Nie obchodzę Walentynek, gdyż uważam je za święto wymuszone i wydumane. Ale, jak wiadomo, w związku nie zawsze to facet decyduje o tego typu sprawach. Pamiętam więc o tym "święcie", a w zeszłym roku zarezerwowałem nawet stolik w ulubionej knajpce. Dlatego właśnie mogę Was ostrzec - to znaczy tych, którzy jeszcze nie wiedzą.
Znamy restaurację, do której poszliśmy. Lubimy ją. Mamy swoje ulubione dania. Wiemy, czego się spodziewać i oczekiwać. Dlatego właśnie to miejsce wybraliśmy. Pierwsze zaskoczenie spotkało nas podczas prezentacji menu - tego dnia nie serwują żadnych dań z podstawowego menu (czyli tych, na które mamy ochotę). Zamiast tego dostajemy listę, która wygląda na zestawy przystawek, żadnych konkretów. W dodatku ceny są wyższe niż zwykle serwowanych w tym miejscu dań. No i oczywiście absolutnie żadnych promocji, żadnego "napój w cenie posiłku dla dwóch osób", żadnego "happy hour".
Zamówiliśmy parę dań, przyniesiono nam mikroskopijne porcje ("karkówka z grilla" miała wielkość 5x5cm) - wyglądało to żałośnie, niczym menu degustacyjne. Dodatkowo ostrzeżono nas, że mamy tylko godzinę, bo jest duże obłożenie.
Walentynki to chwyt marketingowy, żeby opchnąć tony badziewia w kształcie serduszek i na jeden dzień podnieść ceny o 100%. Jeśli naprawdę chcecie święcić ten dzień, to widzę dwie opcje:
- Przygotować coś samemu, w domu.
- Przenieść Walentynki o tydzień i iść do ulubionej restauracji, gdzie nie będzie "świątecznego" tłoku, obłożenia, podniesionych cen i "specjalnego menu".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz