piątek, 28 lutego 2025

Daj szansę porządkom

Zdarza mi się kupować przedmioty, które już mam tylko dlatego, że nie wiem gdzie są, albo zapomniałem, że już je posiadam. Porządki to dla mnie okazja na przypomnienie sobie o nich, znalezienie rzeczy, o których posiadanie bym się nie podejrzewał i radość z odkrywania prawdziwych skarbów (czy to do użytku własnego, czy na sprzedaż). Dzisiaj chcę was krótko zachęcić do tego, byście potraktowali domowe porządki jako okazję do znalezienia skarbów - mniejszych lub większych. A gdy już je znajdziecie, zdecydujcie, czy chcecie zacząć ich używać, czy też sprzedać z zyskiem.

Mam znajomych, którzy są minimalistami i jeśli czegoś nie używają, pozbywają się tego. Najczęściej dany przedmiot trafia do śmieci, gdyż nie mają czasu na to, by czekać aż się sprzeda i jedynie najcenniejsze przedmioty trafiają na internetowe aukcje. Nawet jednak te osoby bywają zaskakiwane podczas sprzątania, o czym z przyjemnością słyszę, bo to oznacza, że ten pomysł po prostu działa.

Najbardziej oczywistą rzeczą, którą odkrywamy podczas sprzątania są ciuchy. Kiedyś wydały nam się niemodne, albo w kolorze, do którego nic nie pasuje i trafiły na dno szafy. Teraz moda się zmieniła, a i kompozycje kolorystyczne stały się odważniejsze - ciuchy zyskują drugie życie. A i zarobić na nich się da - w końcu istnieją portale dedykowane handlowi używanymi ubraniami.

Ciuchy to jednak domena głównie kobiet. Jakie skarby mogą odnaleźć faceci? A no na przykład rzadziej używane narzędzia, w tym specjalistyczne, które kupione zostały w jednorazowym celu albo pod wpływem impulsu. Być może nadal znajdą zastosowanie, a jeśli nie - narzędzia bardzo łatwo sprzedać. Także materiały budowlano-remontowe - nie wszystkie z czasem stają się niemożliwe do użycia - właściwie przechowywany gips czy fuga, płytki ceramiczne czy panele podłogowe a także płyty meblowe i G-K mogą się okazać przydatne. Często kupujemy je na zapas, a potem zapominamy o ich istnieniu i podczas kolejnego remontu kupujemy je znowu (w moim przypadku były to listwy podłogowe i cokoły, na których udało mi się sporo oszczędzić).

Wykorzystanie porządków do zrobienia oszczędności to w moim odczuciu świetny pomysł. A nawet jeśli akurat nic nie znajdziemy, to efektem będzie posprzątane wnętrze, a to także zaliczam na plus.

piątek, 21 lutego 2025

Najbardziej ukryty koszt telefonu

Każdy, kto ma umowę z abonamentem komórkowym (a więc prawie każdy w dzisiejszych czasach) spotkał się zapewne z sytuacją, w której pod koniec obowiązywania tejże umowy jest kuszony najróżniejszymi bonusami. Jedną z takich korzyści jest nowy telefon za darmo (a coraz częściej z dopłatą). Wydaje się to świetną okazją, ale warto policzyć koszty. Moim daniem jest jeden koszt, który najczęściej pomijamy, o którym zapominamy. Dzisiaj chciałbym zwrócić na niego waszą uwagę.


W przypadku wybrania oferty z nowym telefonem, sumujemy jego koszt (jednorazowy) oraz dodatkowe koszty miesięczne przez czas obowiązywania Umowy. Przykładowo, bierzemy telefon, dopłacamy 799 PLN od razu, a nasz abonament wzrasta z 49 PLN/m-c do 59PLN/m-c. Umowę podpisujemy na dwa lata, więc liczymy 799 + 24x10 = 1039 PLN. To wydaje nam się opłacalną opcją, szczególnie jeśli telefon, który wybieramy wart jest, powiedzmy 1500 PLN. Czy coś pominęliśmy?

Otóż tak - pominęliśmy bardzo ważny aspekt kosztowy. Zastanówmy się, co stanie się po tych 24 miesiącach, kiedy związani jesteśmy umową? Czy koszt spadnie do 49 PLN/m-c i będziemy mogli rozpocząć negocjacje od tego momentu? Nie - teraz propozycję odnosić się będą do naszego abonamentu, który wynosi 59 PLN/m-c i nie dostaniemy żadnej oferty, która go obniży. Zatem dodatkowe 10 PLN nie płacimy jedynie przez dwa lata, a przez... zupełnie nieograniczony czas. A jeśli weźmiemy nowy telefon, abonament znów wzrośnie i będziemy płacili nie tylko za obecny, ale także za poprzedni aparat (przecież gdybyśmy nie skorzystali z promocji, abonament wynosiłby 49 PLN/m-c.

Możecie oczywiście powiedzieć, że się czepiam, że wszystko drożeje, że to normalne. Po części tak jest. Ja jednak używam starego telefonu od wielu lat, a koszt miesięczny używania telefonu nie zmienia się tak samo długo. Nie korzystam z promocji i nie generuję dodatkowych kosztów. Ale to oczywiście mój wybór, bo sam wybieram rzeczy, za które chcę płacić i te, za które dopłacać nie chcę. W każdym razie - można.

piątek, 14 lutego 2025

Walentynki (nie daj się nabrać)

Nie obchodzę Walentynek, gdyż uważam je za święto wymuszone i wydumane. Ale, jak wiadomo, w związku nie zawsze to facet decyduje o tego typu sprawach. Pamiętam więc o tym "święcie", a w zeszłym roku zarezerwowałem nawet stolik w ulubionej knajpce. Dlatego właśnie mogę Was ostrzec - to znaczy tych, którzy jeszcze nie wiedzą.

Znamy restaurację, do której poszliśmy. Lubimy ją. Mamy swoje ulubione dania. Wiemy, czego się spodziewać i oczekiwać. Dlatego właśnie to miejsce wybraliśmy. Pierwsze zaskoczenie spotkało nas podczas prezentacji menu - tego dnia nie serwują żadnych dań z podstawowego menu (czyli tych, na które mamy ochotę). Zamiast tego dostajemy listę, która wygląda na zestawy przystawek, żadnych konkretów. W dodatku ceny są wyższe niż zwykle serwowanych w tym miejscu dań. No i oczywiście absolutnie żadnych promocji, żadnego "napój w cenie posiłku dla dwóch osób", żadnego "happy hour".

Zamówiliśmy parę dań, przyniesiono nam mikroskopijne porcje ("karkówka z grilla" miała wielkość 5x5cm) - wyglądało to żałośnie, niczym menu degustacyjne. Dodatkowo ostrzeżono nas, że mamy tylko godzinę, bo jest duże obłożenie.

Walentynki to chwyt marketingowy, żeby opchnąć tony badziewia w kształcie serduszek i na jeden dzień podnieść ceny o 100%. Jeśli naprawdę chcecie święcić ten dzień, to widzę dwie opcje:

  1. Przygotować coś samemu, w domu.
  2. Przenieść Walentynki o tydzień i iść do ulubionej restauracji, gdzie nie będzie "świątecznego" tłoku, obłożenia, podniesionych cen i "specjalnego menu".

niedziela, 9 lutego 2025

Zbyt trudno

Postanowienia noworoczne ciągle siedzą mi w głowie, rodząc nowe przemyślenia i wnioski tych przemyśleń, które zdarzyło mi się testować, przedstawiam tutaj. Spośród powodów niedotrzymania własnych postanowień, na uwagę zasługuje jeden najważniejszy - zbyt duży rygor, zbyt wielkie poświęcenie, zbyt trudny cel. Na szczęście rozwiązanie jest łatwiejsze niż może się wydawać. Wystarczy zmniejszyć trudność, by nadal podążać do celu i nie zniechęcać się. Jeśli postanowiłeś sobie czytać 100 stron książki dziennie codziennie, zmniejsz tę liczbę na 70, albo nawet na 50 stron. Wciąż będziesz regularnie czytać, ale pozbędziesz się stresu związanego z niedotrzymywaniem obietnicy. W końcu nic nie stoi na przeszkodzie, by przekraczać cel minimum. Jeśli postanowiłeś robić 10 000 kroków dziennie i codziennie brakuje Ci ich coraz więcej, zmień postanowienie na 8 000 kroków - to nadal konkretna ilość, a łatwiejsza do osiągnięcia. A gdy zrobisz swoje, możesz próbować robić dodatkowe 2 000 i ilekroć Ci się uda, osiągniesz dodatkowy cel - nawet jeśli nie codziennie, to nie zniechęci Cię do dalszej pracy.

Wiele osób nie zgadza się z filozofią folgowania sobie, ale ja uważam, że jeśli robimy coś dobrowolnie, a nie dlatego, że jesteśmy zawodowym sportowcem, to o wiele ważniejsze jest, by wyćwiczyć systematyczność i zniwelować zniechęcenie niż by walczyć wkładając wszystkie siły i nienawidzić się za to.

Na koniec chciałem podzielić się całkiem dobrym trikiem, który bardzo często pomaga w wypełnianiu zobowiązań. Otóż dobrze jest powiedzieć o nich komuś - partnerowi, przyjacielowi, koledze z siłowni. Teraz będziemy się starać jeszcze bardziej wiedząc, że ktoś jeszcze wie o tym, co sobie postanowiliśmy. Ten ktoś stanowi motywację, gdyż z jednej strony nie chcemy go zawieść wychodząc na niesłownego, a z drugiej chcemy stanowić wzór i powód do dumy. Być może nakłonimy tę osobę, by także nad sobą pracowała i zmienimy układ we wspierający się tandem.