Na samym początku procesu oszczędzania należy określić swoje cele i możliwości. Ten krok jednak zupełnie się nie sprawdzi, jeśli będziemy się oszukiwać - zarówno w jedną jak i drugą stronę. Okłamywanie siebie to jedna z największych przeszkód! Już lepiej jest przyznać się do błędów przed samym sobą niż każdorazowo powielać je pod płaszczykiem "pomyłki" w założeniach. Zauważam tę tendencję niemal u każdej osoby, która pyta mnie o poradę w temacie wydawania mniejszych kwot i odkładania części dochodów.
Określanie minimum potrzeb
Pierwszym błąd popełniany jest przy określaniu minimum potrzeb. Z jednej strony może on wynikać z nieświadomości i wtedy jest zwykłą pomyłką. Przeważnie chodzi o to, że zapominamy o jakimś rachunku i zakładamy, że potrzebujemy mniej pieniędzy niż w rzeczywistości. Poważniejszy problem pojawia się, gdy oszukujemy się podczas ustalania kwoty na wydatki na jedzenie (części poza-rachunkowej). Staramy się tutaj zrobić jakiś bufor, bo jest on konieczny (nie chcemy żyć na chlebie i wodzie), ale kiedy ten bufor to 100% naszych potrzeb, cała sprawa przestaje mieć rację bytu.
Mam tu na myśli to, że podczas określania minimum staramy się zaspokoić niezbędne potrzeby i zwyczajnie musimy wiedzieć ile one wynoszą. To nie jest jedyna kwota, jaką zostawiamy w portfelu. Wydaje mi się, że zawyżenie akurat tej pozycji wynika z tego, że nie chcemy się przyznać przed sobą, że wydajemy cokolwiek na zbytki i przyjemności, dlatego uwzględniamy je w kwocie niezbędnej, a potem mówimy albo "to było niezbędne" albo "udało się zaoszczędzić więcej, dlatego można było sobie pozwolić".
Skrajnym przypadkiem, z którym się spotkałem był znajomy, który na pytanie "jaka jest minimalna kwota, którą potrzebujesz, żeby przeżyć" odpowiedział, że 7000 PLN (było to kilkanaście lat temu). Wiedziałem, że przedobrzył, więc po raz kolejny wytłumaczyłem mu co oznacza kwota minimalna i ponowiłem pytanie. Znów odpowiedział, że 7000 PLN. Wtedy zapytałem go, czy kiedykolwiek w życiu zarobił 7000 PLN, a on odpowiedział, że nie. Zapytałem ile teraz wydaje na życie i odpowiedział, że około 3500 PLN. Poprosiłem go, żeby w takim razie określił ile mógłby wydawać, gdyby powstrzymał się od wszystkiego zbędnego - od czego tylko by mógł. Odparł, że wtedy wydawałby 7000 PLN. Nie doszliśmy do porozumienia.
Udawanie, że wydatek jest niezbędny
Drugi etap oszukiwania się ma miejsce na zakupach, kiedy ładując jakiś produkt do koszyka mówimy sobie, że jest to absolutnie niezbędna rzecz (ten przypadek tyczy się "grupy minus", która faktycznie stara się zacisnąć pasa), podczas gdy z powodzeniem można by ją zastąpić tańszym zamiennikiem lub zupełnie innym produktem. W takim przypadku mamy do czynienia z przekraczaniem kwoty minimalnej, niezbędnej do przeżycia, która oczywiście ulegnie podwyższeniu w kolejnym miesiącu, a to początek równi pochyłej.
Znacznie lepiej mieć świadomość, że tym razem pozwalamy sobie na coś, ale powinniśmy pilnować się w przyszłości. Zauważenie nieprawidłowości jest konieczne, by cała procedura dała efekty. Oszukiwanie siebie jest, nomen omen, oszukiwaniem TYLKO siebie. To nie jest tak, że osoba, która dała Wam radę na temat oszczędzania będzie was pilnować i jeśli ją oszukacie, to ujdzie wam na sucho. Stracicie okazje do odłożenia kwoty, którą planujecie odłożyć i tyle.
Zbyt duże zaciskanie pasa
Ostatnim błędem jest oszukiwanie siebie poprzez wmawianie, że damy radę, że wszystko jest ok, że niczego nie potrzebujecie. Każdy potrzebuje rozrywek. Każdy łaknie urozmaicenia. Jeśli będziemy ich sobie na siłę odmawiać, to albo wpadniemy w depresję (co jest skrajnością), albo nie wytrzymamy całego cyklu i nie odłożymy tyle, ile byśmy chcieli. Korzystanie z kwoty dodatkowej, funduszu na rozrywkę, zbytki czy jak tam nazwiemy te pieniądze jest istotne, bo ma na celu zapewnienie nas, że możemy się cieszyć i jednocześnie oszczędzać, a także nauczyć nas tańszych alternatyw dla rzeczy, na które zwykle wydawaliśmy.