piątek, 24 kwietnia 2020

Inwestuj w siebie w czasie kwarantanny

Kwarantanna trwa, więc więcej niż zwykle czasu spędzamy w domu. Oczywiście część z nas pracuje zdalnie, ale mimo to, czas zaoszczędzony na dojazdach oraz ten, którego nie zużyjemy w galeriach handlowych, na koncertach, oglądaniu sportu czy imprezowaniu warto jakoś zainwestować. A jeśli chodzi o inwestowanie - najlepiej zainwestować w siebie.


Inwestowanie czasu


Nawet, jeśli nie masz pieniędzy, zawsze możesz zainwestować swój czas. Jeśli nie możesz dzięki niemu zarabiać, możesz nauczyć się pożytecznych rzeczy, dzięki którym nie będziesz wydawać na fachowców i specjalistów. A dzięki internetowi możesz uczyć się naprawdę wielu rzeczy - od rękodzieła, poprzez naprawy, aż do umiejętności praktycznych, takich jak gotowanie, czy na przykład robienie drinków (tak - przyrządzenie ich w domu jest wielokrotnie tańsze niż zamówienie w barze, a do tego mamy pewność co do produktów).

Popularny serwis YOUTUBE to doskonałe źródło darmowych kursów, dostępnych dla wszystkich i w pełni legalnych do wykorzystania (ponieważ autorzy otrzymują wynagrodzenia za wyświetlenia, nie "okradamy" ich z tej wiedzy, jak robimy to przykładowo ściągając płatne kursy z nielegalnych serwerów). Nauka gotowania, wymiany kranu w kuchni, czyszczenia kabiny prysznicowej za pomocą środków, które każdy ma w domu, to świetne sposoby na zaoszczędzenie pieniędzy i forma samodoskonalenia się. Ucząc się nie mamy też poczucia czasu przeciekającego przez palce.

Oczywiście możemy także nabywać umiejętności zawodowe. W sieci znajdziemy także kursy językowe, kursy programowania, pisania pism, podstaw księgowości i wiele, wiele innych. Do tego mnóstwo przepisów i dzienników ustaw, dzięki którym możemy zaktualizować swoją wiedzę. A jeśli mamy braki w podstawowych naukach szkolnych (zapomnieliśmy części twierdzeń matematycznych, czy faktów historycznych) i chcielibyśmy je uzupełnić, to także jest świetna okazja, by to zrobić. Za darmo. 

W internecie jest bardzo wiele kursów i informacji zupełnie za darmo. Wystarczy zainwestować trochę czasu, którego ostatnio posiadamy więcej niż zwykle i kształcić się, uzupełniać wiedzę i zdobywać zupełnie nowe umiejętności!

piątek, 17 kwietnia 2020

Domowe uprawy - ciąg dalszy

W zeszłym tygodniu delikatnie liznąłem temat domowych upraw, które mogą być alternatywą dla zakupów zdrowych warzyw i owoców, oznakowanych znakiem "BIO". Zaproponowałem oszczędności polegające na niewyrzucaniu pestek z warzyw i owoców. Dzisiaj pójdę o krok dalej i zaproponuję dalsze oszczędności dotyczące domowych upraw, w szczególności przeznaczone dla tych, którzy nie dysponują ogrodem, a uprawy ograniczają do balkonu, czy kuchennego parapetu. Im jest najtrudniej, ale to nie znaczy, że nie mogą zbierać plonów, przy niemal zerowym nakładzie finansowym. A zatem, zaczynamy!

Darmowe doniczki


Doniczki to duży koszt, chociaż jednorazowy. Nie zużywają się przecież tak szybko, więc raz kupione starczą na wiele sezonów. Jednak by uprawiać rośliny w domu, nie potrzebujesz doniczek. Pojemniki zrobić można na przykład z plastikowych butelek. I to nawet te w pełni profesjonalne, które mają dobry drenaż.

Do zrobienia takiej "doniczki" trzeba odkręconą plastikową butelkę rozciąć, mniej więcej w połowie wysokości, a następnie górną część obrócić i umieścić w dolnej, tworząc swoisty lejek. Jeśli dociśniesz ten lejek tak, by przylegał do dna butelki, możesz teraz nasypać w niego ziemi. Nadmiar wody z podlewania spłynie na dół, dzięki czemu korzenie nie zgniją, a w razie potrzeby pobiorą wodę z dolnej części. Darmowa doniczka ze śmieci jest gotowa.

A jeśli chodzi o sadzonki - te można uprawiać w tekturowych wytłoczkach po jajkach. Oczywiście trzeba je ustawić na jakiejś tacy i nie przesadzić z podlewaniem (najlepiej pryskać wodą ze spryskiwacza), bo inaczej wilgotna tektura zacznie gnić, ale na potrzeby kiełkowania takie rozwiązanie sprawdzi się doskonale. Jeśli dodatkowo w wytłoczkach umieścisz skorupki od jajek (połówki skorupek), to po nasypaniu do nich ziemi i wykiełkowaniu, możesz je przenieść do doniczki. Skorupka jajka stanowi świetny nawóz o wysokiej zawartości wapnia. A skoro już o nawozach mowa...

Nawożenie ziemi


Wspomniane skorupki, poza tym, że można w nich zasiać roślinki, świetnie sprawdzą się także w formie sproszkowanej, wymieszane z ziemią. Ale to oczywiście nie jedyne odpadki, które możemy wykorzystać, by przywrócić witalność wyjałowionej już ziemi. Innym sposobem jest wykorzystanie skórek od bananów. Nie znajdziemy dla nich lepszego zastosowania niż dorzucenie do ziemi kwiatowej drobno pociętych fragmentów, które są bardzo bogate w składniki odżywcze.

Jałowa ziemia to z resztą problem i to dość kosztowny. Wymiana ziemi wymaga zakupów i trzeba się nanosić (worki z ziemią nie należą do najlżejszych). Warto więc znać sposób na uprawianie roślin w tej samej ziemi, zamiast co roku wymieniać ją na nowo. Jeśli nie mamy dostępu do kompostownika (a w mieszkaniu raczej nie mamy), możemy taką ziemię podlewać woda po myciu, moczeniu i gotowaniu ziemniaków. Podczas obróbki ziemniaka trafia do niej mnóstwo bardzo bogatych składników odżywczych, które możemy odzyskać podlewając rośliny. 

Można też pozbyć się ziemi w ogóle


A dla bardziej zaawansowanych, którzy chcą oszczędzić jeszcze bardziej (na ziemi i doniczkach), proponuję zapoznanie się z technologia upraw hydroponicznych, które umożliwiają uprawę warzyw i owoców bezpośrednio w wodzie. To bardzo ciekawa gałąź ogrodnictwa, która nadaje się na osobne hobby. Materiały znajdziecie w specjalistycznej literaturze, ale na początek wystarczą Wam informacje z internetu. Dla chcącego nic trudnego!

piątek, 10 kwietnia 2020

Nie wychodź po warzywa

Dobrze, przyznaję się, tytuł jest nieco na wyrost, bo jeśli chcesz mieć warzywa teraz, to jednak musisz po nie iść (albo zamówić je z dostawą do domu, co jest doskonałym pomysłem w czasie zagrożenia epidemią). Jednak nic nie stoi na przeszkodzie, by uprawiać warzywa w domu, w dowolnym czasie, nawet jeśli nie masz ogródka. Dobrze by jednak było, żebyś dysponował chociaż balkonem. I to takim, na którym możesz ustawić chociaż kilka doniczek.

Czego trzeba do domowej uprawy warzyw?


Recepta jest bardzo prosta. Po pierwsze musisz mieć doniczki, ale te znajdą się chyba w każdym domu. Mogą być ozdobne, ceramiczne, ale wystarczą nawet zupełnie zwyczajne, plastikowe korytka. Następnym krokiem jest ziemia - ta do kwiatów w zupełności wystarczy. Teraz jeszcze nasiona i woda. O ile ta ostatnia pozycja nie wymaga wyjaśnień, o tyle warto wspomnieć o nasionach.

Skąd wziąć nasiona?


Można je oczywiście kupić w sklepie. Kosztują po parę złotych i na pewno nie zbankrutujecie, jeśli kupicie kilka paczuszek.  Można jednak jeszcze przyoszczędzić i zebrać je samemu. Kupując świeże warzywa w sklepie, dostajemy przecież pestki. Wystarczy je podsuszyć, a w następnym sezonie zasiać i już - to takie proste. Jeśli dobrze poszukać, mamy w domu większość nasion warzyw i owoców, które jemy. 

Warzywa takie jak papryka (a ostre papryczki najróżniejszych odmian sieje się łatwo i nie wymagają wielkich donic), czy pomidory (na balkonie najlepiej odmiany cherry), oraz owoce, na przykład cytryny, możemy z powodzeniem zasiać i wyrosną nawet w trudnych warunkach - nie potrzebują do tego wiele miejsca. Jeśli jednak mamy ogródek, albo balkon z dużą ilością sporych donic, to możemy uprawiać także ziemniaki, ogórki czy nawet dynię.

Inną sprawą są zioła. Te kupowane w doniczkach w marketach często są marnej jakości i trudniej z nich pobrać odnóżki, które ładnie się przyjmą, czy wręcz uprawiać przez dłuższy czas. Co nie znaczy że się nie da. Potrzebują one jednak wiele troski i dużo słońca. Jeśli jednak mamy dostęp do ziół wysokiej jakości, to uprawianie ich nie będzie zbyt trudne, a oszczędności odczuwalne. 

Jaki z tego zysk?


Przyznaję, że nie zbijecie kokosów na uprawie własnych warzyw, szczególnie w warunkach balkonowych (chyba, że jecie bardzo dużo ostrych papryczek), ale co swoje, zdrowe warzywa, to swoje! Istnieje jednak inny, ważniejszy zysk, jaki możecie czerpać z całego procederu. Jest to rozwijanie umiejętności i pasji, czyli to, na co w czasie epidemii i przymusowego siedzenia w domu czasu mamy więcej, a dobrze jest mieć się czym zająć, żeby nie zwariować. I właśnie nie wariowania serdecznie Wam życzę!

piątek, 3 kwietnia 2020

W co zainwestować w czasach kryzysu?

Kilka dni temu znajomy zapytał mnie w co teraz zainwestować. Ma trochę wolnej gotówki, którą wycofał z inwestycji i chciałby wrzucić ją w coś, co da mu maksymalny zysk. Po krótkiej rozmowie okazało się, że tak jak myślałem, wycofał pieniądze z inwestycji, gdyż ryzyko zwiększyło się do tego stopnia, że zwyczajnie bał się straty, natomiast oprocentowanie inwestycji drastycznie spadło, więc nie pokrywało już jego obaw. Zwyczajnie - gra nie była już warta świeczki. 

Charakterystyka każdej inwestycji


To zaprowadziło nas do sedna myślenia inwestycyjnego, które ma każdy z nas. Otóż, inwestycja musi spełniać jeden z dwóch warunków:

albo
  1. być tak wysoko oprocentowana, że spodziewany zysk przewyższy ryzyko straty, albo
  2. być obarczona tak niskim ryzykiem, że pogodzimy się z niewielką rentownością.
To oczywiście jeden i ten sam problem - stosunek ryzyka do rentowności. Poziom ten jest różnie akceptowany dla różnych inwestorów - jedni wolą ryzykowne inwestycje o bardzo wysokiej stopie zwrotu (aż do granicy jaką jest czysty hazard), inni są po środku (godzą się z ryzykiem pewnej wysokości przy założonych zyskach), a jeszcze inni chcą zyskać cokolwiek, niemal bez ryzyka.

Moim zdaniem, w czasie tak niepewnym jak obecny, ryzyko i zysk są nieobliczalne, zatem lepiej skupić się na tej drugiej opcji i wśród inwestycji obarczonych jak najniższym ryzykiem wyszukać te, które dadzą nam największy zysk.

Inwestycje o małym ryzyku


Skoro mówimy o inwestycjach obarczonych jak najmniejszym ryzykiem, z pewnością weźmiemy pod uwagę konta oszczędnościowe, lokaty bankowe i może jeszcze obligacje. Wszystkie one opierają się na umowach z bankiem lub inną instytucją finansową, dzięki którym prawie na pewno wiemy ile dostaniemy za każdą zainwestowaną złotówkę. 

Mamy zatem punkt wyjścia i opierając się na tych danych możemy przyznać, że opłaci nam się zainwestować we wszystko, co obarczone jest podobnym ryzykiem, ale da zysk większy niż te około 2,5%, które oferują obecnie lokaty.

Co da nam więcej niż 2,5%?


Znaleźliśmy z kolegą coś, w co może włożyć pieniądze, by dostać więcej niż 2,5% oferowane przez lokaty bankowe. A to za sprawą... kredytu. Okazało się, że kolega spłaca kredyt mieszkaniowy i ma możliwość wcześniejszej spłaty, nawet częściowej (czyli tak zwanego nadpłacenia). W skutek takiego działania odsetki naliczają się od mniejszej kwoty zadłużenia. Oprocentowanie kredytu jest wyższe niż 2,5% (zdaje się, że w tym przypadku wynosiło pomiędzy 4,5% a 5%), a zatem każdy wcześniej spłacony tysiąc złotych przyniesie właśnie taki zysk.

Jeśli bowiem wsadzimy na lokatę 10 000 PLN, to po roku otrzymamy 250 PLN (2,5%). Jeśli wszystkimi pieniędzmi spłacimy wtedy kredyt (oprocentowany na 5%), to kwota kredytu zmaleje o 10 250 PLN. Jeśli jednak spłacilibyśmy tymi pieniędzmi kredyt rok wcześniej, to kwota kredytu zmalałaby jedynie o 10 000 PLN, ale za to zapłacilibyśmy odsetki mniejsze o 500 PLN (5% od spłaconych wcześniej 10 000 PLN). Jak widać na poniższym przykładzie:

Kwota kredytu 200 000, oprocentowanie kredytu 5%, wolna gotówka 10 000, oprocentowanie lokaty 2,5%. 
Kredyt spłacony po roku:
Kwota kredytu 200 000 + odsetki (5% x 200 000 = 10 000) = 210 000, kwota z lokaty: 10 000 (wkład) + odsetki (2,5% x 10 000 = 250) = 10 250. Po spłacie kwota kredytu to 210 000 - 10 250 = 199 750.
Kredyt spłacony od razu:
Kwota kredytu: 200 000 - 10 000 = 190 000, po roku 190 000 + odsetki (190 000 x 5% = 9 500) = 199 500.

Dlatego własnie mając kredyt warto go szybciej spłacić - nasze pieniądze nie zarobią na lokacie tyle, ile wynoszą odsetki kredytowe.

Minus tego rozwiązania


Niewątpliwym minusem takiego rozwiązania jest to, że tracimy kapitał, który chcemy przeznaczyć na inwestycję. W przypadku ciężkich czasów, zapowiadanego kryzysu i niepewnych inwestycji, lepiej jest jednak zainwestować w siebie, a najwyższe oprocentowanie ma zawsze kredyt. Który i tak musimy spłacać, a robiąc to wcześniej, oszczędzamy na odsetkach. Co z tego, że zostaniemy bez kapitału na inwestycje? On przecież pojawi się, bo spłacając niższe raty, więcej możemy odłożyć. I gdy już zmienią się czasy i znajdziemy inwestycje o stopie zwrotu wyższej niż oprocentowanie naszego kredytu, będziemy dysponowali zaoszczędzoną gotówką, którą zainwestujemy.