy życie, nie mamy problemu z tym, że nie zrobiliśmy wszystkiego o czym kiedyś myśleliśmy. Jeśli jednak czujemy, że coś jest nie tak, wracamy myślami do fantazjowania i myślimy "a mogłem teraz...". I niech to będzie wyznacznik! Jeżeli bez żalu patrzysz na zrealizowaną część planu, czuj się zwycięzcą. Jeśli czegoś żałujesz - im wcześniej to zmienisz, tym większą masz szansę na powodzenie, bo im później tym trudniej przychodzi nam realizacja wielkich planów. 

Nie tkwij więc w nieudanym małżeństwie - albo natychmiast weź się za jego naprawianie, albo natychmiast się rozstań. Jeśli myślisz, że "jakoś się ułoży", z każdym dniem będziesz czuł się z tym gorzej, aż w końcu osiągniesz etap zobojętnienia, kiedy będziesz jedynie powtarzać sobie "a mogłem", "a powinnam". Nie tkwij w nielubianej pracy, ale natychmiast zacznij szukać nowej (oczywiście nie rzucaj starej zanim nie znajdziesz, bo pieniądze są potrzebne do życia). Nie odpuszczaj ani jednego dnia, bo im później, tym trudniej realizować duże plany.

Mniejszy plan bardziej przystępny?


Z czasem plany stają się mniejsze i nie tak spektakularne i warto mieć tego świadomość. Jeśli dzisiaj stać Cię na dużą inwestycję, chwyć się tej myśli - analizuj sytuację i działaj. Jeśli Cię na nią nie stać (choćby mentalnie), zmniejsz plan do małej inwestycji i pomyśl, czy na nią Cię stać, zamiast zupełnie rezygnować z pomysłu inwestowania. Być może nie boisz się samego pomysłu, a jedynie skali. 

Jeśli śmiech ogarnia Cię na myśl, że możesz całkowicie zmienić ścieżkę kariery, pomyśl o przebranżowieniu się na coś pokrewnego temu, na czym się znasz. Czemuś, gdzie wykorzystasz dużą część swoich umiejętności i doświadczenia, a douczysz się jedynie kilku detali. 

Jeżeli marzysz o wyprowadzce za ocean, ale wiesz, że tego nie zrobisz, pomyśl o wyprowadzce do innego kraju, do innego miasta, o przeprowadzce do innego domu, kilka kilometrów dalej. 

Skalowanie swoich planów to doskonały sposób na to, by z nich nie rezygnować. Warto wykorzystać to, że kiedyś już przemyśleliśmy temat, że robimy kroczek we właściwym kierunku. Bardzo często samo to, że przejęliśmy inicjatywę sprawia, że ponownie stać nas na realizację większych i bardziej ambitnych przedsięwzięć. Jeśli więc nie chcesz rzucać się od razu na głęboką wodę, zacznij od jacuzzi!

piątek, 16 lutego 2024

5 Oczywistych Alternatyw

Dziś trochę z przymrużeniem oka. Poniższe kwestie są jak najbardziej prawdziwe i każdy z pewnością o tym wie, a jednak ignorujemy je w tej ich oczywistości. Słyszeliśmy o nich tak wiele razy, że przestaliśmy je analizować, przestaliśmy się zastanawiać i przestaliśmy podejmować właściwe wybory. Warto więc pisać o tych alternatywach, by wyciągnąć je do świadomej, podejmującej codzienne decyzje części mózgu. Postanowiłem więc napisać o nich jeszcze raz i wybrałem te, które uważam za najważniejsze (ale jeśli uważacie, że coś pominąłem, piszcie komentarze i dzielcie się swoimi spostrzeżeniami). Oto pięć takich, o których warto sobie przypomnieć.

1. Dokładne, sumienne mycie zębów pozwala oszczędzić na dentyście. I piszę to ja, a nie "znany lekarz" czy "czterech na pięciu dentystów". Myj zęby rano i wieczorem a raz na pół roku idź do higienistki i usuń kamień, a ustrzeżesz się ogromnych wydatków. Czyszczenie u higienistki nie jest może tanie, ale jest tańsze niż pojedyncza plomba (nie wspominając o leczeniu kanałowym). Nie jest też tak nieprzyjemne. Duże oszczędności (a przecież zęby i tak myjesz - przyłóż się i rób to bardzo dokładnie).

2. Kawa na mieście jest droga - czy to w kawiarni czy sieciówce, a nawet w barze szybkiej obsługi. Zainwestuj w ekspres - jeśli lubisz, to nawet na kapsułki (nadal taniej niż w kawiarni). Dodatkowym atutem jest to, że kiedy nauczysz się przyrządzać kawę taką, jaką lubisz, masz pewność, że nie dodano tam czegoś o czym nie wiesz (na przykład dużej ilości cukru czy tłustej śmietany). Nie kupując kawy na mieście szybko odłożysz sumę, wystarczającą na dobry ekspres do kawy. Nie żartuję!

3. Podobnie śniadanie lub lunch. Przygotuj go w domu i zabierz ze sobą, zamiast kupować gotowy. Będzie zdrowszy i o wiele tańszy (nawet 5 razy tańszy). Naucz się tych kilku potraw, które lubisz i zabieraj jedzenie z domu. Jakaś sałatka (z jajkiem, kurczakiem lub avocado, żeby się najeść), kanapka jaką lubisz - dopieszczona i z dodatkami, makaron z sosem lub ryż z kurczakiem, warzywa gotowane na parze czy nawet płatki, do których tylko dodasz mleka - przygotuj je w domu, wsadź w pojemnik i weź ze sobą!

4. Jeśli nie robisz skomplikowanego programu treningowego i nie szykujesz się do zawodów, a po prostu chcesz dbać o aktywność fizyczną, nie potrzebujesz karnetu na siłownię czy do studia fitness. Ćwicz w domu, nawet codziennie. Takie ćwiczenia zajmą mniej czasu (bez marnowania czasu na dojazd), są o wiele tańsze (karimata, hantle, sprężyna to jednorazowy koszt, ale krzesło, szafę, pod którą możesz wsunąć stopy i samą podłogę masz za darmo), a po wszystkim możesz wziąć prysznic we własnej łazience.

5. Piątek z pizzą to fajna tradycja. Rzecz w tym, że odkąd nauczyłem się robić pizzę w domu (ok, ciasto nie jest tak profesjonalne jak we włoskiej pizzerii, ale jest pyszne tak czy inaczej), nie wydaję na zamawianą pizzę. Okazuje się, że nawet jeśli kupię oryginalne składniki (dobrą mozzarellę, pikantne włoskie salami, oliwki), samodzielnie zrobię sos i ciasto, to przygotowanie pizzy nadal wychodzi kilkukrotnie taniej niż zamówienie jej w dostawie. I nie trwa wcale tak długo (jasne - ciasto musi wyrosnąć, ale poza tym to kwadrans roboty).

piątek, 9 lutego 2024

Studia - dwie drogi

Idąc na studia, zasadniczo masz dwie drogi. Żadna z nich nie jest zła (chociaż jedna daje większe możliwości), ale każda z nich wymaga innego podejścia i pozwala zrealizować inne cele przy innej dozie włożonego wysiłku. Moim zdaniem, warto wiedzieć o tym i żałuję, że nie byłem taki cwany, kiedy sam szedłem na studia. Że przynajmniej nie wiedziałem tego wszystkiego, by świadomie decydować. Coś tam przeczuwałem, ale wszelkie "rady" brałem za takie "pitu pitu". Jeśli jesteś w okresie wyboru swojej drogi edukacji, na początku kariery, być może ten tekst potraktujesz tak samo. Ale być może wcale nie. Pisze to właśnie dla tych, którzy chcą wybrać lepiej lub chociaż bardziej świadomie. Którzy w ogóle chcą WYBRAĆ.

I


Pierwsza droga - łatwiejsza (niczym ciemna strona mocy) i dlatego wybierana przez znakomitą większość znanych mi osób to droga "studiuję dla tytułu i dyplomu". To droga, którą wybiera "pokolenie CV" - ludzie, których cała wartość mieści się w papierkach - CV, dyplomy, poświadczenia, świadectwa. 

Ci ludzie idą na studia po to, żeby je ukończyć i dostać dyplom, który umożliwi im start zawodowy w firmach na lepszych stanowiskach i z lepszymi pieniędzmi, albo po prostu sprawi, że będą mogli aplikować na stanowiska, gdzie wymagane jest konkretne wykształcenie.

Do tego wystarczy wybrać jakiekolwiek (nawet nienajlepsze) studia, które dają odpowiedni dyplom, a potem ślizgać się, ucząc na konkretne zaliczenie, kolokwium i egzamin. Oczywiście podstawy, a także odrobina fachowej wiedzy przy okazji zostaje, do tego czasem można się dowiedzieć gdzie konkretnych informacji szukać, więc koniec końców osoba, która kończy studia z takim podejściem zostaje mniej lub bardziej kompetentnym pracownikiem, który większość potrzebnej wiedzy otrzyma już w czasie pracy, na stażu, na okresie próbnym, pnąc się po kolejnych szczeblach kariery.

II


Druga droga jest trudniejsza, ale daje dodatkowe możliwości (nie ujmując tych, które opisałem powyżej). Tę drogę obierają osoby, które poza papierem, faktycznie chcą skorzystać z tego, że są na studiach (nie ma tu znaczenia, czy darmowych, czy nie). Poza poświadczeniem ukończenia studiów wyższych, chcą one także zdobyć wiedzę, często bardzo specjalistyczną.

Tacy ludzie idą na studia dlatego, że niewielkim (albo zgoła żadnym) kosztem mogą korzystać ze wszystkiego, co daje uczelnia - biblioteki wypełnione fachową literaturą, często nie dostępną nigdzie indziej, konsultanci i specjaliści, którzy w ramach zajęć oraz dodatkowych godzin odpowiedzą na każde pytanie (jeden z moich dawnych wykładowców mawiał, że teraz możecie się konsultować za darmo, jak skończycie studia, godzina mojego czasu zaczyna się od 500 PLN). Ludzie z tym podejściem wykorzystują zajęcia, by faktycznie zgłębić nurtujące ich zagadnienia i poćwiczyć "na sucho", sprawdzić się i dowiedzieć czy ich rozumowanie jest prawidłowe. Prawdziwą wartością jest tutaj nie dyplom, ale wiedza, która zostaje w głowie.

Do tego trzeba wybrać odpowiednie studia - takie, które poruszają tematy dla nas istotne, często na lepszej uczelni (z wykładowcami z prawdziwego zdarzenia). Następnie trzeba się uczyć cały czas, systematycznie (nie uczymy się "do zaliczenia", ale po to, by wiedzieć - na lata). 

Po otrzymaniu dyplomów nadal możemy iść do pracy na etacie, ale otwierają się także nowe możliwości - mając faktyczną wiedzę możemy zakładać własne działalności, być poszukiwanymi specjalistami w branży, publikować, nauczać i konsultować. Jesteśmy kompetentni na tyle, by pełnić samodzielne funkcje i prawdopodobnie już mamy znajomych w branży (na dobrych studiach wielu wykładowców to ludzie, którzy mają życie zawodowe poza uczelnią i dostrzegają talenty i ludzi, którzy potrafią ciężko pracować, nie tylko przygotowując się do sesji egzaminacyjnej). 

Rady na start


Moim zdaniem, jeśli już idziemy na studia, to warto popracować nieco więcej, by zwiększyć swoje możliwości, a jeśli nie, to przynajmniej dokonać świadomego wyboru. Spotkałem w życiu wiele osób, które po studiach były zaskoczone jak niewiele daje im sam dyplom, którego nie potrafią poprzeć rzeczywistą wiedzą. To właśnie te osoby szerzą powtarzany niczym mantrę pogląd, że studia nic nie dają. Studia dają możliwość, ale naprawdę niewielu z niej korzysta.

Kiedy więc idziesz na studia z zamiarem osiągnięcia czegoś więcej, nie bagatelizuj tego faktu.
  1. Wybierz kierunek, który naprawdę chcesz zgłębić i decydujesz się poświęcić na to czas i energię.
  2. Zastanów się jaką wiedzę i umiejętności chcesz uzyskać i czy możesz to zrobić na tych konkretnych studiach.
  3. Chodź na zajęcia, korzystaj z konsultacji i nie skupiaj się na "programie minimum". Jeśli interesuje Cię jakieś zagadnienie, pogłębiaj wiedzę, pytaj i czytaj. To Twój czas i pomoc ludzi, którzy zobowiązani są Ci pomóc są prawdziwą wartością (a i oceny przyjdą łatwiej).
  4. Dopytuj co jeszcze jest do dowiedzenia się w tej dziedzinie. Program studiów musi być ograniczony, Ty nie.
  5. Studiuj tak, jakby to nie dyplom był Ci potrzebny, ale wiedza była tą najwyższą wartością. Dyplom pojawi się sam.

piątek, 2 lutego 2024

Rzeczywisty zwrot z inwestycji

Kupujesz coś w celu inwestycyjnym - akcje, obligacje, udziały... a może po prostu dzieło sztuki, czy nawet zestaw klocków lego, który zamierzasz w przyszłości sprzedać z zyskiem. Wydajesz na to 100 PLN. Po roku sprzedajesz ten zestaw za 150 PLN. Ile wynosi rzeczywisty zwrot z inwestycji? 50%? To jest stosunek zysków do kosztów. Trzeba się cieszyć, prawda? Nie!

Wpływ inflacji


50 PLN jest zyskiem jedynie pozornie. Otóż ważne jest to, że pieniądze w tym czasie straciły na wartości, a dokładniej zmniejszyła się ich siła nabywcza. Co to oznacza? Cóż - obecnie za zainwestowane 100 PLN nie kupimy już tego, co kupilibyśmy rok temu.

Co ciekawe, w zależności od tego co kupujemy, spadek wartości pieniądza może być różny i nie pokrywać się ze wskaźnikiem inflacji z urzędu statystycznego. Polecam zatem samodzielne sprawdzenie współczynnika inflacji poprzez "typowy wózek zakupowy", który dla każdego będzie inny, bo uzależniony od towarów, które najlepiej reprezentują nasze zakupy.

Nasz wózek zakupowy


Polecam więc cyklicznie, lub w momencie, kiedy robimy większą inwestycję, przetestować wózek zakupowy. W tym celu idziemy do marketu i staramy się zrobić zakupy, wkładając do koszyka produkty, które zwykle kupujemy (a "dodatkowe" produkty kupić na osobny rachunek).

W moim przypadku byłyby to:
  • chleb gruboziarnisty i 2 grahamki
  • 2l mleka
  • 200g masła
  • 150g żółtego sera (ważne, by wybrać ten codzienny, który zwykle kupujemy)
  • 300g białego sera
  • śmietana 18%, 200g
  • jogurt naturalny 400g
  • 1l oleju
  • ogórek zielony / 2 gruntowe
  • sałata
  • słoik ogórków konserwowych
  • przecier pomidorowy 500 ml
  • makaron spaghetti
  • 1kg cebuli
  • 1kg jabłek
  • 2 banany
  • udziec z indyka 500g
  • szczoteczka i pasta do zębów
  • mydło i szampon
  • 100g herbaty liściastej
  • 100g mieszanki orzechowej
Są to różne produkty, które kupuje raczej regularnie (choć w różnych odstępach czasu - patrz szczoteczka do zębów), z różnych grup zawodowych. Oczywiście jeśli jakiś produkt przeważa w Waszych zakupach - kupujecie go więcej i częściej, powinno być też go więcej w Waszym koszyku.

Kiedy postanawiamy spieniężyć inwestycje (lub znowu - cyklicznie), robimy te same zakupy i porównujemy sumaryczny koszt. Jeśli suma wzrosła o 20%, to znaczy, że 20% naszej inwestycji "zżarła" inflacja (zamiast inwestować, moglibyśmy kupić wszystko taniej), a zysk nie wynosi całe 50%, tylko 25% (125 PLN + 25 PLN jako 20% z tych 125 PLN). 

Dzieje się tak dlatego, że jeśli inwestujemy, by za jakiś czas kupić sobie samochód, ten samochód drożeje przez czas, kiedy staramy się zebrać pieniądze, czyli musimy zebrać ich więcej niż cena samochodu na początku (oczywiście nie chodzi o ten konkretny samochód, ale o markę, model i wiek (a nie rocznik) auta).

O co chodzi w inwestowaniu


W inwestowaniu chodzi nam o wyścig z inflacją. Staramy się ją prześcignąć, zarabiając więcej niż wynosi inflacja dla nas (którą określają typowe zakupy, wzrost rachunków), albo przynajmniej jej dorównać - jeśli pieniądze trzymalibyśmy pod poduszką, to nie osiągnęlibyśmy nawet tyle. Jeżeli natomiast zarobiliśmy, ale mniej niż wyniosła inflacja, to straciliśmy (ale nie tyle ile stracilibyśmy, gdybyśmy trzymali pieniądze pod poduszką). Określając wielkość sukcesu, jaki odnieśliśmy inwestując, pamiętajmy o tym, by odnieść tę wartość do wzrostu cen, które mają znaczenie dla naszego życia (co nas obchodzą ceny biletów PKP i miejsc w nadmorskich kurortach, jeśli nie jedziemy na wakacje? Lepiej zmierzyć faktyczny wzrost cen tych towarów i usług, z których faktycznie korzystamy).