piątek, 3 października 2025

Już gwiazdka?

Nie wiem, czy w galeriach handlowych słychać już "Last Christmas", ale zaczął się ostatni kwartał roku, a to oznacza, że czas myśleć o prezentach świątecznych. Nie, nie żartuję. Powiem więcej - ja mam już większość kupioną (korzystając z najróżniejszych promocji, kiedy tylko była okazja i zauważałem coś, z czego ucieszyliby się moi bliscy, kupowałem i składowałem w wielkim pudle pod łóżkiem). Z całą mocą potwierdzam, że uważam początek czwartego kwartału za doskonały moment na zakupy świąteczne.

W sklepach jeszcze nie ma tłoku, a nawet jeśli zakupy robicie w internecie, to paczki nigdzie nie utkną, bo nie ma tłoku. A nawet, jeśli tego się nie boicie, to nie czas jeszcze na przedświąteczne podwyżki, żeby tuż przed wigilią można było z dumą zrobić "świąteczną promocję" i sprzedać wszystko drożej, ale taniej niż "30 dni przed promocją". Serio - to teraz jest czas na zakupy.

Pozostając w duchu świątecznych zakupów... wiecie co mi najbardziej kojarzy się z prezentem świątecznym? Klocki LEGO! Serio - to dla mnie zawsze było coś wyjątkowego. Do tego stopnia, że jako stary dziad kolekcjonuję co ładniejsze zestawy - ułożone lub w zapieczętowanych fabrycznie opakowaniach. Problem tylko w tym, że kończy mi się miejsce i zmuszony jestem odsprzedać część kolekcji. Jeśli więc chcesz sprawić sobie Lego przed świętami, zachęcam do obejrzenia starszych zestawów, które sprzedaję tutaj.

piątek, 26 września 2025

Czas to pieniądz

To, że "czas to pieniądz" to nie tylko to, że tak się mówi. To fakt. Musimy tylko ustalić korelację pomiędzy czasem a pieniądzem i pamiętać, że zależność ta działa w obie strony. Na tym mechanizmie opiera się sprzedaż i świadczenie usług, codzienne świadczenie pracy oraz zakup usług, przy czym bardzo często sama relacja pomiędzy czasem a pieniądzem jest bardziej istotna niż to, na czym polega świadczona usługa czy wykonywana praca (powyższe nie tyczy się pracowników wykwalifikowanych i usług fachowych oraz eksperckich - w tym przypadku płacimy co prawda za czas, ale czas poświęcony na szkolenie i doskonalenie się, a nie na wykonywanie usługi). 

Przeliczanie czasu na pieniądze


To zjawisko odbywa się, kiedy świadczymy pracę. Na etacie jest to 40 godzin tygodniowo, nieco ponad 4 tygodnie w miesiącu (dla ułatwienia rachunków przyjmijmy właśnie tyle - 160 godzin). Jeśli dostajemy za swój czas (do ręki) 4 800 PLN to godzina naszego czasu daje nam 30 PLN. Czy zatem jest to przeliczenie czasu wprost? Niezupełnie. Przecież jeżeli dojeżdżamy do pracy godzinę w jedną stronę, to do 160 godzin pracy powinniśmy dodać 40 godzin dojazdów. Zatem nasze 4 800 PLN powinniśmy podzielić na 200 użytych godzin, co daje stawkę godzinową 24 PLN! Co prawda nasz pracodawca płaci nam za 160 godzin naszego czasu, ale my zużywamy 200 godzin i jeśli sprzedajemy "czas za pieniądze", to właśnie tyle wynosi nasza stawka godzinowa. 
Dlaczego?
Ano dlatego, że jeżeli mielibyśmy w domu dorobić sobie za, powiedzmy 27 PLN za godzinę i możemy poświęcić na to 10 godzin dziennie, to bardziej opłaca nam się zostać w domu i zarobić 270 PLN (10h x 27PLN/h) niż jechać do pracy i zarobić 240 PLN (8h x 30PLN/h).

Oczywiście pomijam w równaniu inne zmienne, takie jak to, że jeśli ktoś dojeżdża komunikacją, to może po drodze poczytać i nie "marnuje" tej godziny rano i wieczorem. Oczywiście w pracy nie cały czas się pracuje, jest przerwa na kawę czy na lunch. Oczywiście istnieją jednostki, które w pracy mogą się opier...lać przez pół dnia, a kiedy będą rozliczane z wykonanej pracy okaże się, że... trzeba pracować, żeby zarobić. Dlatego skupiam się tutaj jedynie na korelacji czas - pieniądze.

Powyższy przykład powinien dać Wam rozeznanie w tym, jak wycenić swój czas pracy, kiedy macie do zrobienia coś innego niż praca na etacie. Jak wycenić rękodzieło (poza pomysłem i zaangażowaniem dodaje się także poświęcony czas), proste prace (czasem warto dorobić prasując czy myjąc okna, jeśli nadarza się okazja) czy nawet udzielanie korepetycji (poza samą usługą doliczyć należy poświęcony czas).

Przeliczanie pieniędzy na czas


Zacząłem od tego, że przeliczanie działa w obie strony. Czasem bowiem wykupujemy usługę, za którą musimy zapłacić i zastanawiamy się, czy to się opłaca. Cóż - przeliczenie nie jest intuicyjne. Jeśli bowiem kupimy usługę profesjonalnego umycia okien, którą firma wykona w dwie godziny i zażyczy sobie za to 150 PLN, to wydaje się drogo. 75 PLN za godzinę za coś, co przecież możemy zrobić sami (każdy potrafi umyć okno), to więcej niż nasza stawka godzinowa! A jednak może nam się to opłacić.
W jaki sposób?
Przypuśćmy, że nie mamy wielkiego doświadczenia w myciu okien i wcale nie chcemy go nabywać. Chcemy mieć tylko umyte okna. Rzecz w tym, że jeśli sami się za to weźmiemy, zajmie nam to przynajmniej 6 godzin. Określamy swoją stawkę godzinową na 30 PLN, co oznacza, że wynajęcie nas kosztowałoby nas 180 PLN. Tyle możemy zarobić, jeśli przez czas spędzony na myciu okien moglibyśmy popracować "na swoim". A zatem zapłacenie 150 PLN, to tylko 25 PLN za każdą oszczędzoną nam godzinę. Teraz wydaje się to okazją.

Oczywiście nie zawsze znajdziemy pracę zarobkową w ilości, która pozwoliłaby nam zająć każdą minutę czasu tak, by kupowanie usług od innych osób było opłacalne. Być może pracy jest tak niewiele, że mimo wysokiej stawki godzinowej dysponujemy taką ilością wolnego czasu, że zwyczajnie opłaca nam się zaoszczędzić i, tak jakby, popracować z oknami za mniejszą stawkę (zaoszczędzimy na ekipie 150 PLN, ale zużyjemy na tę pracę 6 godzin, więc oszczędzamy 25 PLN za godzinę, ale i tak w tym czasie nic innego byśmy nie robili i nic więcej nie zarobili).

To podejście pozwoli nam swobodniej podejść do wydawania pieniędzy, by zaoszczędzić czas i sprawi, że ustrzeżemy się niektórych błędów (o największym błędzie, o którym słyszałem będzie na końcu). Przeliczanie pieniędzy na czas i odwrotnie jest całkiem niezłym sposobem na ogarnięcie podstaw ekonomii usług i niezłym sposobem na lenistwo (składniki na pizzę kosztują 10 PLN, można ją zrobić w godzinę, natomiast zamówienie pizzy to 70 PLN, co oznacza, że samemu przygotowując pizzę oszczędzamy 60 PLN na godzinę - to nie jest zła stawka godzinowa, szczególnie, że możemy przygotować w tym czasie i dwie pizze).


A teraz błąd, który zauważyłem u znajomych. Koleżanka po urodzeniu dziecka wróciła do pracy. Dostała propozycje ograniczenia godzin lub dni, ale wróciła na pełny etat. Dziecko przeważnie zostawało u babci, ale dwa dni w tygodniu wynajmowana była opiekunka za 50 PLN za godzinę (początkowo chyba 45, ale stanęło na 50). Rzecz w tym, że koleżanka, po przeliczeniu pracowała za 40 PLN za godzinę, a wliczając dojazdy (piętnaście - dwadzieścia minut) już tylko około 35 PLN. Czyli gdyby zostawała w domu z dzieckiem te dwa dni w tygodniu, zamiast brać opiekunkę, oszczędzałaby dodatkowe 15 PLN za godzinę. I jej postawa miałaby uzasadnienie, gdyby lubiła swoją pracę, tęskniła za współpracownikami, ale... tak nie było.

piątek, 19 września 2025

Najważniejsze pytanie w rozmowie o pracę

Rozmowa o pracę to stresujące wydarzenie. Rzecz w tym, że pracodawca często sprawia, by takim było, chcąc zobaczyć jak sobie z nim poradzimy. I tutaj uwaga - wcale nie chodzi o to, by zawsze być wyluzowanym! Taka postawa często wydaje się sztuczna i pracy możemy nie dostać, ponieważ wszystko w czasie rozmowy o pracę jest testem. Także pytanie, które pozornie zadawane jest już po właściwym wywiadzie jest testem. Chodzi mi o ten moment, kiedy pracodawca mówi "No dobrze, a może chce Pan / Pani o coś nas zapytać?" - to jest test! Prowadzącemu rozmowę nie chodzi o udzielenie informacji, ale o to by sprawdzić, jakie pytanie zadamy, kiedy dostaniemy taka szansę. Dlatego właśnie warto podejść do sprawy tak, by pytanie działało na naszą korzyść.

Musimy zadać pytanie, które świadczyć będzie o tym, że:
  • jesteśmy właściwym człowiekiem na to stanowisko (zatem dobrze włożyć rozmówcy do głowy pomysł, że już tu pracujemy),
  • mamy na myśli dobro firmy,
  • jesteśmy żywo zainteresowani karierą w tej firmie, rozwojem osobistym i umocnieniem swojej pozycji.

Właściwym pytaniem, które uwzględni wszystkie powyższe założenia będzie:
"Kiedy już tu będę pracował, co mogę zrobić, żeby być dla Państwa jeszcze bardziej wartościowym pracownikiem? Na czym się skupić, jakie umiejętności doskonalić? Jak sprawić, by byli Państwo ze mnie zadowoleni?"

piątek, 12 września 2025

Ściemosztuki

Popularna sieć sklepów za bardzo poszła w swój sztandarowy pomysł - wielosztuki. Jest to jeden z powodów, dla których przestałem odwiedzać te sklepy, pomimo tego, że są wszędzie i po sąsiedzku, pomimo tego, że wcześniej zdarzało mi się wstąpić po coś do picia czy lody dla dziecka.. Już tłumaczę co stoi za moją decyzją i dlaczego ma to związek z tymi ich "ściemosztukami".

Bardzo nie lubię być robiony w balona. Prawdopodobnie nikt nie lubi, ale ja mam do tego prawdziwy wstręt. Dlatego tak bardzo wkurza mnie ten zabieg marketingowy.

Początkowo "wielosztuki" polegały na tym, że kupując kilka sztuk danego produktu płacimy mniej niż cena regularna. I bywało, że była to prawdziwa oszczędność. Można było coś kupić taniej. Obecnie "ściemosztuki" polegają na tym, że aby uzyskać cenę regularna produktu, trzeba wziąć kilka sztuk, a jeśli nie - jest drożej. 

Niewielka różnica? Cóż - po pierwsze cena widniejąca pod produktem podana jest już w przypadku, jeśli zakupimy kilka (najczęściej 2 lub 3) sztuk danego produktu. Cena regularna, obowiązująca przy zakupie tylko jednej sztuki jest podana malutkim drukiem. Po drugie, cena przy zakupie kilku sztuk nie jest wcale okazyjna - jest wręcz wyższa niż w innych sklepach cena regularna. Natomiast cena regularna jest o wiele za wysoka! Jestem świadomy tego, że wszystko drożeje, ale te ceny to przesada - wystarczająco wysokie są te "regularne".

A kiedy idę z dzieckiem na spacer i dziecko ma ochotę na lody, nie chcę kupować dwóch sztuk! I nie chcę płacić kary za to, że kupuję tylko jedną! Kiedy robi się gorąco i chcę kupić butelkę wody, nie chcę kupować dwóch i nieść ich spacerując. Chcę kupić jedną butelkę, by zadbać o nawodnienie.

Dlatego właśnie omijam sklep ze "ściemosztukami" od jakiegoś czasu - lody taniej kupić w lodziarni (zwykle te sklepowe były o połowę tańsze), wodę choćby w sklepie z zabawkami (jest tam przeznaczona dla przechodniów półka tuż przy kasie) czy nawet z automatu. Jeśli nabieracie się na hasło "wielosztuki" i cenę regularną na naklejce, to sprawdźcie rachunek przy wyjściu, bo płacąc kartą możecie nawet nie zorientować się, że za każdy pojedynczy produkt dopłacacie.

piątek, 5 września 2025

Przełomowa Słuchawka Prysznicowa

Wymieniałem ostatnio słuchawkę prysznicową w domu, jako że poprzednia już się zużyła. Nie lubię przepłacać, więc kupiłem niedrogi model, ale z funkcją start-stop. Ta funkcja całkowicie odmieniła oszczędzanie w łazience i dlatego chciałbym ją tutaj polecić.

Lubię produkty, które ułatwiają mi oszczędzanie i ta słuchawka prysznicowa zdecydowanie do nich należy! Zawsze biorę prysznic w ten sam sposób - polewam się wodą, zakręcam, myję włosy, odkręcam, spłukuję, zakręcam, namydlam całe ciało, odkręcam, spłukuję i zakręcam. Teraz, zamiast za każdym razem odkręcać i zakręcać, po prostu naciskam przycisk na słuchawce prysznicowej i woda przestaje lecieć. Później naciskam znów i spłukuję! To o wiele wygodniejsze i szybsze, a do tego włączam wodę dokładnie o tej samej temperaturze i ciśnieniu, jak poprzednio.

Jeśli chcecie oszczędzać wodę i myjecie się tak, że zakręcacie kurki na czas namydlania, to nie ma się nad czym zastanawiać - to produkt dla Was!






piątek, 29 sierpnia 2025

Jak patrzeć na Pieniądze

Odkąd jako dziecko poznałem wartość pieniądza, mój sposób patrzenia na nie zmieniał się kilkakrotnie. Co ciekawe, niewiele zmienił się w momencie, kiedy zacząłem sam zarabiać, natomiast największa zmiana zaszła, gdy zacząłem oszczędzać. Pieniądze były sposobem na zaspokojenie potrzeb bieżących, a jako młody człowiek miałem ich sporo. Cały czas jednak odkładałem nadwyżkę. Kiedy jednak zrozumiałem, że odkładając nie nadwyżkę, ale świadomie wyznaczoną kwotę zaczynam panować nad własnymi finansami, stworzyłem sobie budżet, przeanalizowałem na co mogę sobie pozwolić, a z czego warto zrezygnować, zacząłem czuć pewien rodzaj komfortu. Nie bałem się utraty pracy i nie stresował mnie nagły, konieczny i jednorazowy wydatek. Gra była warta świeczki.

Po jakimś czasie tak przyzwyczaiłem się do świadomości odkładania i oszczędzania, że przegapiłem kolejną zmianę - tym razem niepożądaną. Oszczędzanie pieniędzy zaczęło stanowić cel sam w sobie. Z jednej strony - dobrze. Nie przejmuję się już tym, że czegoś sobie odmawiam - nawet tego nie zauważam. Cieszy mnie, że trochę więcej odłożę. Z drugiej strony zapomniałem czym tak naprawdę są pieniądze - środkiem do celu, a nie celem samym w sobie. Fakt, że dają mi poczucie komfortu stał się wystarczającym powodem.

Tutaj jednak pojawia się "ale", gdyż zauważyłem jak duży problem mam z wydaniem czegoś ze zgromadzonej kwoty. Wszystkie oszczędności mają służyć większemu celowi (do którego nadal jednak daleko) i w rezultacie nie używam pieniędzy, które mam - one po prostu są. Część z nich pracuje, by powiększyć kwotę, część stanowi poduszkę finansową i fundusz na czarną godzinę, część po prostu leży, dla mojego komfortu.

Dlatego właśnie postanowiłem, że czasem muszę skorzystać z pieniędzy, nie patrząc na nic innego i zrobić sobie prezent, dać sobie nagrodę. Mogę kupić sobie książkową trylogię, która kosztuje zbyt drogo (bo książki podrożały od czasu, kiedy kupowałem nowe książki, a nie wszystko jeszcze można kupić używane). Mogę od czasu do czasu iść do restauracji. Mogę napić się dobrego piwa, które kosztuje pięć razy tyle co zwykłe. 

Ta zmiana sposobu myślenia o pieniądzach spowodowała, że znów patrzę na nie jak na środek do celu, a nie cel sam w sobie. Paradoksalnie wydanie części funduszy przybliżyło mnie do głównego celu, bo zrozumiałem, że to ten cel jest ważny, a nie samo oszczędzanie i gromadzenie pieniędzy. Cel w oszczędzaniu jest bardzo ważny. Powinniśmy go mieć, kiedy podejmujemy się dążenia do niego, inaczej to droga donikąd. 

sobota, 23 sierpnia 2025

Obierki, pestki, odpadki

Zawsze intrygowała mnie filozofia Zero Waste, ale też uważałem, że wykorzystywanie wszystkiego to ściema. Owszem - czasem zostawiałem pół odciętej kartki, albo nieudany wydruk jednostronny, by robić notatki czy (co nie jest niczym nadzwyczajnym) resztę obiadu, by resztki dodać do omletu na śniadanie dnia następnego, ale poza tym uważałem, że Zero Waste to przesada. Spróbowałem jednak jednego rozwiązania i zaskoczyła mnie jego użyteczność. Chodzi mi tutaj o wykorzystanie obierków z owoców i warzyw nieco bardziej kreatywne niż wrzucenie ich na kompost.

Skórki Cytrusów


Potencjał tkwiący w skórce pomarańczowej zna niemal każdy - smażona w syropie i przełożona do słoika nada się do ciast i deserów. Warto jednak wspomnieć, że skórkę cytryny możemy zetrzeć (tylko tę wierzchnią, żółtą część) i dodać do potraw, czy też drinków (do których i tak wrzucamy plasterek owocu). Ze skórką z pomarańczy możemy z resztą postąpić podobnie. Obie (a także skórki z innych owoców) stanowią też aromatyczną dekorację do drinków. Ja jednak lubię wykorzystać je na jeszcze inny sposób, a mianowicie w całości wrzucić do ryżu podczas gotowania - nadadzą mu niezwykły aromat, który świetnie sprawdzi się w potrawach kuchni azjatyckiej (szczególnie indyjskiej).

Na marginesie dodam, że do wody podczas gotowania ryżu można też dodać torebkę herbaty ekspresowej - taką, z której już zaparzyliśmy wcześniej herbatę. Efekt może zaskoczyć, ale lekko herbaciany ryż na pewno znajdzie swoich wielbicieli.

Obierki od Jabłek i Ogryzki


Zdarza mi się dodawać obierki od jabłek do herbaty. Uzyskuje się wtedy naturalną herbatę owocową, która świetnie smakuje w zimowe wieczory (szczególnie ze szczyptą cynamonu). Podobnie możemy postąpić z obierkami i zdrewniałymi częściami imbiru - dodane do herbaty zmienią napój w niemal magiczny eliksir przeciwko przeziębieniu. 

Z samych jabłkowych obierek i wyciętych ogryzków można ugotować kompot, który będzie bardzo smaczny nawet, jeśli nie dodamy innych części owocu. Wystarczy w niewielkim garnuszku zagotować wodę z odrobiną cukru i dorzucić obierki i ogryzki z dwóch - trzech jabłek. Pogotować jakiś czas a następnie odcedzić.

Pestki i wytłoczki


Ze wszystkich owocowych obierek, wytłoczek czy pestek (na przykład po drylowaniu wiśni) możemy zrobić przepyszne nalewki. I nawet, jeśli nie mamy pojęcia o recepturach, wystarczy, że wrzucimy nasze owocowe "odpadki" do słoja, a następnie zalejemy spirytusem, a nawet po prostu wódką (spirytus lepiej i szybciej wyciągnie smak i aromat z owoców, ale po wszystkim trzeba go będzie rozcieńczyć). Polecam potrzymać taką miksturę przez rok, a potem odcedzić - nigdy nie zdarzyło mi się, by był niezadowolony z rezultatu.

Soki Owocowo - Warzywne


Oczywiście można wykorzystać skórki  dokładnie tak samo, jak resztę owocu czy warzywa. Ja mam w domu świetną wolnoobrotową sokowirówkę (polecam), do której warzywa i owoce dodaję w całości, a ona wyciska każdą kroplę soku. Owszem - pozostają odpady, ale w postaci suchych wiórów (poniżej pomysł na wykorzystanie nawet tych wiórów), ale sok odzyskujemy w 100%, a ten ze skórki bogaty jest w błonnik i substancje odżywcze.

A wióry? Cóż - jeśli wyciskam sok z marchewki, to myję ją, ale nie obieram, sok wypijam, natomiast do wiórów dodaję nieco chrzanu i mam pożywną, bogatą w błonnik i smaczną surówkę do obiadu. Z resztek.

Obierki Warzyw


A jednak także tradycyjne obierki z marchwi, selera czy nawet ziemniaków da się wykorzystać. Skórki układa się na blasze, obsmażone z wierzchu (by soki nie uciekały) mięso rozkłada na warstwie obierków i całość wkłada do piekarnika. Obierków nie jemy, ale aromat przeniknie do mięsa, wilgoć sprawi, że nie stwardnieje a unoszący się zapach pobudzi apetyt.

A jeżeli nadal uważacie, że to marnotrawstwo, to spróbujcie obierki ziemniaczane pokroić w paski (o ile już nie są w paskach), a potem usmażyć w głębokim oleju, lub po prostu we frytkownicy. Pamiętać tylko trzeba o dokładnym umyciu obierków - chcemy frytek / chipsów z obierków, a nie z piachu. 


Zero Waste to nie jest kłamstwo, ale też nie wolno się zafiksować na wykorzystaniu absolutnie wszystkiego. To ma być okazja, a nie konieczność. I to jest największą tajemnicą tej filozofii.

piątek, 15 sierpnia 2025

Małe oszczędności, duże konieczności

To, co najbardziej wkurza mnie w oszczędzaniu, to że pomimo tego, że najważniejsza jest systematyczność, jeden błąd, jedno wydarzenie potrafi zniweczyć dłuższy wysiłek. To nie jest powód, żeby się poddawać i jedno z drugim tak naprawdę niewiele ma wspólnego (nie ma tu związku), ale potrafi dopiec i sprawić, że zaczyna się wątpić w zasadność całego procesu. Już wyjaśniam o czym mowa.

Przypuśćmy, że odmawiam sobie czegoś, co lubię, a co kosztuje mnie każdorazowo 20 PLN. W pracujący tydzień oszczędzam w ten sposób 100 PLN. W dwa takie tygodnie oszczędzam 200 PLN. Dwa tygodnie bez tego czegoś, na co codziennie mam ochotę. I nagle, w weekend dostaje mandat za złe parkowanie - 200 PLN. No przecież oszczędzenie tej kwoty kosztowało mnie tyle wyrzeczeń!

Albo wyszukuję towary na promocjach, zmieniam sklepy i robię zakupy w 2-3, żeby zaoszczędzić te trzy dychy. Zakupy są raz na tydzień, więc oszczędzenie trzech stów zajmuje jakoś około dwóch miesięcy. I nagle podczas jedzenia ukrusza mi się ząb. Wizyta u dentysty i reperacja to dokładnie trzy stówy... Przepadły oszczędności i starania.

Tak się niestety dzieje, bo oszczędzanie małych kwot codziennie daje wyniki, ale sytuacje awaryjne zawsze skutkują wydatkami o wiele większymi niż taka jednorazowo zaoszczędzona kwota. Dysproporcja. Ta sytuacja sprawia, że wątpię w zasadność moich starań i wyrzeczeń. A przecież jeśli nie będę oszczędzać, to nadal ukruszę ten ząb i nadal będę musiał ponieść koszty. Tylko, że nie wyjdę na zero, ale będę trzy stówy w plecy. Po prostu cała sytuacja jest demotywująca, ale... nie można się poddawać. Nadal systematyczność jest kluczem. Nadal jestem za tym, by inwestować zaoszczędzone kwoty i nadal fundusz "na czarną godzinę" sprawdza się - po prostu nie jest miło musieć z niego korzystać.

niedziela, 10 sierpnia 2025

Książki używane

Jeśli lubisz czytać książki, to zapewne wydajesz na nie pieniądze. Z autopsji wiem, że często niemałe. Walczyłem z tym problemem i udało mi się go w pewnym sensie zminimalizować. Tutaj podzielę się z Wami czterema sposobami, w jaki sposób wykorzystać fakt, że istnieją książki używane (ostatni sposób traktuje ten temat nieco przewrotnie). Mnie zaobserwowanie tego mechanizmu przyniosło nie tylko ulgę dla portfela, ale także w jakiś sposób pomogło mi przejść do porządku dziennego nad kupowaniem książek, które chcę przeczytać.

Pożyczanie od znajomych


Nie jestem osobą, która niszczy książki, bo o każdą dbam jak o własną (a o swoje dbam bardzo starannie). Moi znajomi nie mają więc oporów, by pożyczać mi książki, nawet jeśli ja sam staram się swoich książek nikomu nie pożyczać (do tego stopnia, że potrafię kupić drugi egzemplarz, jeśli chcę, by ktoś przeczytał daną pozycję). Rzecz w tym, że nie przepadam za pożyczaniem książek od kogoś, szczególnie jeśli nie wiem kiedy będę miał ochotę sięgnąć po daną pozycję, zatem jest to opcja niezbyt przeze mnie używana. warto jednak pamiętać, że istnieje i szczególnie rzadkie lub drogie pozycje można przeczytać w ten sposób.

Biblioteki


Używane książki można czytać, dzięki uprzejmości bibliotek. Te w mojej okolicy są darmowe - wystarczy się zapisać i zwracać książki na czas. To dobry sposób, by znaleźć starocie, które w inny sposób są niedostępne (przeczytałem dzięki temu wiele świetnych komiksów). Bardzo polecam tę metodę na korzystanie z książek używanych przez innych.

Kupno książek używanych


Bardzo wiele książek używanych jest obecnie bardzo tanich. Nie są to może nowości, ale jeśli dobrze poszukać można znaleźć perełki w cenie od 1 do 5 PLN, co oznacza, że niezwykle łatwo jest zamówić ze znanego portalu aukcyjnego dziesięć książek i zapewnić sobie kilka tygodni czytania. Kupiłem w ten sposób wiele książek, po które inaczej bym nie sięgnął. A jeśli w paczce znajdzie się jedna - dwie prawdziwie dobra, cały zakup zwraca się z nawiązką.

Kupno książek nowych


Piszemy o książkach używanych, a ja wyjeżdżam tutaj z nowymi. Już tłumaczę dlaczego. Otóż, jeśli nigdzie nie można znaleźć używanej kopii danej książki (przeważnie nowości), to warto kupić egzemplarz nieużywany, przeczytać go i mieć dużą szansę na odsprzedanie go jako używany (teraz jest przecież "książką używaną", a o nich tutaj piszę). Skoro nie mogliśmy go znaleźć, to nasz będzie jedyny, a zatem możemy nieznacznie tylko obniżyć cenę i mieć dużą szansę na odsprzedaż z niewielką stratą. A jeśli jeszcze kupiliśmy książkę na jakiejś krótkotrwałej promocji, może się okazać, że jeszcze na tym zarobimy.

Sprzedaję wiele książek ze swojej kolekcji - przeważnie po przeczytaniu ich, jeśli uznam, że nie chcę danej pozycji zostawiać. Książki, które sprzedaję można zakupić tutaj - większość z nich jest w świetnym stanie, a część jest prawie nowa. Polecam.

piątek, 1 sierpnia 2025

Auto z wypożyczalni

Wakacje to okres, kiedy częściej niż zwykle wypożyczamy auto. Niezależnie od tego, czy robimy to w kraju, czy też za granicą, czy wypożyczamy na lotnisku, czy w mieście, warto znać jedną zasadę, które może uchronić nas przed dodatkowymi kosztami. A bywa, że koszty te są olbrzymie!

Nie twierdzę, że wszędzie i nie piszę, że zawsze, ale zdarzają się wypożyczalnie (nawet sieciówki), które nie traktują swoich klientów uczciwie. Powiedzmy sobie szczerze - jeśli jesteś turystą w obcym kraju i wypożyczasz samochód, by zwiedzić okolicę na własną rękę, nie ma wielkich szans, byś był dla wypożyczalni klientem, który rokuje na to, że powróci. Nie starają się więc robić dobrego wrażenia z myślą o przyszłości, a raczej wycyckać ile mogą.

I tutaj wchodzi rada - przed wyjechaniem z parkingu, zrób dużo zdjęć samochodu. Zrób zdjęcia lakieru, ze wszystkich stron i udokumentuj każdą rysę. Zrób fotki opon, które pokażą ich zużycie. Zrób zdjęcie wskaźników (w tym wskaźnika paliwa). Obejdź samochód i sfotografuj szyby, nawet jeśli wydaje Ci się, że są ok. Rzecz w tym, że nieuczciwa wypożyczalnia dobrze zna wady swoich aut i potrafi wypunktować je nieświadomemu klientowi. Nie kryj się z robieniem zdjęć - niech już na tym etapie wiedzą, że Cię nie naciągną, to może nie będą próbowali. A jeśli będą - po to Ci dokumentacja. Nawet jeśli czegoś nie zauważysz - jest duża szansa, że załapie się to na jakiejś fotce.

piątek, 18 lipca 2025

Wydawaj dla siebie

Kiedy kupujesz nowy telewizor - dlaczego to robisz? A nowy telefon? Samochód? Zegarek? Ba - kupując nowe ciuchy czy buty, wybierasz te ze znanym logo, prawda? Dlaczego to robisz? Przecież nie dlatego, że sam chcesz patrzeć na logo...

Wiele "modnych" zakupów robimy nie dla siebie, ale dla osób, które będą nas po nich oceniać. Łakniemy tej oceny niczym nieskazitelnego profilu w mediach społecznościowych - takiego, gdzie widać tylko piękne potrawy, wymarzone wakacje, uczesane dzieci ze świadectwem z czerwonym paskiem oraz fotki w szybkiej bryce. Nie potrzebujemy tego dla siebie, tylko dla innych (trochę dla siebie - chcemy być przez ten pryzmat oceniani). Wydajemy nie małe pieniądze na to, by robić wrażenie na innych.

Ja nie mam drogiego telefonu. Ba - nie mam smartfona, a moja komórka nie robi zdjęć i nie łączy się z internetem. Dlaczego? Bo uznałem, że tego nie potrzebuję. Wydałem na mój telefon poniżej 100 PLN, było to ponad dziesięć lat temu i od tego czasu wciąż działa (a baterię ładuję nie częściej niż raz na tydzień). Oczywiście, że ludzie patrzą na mnie z pobłażaniem i śmieją się ze mnie, ale ja wolę wydać na czytnik e-booków, z którego mam pożytek (tez nie jest to najnowszy model) niż na smartfon, który ciągle będę musiał zmieniać, by "dogonić" technologię. No i nie chcę się z nikim ścigać na to, czy mam już najnowszy model.

Póki działa mój komputer, nie potrzebuję nowego. Póki działa odtwarzacz MP3, nie interesuje mnie nowszy model. Póki samochodem da się dojechać wszędzie tam, gdzie potrzebuję, nie szukam innego a jeśli mogę kupić wygodne ubranie, nie jestem zainteresowany żadnym logo, które producent na nim umieszcza. A skoro ja nie jestem, to dlaczego miałbym to kupować, by robić jakiekolwiek wrażenie na kimś innym?

Owszem - jeżeli Twoim celem jest robienie wrażenia na sąsiadach, znajomych czy przechodniach, nie ma w tym nic złego. Pisze ten post tylko po to, by uświadomić Ci, że niektóre z tych wydatków służą tylko po tym, by inni lepiej Cię oceniali (albo właśnie nie oceniali). Nadal możesz ponosić te koszty, wiedz tylko dlaczego. A jeśli nie chcesz ich ponosić, to uzmysłów sobie, że w każdej chwili możesz powiedzieć sobie "mnie wystarczy to, co mam i nie muszę przesiadać się na nowszy model lub kupować nowego gadżetu tylko dlatego, że bez niego ktoś pomyśli, że jestem gorszy". Mnie osobiście nie bardzo przeszkadza to, że ktokolwiek pomyśli o mnie, że jestem gorszy, bo nie mam czegoś tam, tylko po to by spełniać jego wizję statusu społecznego.

czwartek, 10 lipca 2025

Kredyt? Spłać!

Wiele osób nie wie, jak postępować z kredytem. Często biorą kredyt nie bardzo rozumiejąc jak on działa, nie czytając warunków i nie zdając sobie sprawy w jaki sposób zminimalizować odsetki. Dzisiaj opisze ten problem, bo już kilka razy musiałem to tłumaczyć różnym osobom.

  1. Kredyt polega na tym, że otrzymujemy jakąś kwotę na konkretny cel (czasem płacąc za możliwość wzięcia kredytu), a później spłacamy dług, powiększony o odsetki. Jeśli kredyt wiąże się z dodatkową opłatą, to bank wypłaca nam kwotę "x", a my jesteśmy od razu winni kwotę "x+opłata". Kiedy nadchodzi moment naliczenia odsetek i spłaty raty (przeważnie co miesiąc), musimy spłacić wszystkie naliczone w tym okresie odsetki plus pewną część kwoty. Jeśli rata kredytu jest malejąca, kwota spłacana jest zawsze taka sama, natomiast odsetki naliczane od coraz mniejszej kwoty są coraz mniejsze. Jeśli płacimy równe raty, kwota odsetek jest coraz mniejsza (od mniejszej kwoty, którą jesteśmy winni), natomiast spłacamy coraz większą kwotę należności, dzięki czemu odsetki maleją jeszcze szybciej. Tak, ogólnie, działają wszystkie kredyty.
  2. Bardzo ważne jest, by w warunkach określone było to, czy rata jest stała czy malejąca oraz czy istnieje opłata za udzielenie kredytu (powiększająca zaległość początkową) i opłata za wcześniejszą spłatę / nadpłacanie kredytu. Bardzo często przy kredytach konsumenckich i tak zwanych chwilówkach, podana rata kredytu jest bardzo niska. Nie jest to wcale dobry znak - oznacza to przeważnie, że spłacamy głównie odsetki, natomiast nie spłacamy właściwie wcale kapitału, co oznacza, że odsetki prawie nie maleją, a kredyt będziemy spłacać bardzo długo - wpłacając olbrzymią sumę. Jeśli bowiem rata kredytu to "tylko 100 zł", ale w tym kryje się 98 zł odsetek, to faktycznego kredytu spłacamy tylko 2 zł, mimo, że co miesiąc ciągle płacimy 100 zł.
  3. Jeśli możemy kredyt spłacić wcześniej oraz nadpłacić bez ponoszenia dodatkowych kosztów, warto to zrobić, kiedy tylko sytuacja finansowa na to pozwoli. Każde dodatkowe pieniądze spłacane dodatkowo nie są obciążone odsetkami. Czyli, jeśli nawet spłacamy ratę 100 zł, z czego 98 zł to odsetki, to możemy dołożyć drugie 100 zł, które w całości spłacą kapitał kredytu. W ten sposób spłacamy pięćdziesiąt razy więcej kapitału, płacąc jedynie dwa razy większą kwotę. Spłacamy 50 raz za jednym zamachem, płacąc jedynie 2 raty w jednym okresie. Dlatego właśnie spłacenie kredytu to najlepsza inwestycja.

Warto jednocześnie zapytać swoich bliskich, czy nie borykają się z takim kredytem, często wziętym na zakup nowej pralki czy lodówki. Często osoby starsze są w ten sposób naciągane i utykają w niespłacalnych długach, z którymi można sobie łatwo poradzić, znając zasadę działania. Zachęcam wyedukowanie rodziny w tej kwestii. Wszystko jest dla ludzi, ale warto znać zasady instrumentów finansowych, z których się korzysta.

piątek, 4 lipca 2025

Pozbywaj się...

Jeśli w życiu nadszedł moment, kiedy finanse nie stoją dobrze i zwyczajnie brakuje Ci pieniędzy "do pierwszego", to znak, że czas na solidną weryfikację budżetu. Może nie wystarczyć drobna korekta. Trzeba przeprowadzić gruntowne, czasem bolesne, ale jednak konieczne, zdecydowane zmiany.

Życie samo je wymusi, więc jeżeli chcesz odzyskać panowanie, uprzedź cios i zdecyduj się na bezkompromisowe cięcie kosztów. Kiedy więc czujesz zaciskająca się pętlę, nie daj się poprowadzić na równię pochyłą. Odetnij balast i ratuj co się da.

Pozbądź się subskrypcji, prenumerat i abonamentów. Zrezygnuj z każdej płatnej usługi cyfrowej. Nie z takich, na których utratę możesz sobie pozwolić, ale ze wszystkich. Odetnij się od platform oferujących filmy i seriale, muzykę, książki czy nawet opłaty za niewyświetlanie reklam. Nie myśl o tym, że coś Cię ominie ani o tym, że przywrócenie tych dodatków w przyszłości będzie drogie. Będąc w ciężkiej sytuacji aktualnej, ratuj się teraz, żeby w ogóle mieć jakąś przyszłość.

Pozbądź się telefonu, bez którego wydaje Ci się, że świat nie istnieje, jeśli tylko nie daje Ci możliwości zarobienia na siebie. Każda opłata, która pogłębia Twój dług musi zostać usunięta. To trudna decyzja, ale być może konieczna.

Przeprowadź się - do mniejszego mieszkania, do innej miejscowości, może nawet tańszego kraju. Jeśli możesz, wróć do rodziców, zatrzymaj się na jakiś czas u znajomych i odbuduj swój budżet. Brzmi drastycznie, ale mówimy o sytuacjach, w których musisz się ratować - wszystko na co Cię aktualnie nie stać, ciągnie Cię w dół.

To nie jest moja rada. To zasłyszana historia (znajomy znajomego). Człowiek ten poszedł na dno po stracie firmy, którą prowadził. Początkowo nie miał dużych długów i myślał, że jakoś przeżyje czas bez pracy, nie rezygnując z dotychczasowego poziomu życia. Niestety nie miał pojęcia ile ten "dotychczasowy poziom życia" kosztuje. Już kiedy z konta (na którym miał oszczędności, które miały pokryć rachunki) ściągnęły się opłaty za platformy z filmami doznał szoku - podpisywał te umowy i nie liczył, bo zawsze było go stać. Następnie "zapłacił się" rachunek za umowę z telefonią. Rachunek ze wszystkimi telefonami - mając firmę zaopatrzył w telefony pół rodziny na jednej umowie i wykupił szereg usług, na które - znowu - dotychczas było go stać. Ostateczny cios przyszedł, gdy pobrana została kwota za dom... oraz trzy mieszkania, które miały dawać zysk jako wynajem, ale jakoś po poprzednich lokatorach nikomu ich nie wynajął, natomiast jednym z mieszkań "opiekowała się" córka znajomych (i mieszkała tam w zamian za tę opiekę), a dwa pozostałe służyły jako magazyny surowców i produktów dla prowadzonej działalności. W pierwszym miesiącu poszły pieniądze, które starczyć miały na trzy miesiące, ale znajomy nadal nie zrezygnował z przywilejów, sądząc, że to chwilowe problemy. Po trzech miesiącach wziął pożyczkę, bo na oku miał już kolejny interes. Interes nie wypalił, po kolejnym kwartale miał na głowie komornika. Dopiero w tym okresie zaczął zmniejszać zobowiązania finansowe, bo zorientował się, że jest źle. To on powiedział, że gdyby zaraz na początku zaczął pozbywać się tych wszystkich "drobnych" obciążeń finansowych byłoby mu o wiele łatwiej. Owszem - przypadek skrajny, ale dobrze obrazuje jak to, co dotychczas pozostawało niezauważane, nagle stało się przyczynkiem upadku. Sytuacja się zmieniła, i człowiek zaczął żyć ponad stan, mimo, że próbował tylko żyć jak dotąd. W końcu stracił część swoich dotychczasowych "przyjemności", ale gdyby pozbył się ich wcześniej, oszczędziłby sobie wielu problemów. I to wcale nie było tak, że upadek firmy pociągnął go na dno - to tylko zachwiało jego finansowaniem, ale było do uratowania. Trzeba było tylko zacząć działać od razu i dość bezwzględnie.

piątek, 27 czerwca 2025

Wyzwanie Oszczędzanie

Challenge są popularne, zabawne, wciągające i bardzo modne. Chętnie w nich uczestniczymy, dlaczego więc nie wyzwać samego siebie i nie zaoszczędzić dzięki temu? To może być ciekawe doświadczenie, a nawet dobra zabawa. Oczywiście warto nakłonić znajomych do współuczestniczenia, dzięki czemu można z jednej strony odrobinę porywalizować, a z drugiej zyskać wsparcie w czasie oszczędzania. A najlepsze, że zasady kolejnych wyzwań możemy wymyślać sami i bawić się w najróżniejszy sposób (można nawet ufundować nagrodę dla zwycięzcy, jeśli bawimy się ze znajomymi). Oto niektóre propozycje wyzwań:

  • Darmowy weekend - przez cały weekend (piątek - niedziela) nic nie wydajesz
  • Rezygnacja z kosztownego przyzwyczajenia (każdy jakieś ma, tylko się nie przyznaje)
  • Oszczędzić (odłożyć) konkretną kwotę każdego dnia (idealnie, jeśli kwota mogłaby wzrastać każdego dnia - na przykład zacząć od 10gr i każdego dnia zwiększać tę kwotę o 10gr - odłożyłoby się ponad 6500 po roku takiej zabawy)
  • Zakupy tylko w miejscach produktów przecenionych (brzydkie warzywa, końcówki okresu przydatności), jak najdłuższy okres tylko takich zakupów byłby niezłym wyzwaniem

Jeśli macie jakieś pomysły, piszcie w komentarzach.

piątek, 20 czerwca 2025

Dania jednogarnkowe ratują budżet

Kiedy z budżetem jest nieco gorzej, rezygnuję z konwencjonalnych obiadów i zwracam się w stronę dań jednogarnkowych, a dokładniej sosów, które można podać na kaszy, ryżu czy makaronie. Sprawdzają się z trzech powodów, a oto i one. 


  1. Taki sposób gotowanie pozwala lepiej zutylizować mięso. Wystarczy niewielki kawałek mięsa, którego kawałki znajdą się w całym sosie. Gotowanie (duszenie) mięsa w sosie sprawia, że przesiąkają do potrawy wszystkie jego aromaty. Gdyby przyrządzać mięso osobno, to część aromatu zostaje na naczyniu. No i można wykorzystać mniej atrakcyjne części zwierzęcia, podroby lub kawałki odkrojone od kości, skrawki, bardziej tłuste części, które są przeważnie tańsze.
  2. Dzięki możliwości zmieszania mięsa z warzywami otrzymujemy bardzo sycącą potrawę o sporej zawartości błonnika, co sprzyja najadaniu się. Dodatkowo w ten sposób nakłaniamy do jedzenia warzyw dzieci, które mogą mieć tendencję do zostawiania jarzyn na talerzu w przypadku typowych kompozycji obiadowych (kotlet, ziemniaki, surówka). Warzywa są o wiele tańsze od mięsa, a w dodatku o odpowiedniej porze roku można używać warzyw sezonowych, których jest wysyp (można także użyć warzyw, które samemu się uprawia).
  3. Dobrej jakości kasza, ryż i makaron nabiera smaku dzięki podaniu z aromatycznym sosem. Wystarczy mocniej przyprawić potrawę, by móc dodać do niej więcej "wypełniacza skrobiowego". Ryż nie musi pływać w sosie - może być nim tylko odrobinę polany, by wychwycić pełnię smaku. Odrobina doprawionego sosu i solidna porcja ryżu to rozwiązanie tanie i sycące. Polecam użyć ryżu brązowego, którego cena jest odrobinę wyższa, ale jest zdrowszy i bardziej wartościowy pod względem składników odżywczych. Także do dobrze przygotowanego makaronu można użyć mniej sosu niż się wydaje, by potrawa była w pełni satysfakcjonująca.

piątek, 13 czerwca 2025

Ile to dla Ciebie warte?

Rzeczy mają ceny, ale nie odzwierciedlają one prawdziwej wartości danego zakupu, gdyż ta dla każdego jest inna. I to mimo tego, że każdy w danym sklepie zapłaci tyle samo. Dla jednych będzie to wartościowy zakup, dla innych strata kasy a dla jeszcze innych prawdziwa okazja. Zmiana myślenia o wartości (a nie cenie) produktów to podstawa do tego, żeby cieszyć się nimi! Wiem, że ta zmiana myślenia odmieniła moje podejście do zamawiania jedzenia i zakupów "zamienników", zatem spieszę napisać o co mi chodzi.


Jeśli chcesz wiedzieć jaką dany przedmiot ma dla Ciebie wartość, przelicz ja na coś co lubisz

Robiąc zakupy zastanawiaj się ile mógłbyś w tej cenie mieć czegoś co lubisz - hamburgerów, ciastek, chipsów, lodów czy czegokolwiek innego. Następnie zastanów się, czy wolałbyś kupić sobie nową grę, czy jednak zjeść te 12 hamburgerów, które mógłbyś kupić zamiast niej. W ten sposób dowiesz się, czy gra jest lepszym zakupem niż to, co znasz i lubisz.

Ten sposób przeliczania nie jest niczym nowym - wskaźnik Big Mack to sposób na sprawdzenie wahań cen, niezależnych od inflacji poprzez porównywanie ich do aktualnej ceny popularnego burgera. W naszym jednak przypadku chodzi o określenie, czy to co zamierzasz zrobić ze swoimi pieniędzmi da Ci więcej satysfakcji niż pewien poziom odniesienia, który znasz i cenisz. Jeżeli nie, to prawdopodobnie przepłacasz, natomiast, jeżeli tak, to znaczy, że w Twojej głowie ten zakup jest opłacalny.

Zamienniki


Moja słabością zawsze były zamienniki. Znajdowałem coś, co chciałbym kupić, ale cena wydawała mi się nieco zbyt wysoka. Znajdowałem więc tańszy zamiennik i kupowałem go, wpadając w pułapkę. Okazywało się bowiem, że zamiennik to nie było to, czego chciałem, zatem wydawałem co prawda mniej, ale na coś, czego wcale nie chciałem. Traciłem więc całą tę kwotę (nawet jeśli o połowę niższą), podczas gdy kupując to, czego chciałem, straciłbym powiedzmy 10%, które uważałem za "przepłacone". Koniec końców albo nie używałem zamiennika wcale, albo i tak kupowałem to, co pierwotnie zamierzałem.

Zawsze warto zastanowić się przed zakupem na czym nam właściwie zależy i nie rzucać się na coś, co jest "trochę gorsze ale dużo tańsze" - być może to niewielkie podniesienie jakości czy funkcjonalności, to właśnie jest cały sens zakupu i to właśnie na nim nam zależy. Jeżeli zamierzamy się czymś cieszyć, to czasem warto odrobinę przepłacić zamiast kupić coś innego, co nas cieszyć nie będzie. 

Wartość / Cena


Warto myśleć o tym, by stosunek wartości do ceny był jak największy, ale trzeba liczyć się z tym, że nie zawsze uda się sprawić, by był on wyższy od jedynki. Jeśli tak jest - jest to okazja, gdyż udało Ci się kupić coś, czego wartość jest większa niż kwota, którą wydałeś. Jeśli tak nie jest - cóż, to nadal może być doskonały zakup, lepszy niż inne (które nawet tańsze nie przedstawiają dla Ciebie podobnej wartości). Patrzenie na to w ten sposób całkiem dobrze działa na ocenę sytuacji.

piątek, 6 czerwca 2025

Odwróć Zakupy

A gdyby tak odwrócić role w czasie zakupów? Gdyby nie polegały one na wsadzaniu do koszyka tego, na co mamy ochotę (albo nawet tego, co uważamy, że potrzebujemy), ale to, na co nas stać? Przecież słynne challenge typu "dzień za 5 złotych" kierują się właśnie taka zasadą - wyznaczamy sobie budżet i jako wyzwanie staramy się w nim zmieścić. Dlaczego nie zmienić codziennych zakupów w tego typu wyzwanie, ale na nieco innych, rozsądnych zasadach? Oto moja propozycja dotycząca zakupów spożywczych.


  • Wpierw ustalamy budżet na dany okres (przeważnie miesiąc) - kwotę, w której musimy się zmieścić z zakupami jedzenia. Niech to będzie rozsądna kwota, a jednak niższa od tego, co wydajemy zwykle (by stanowiła wyzwanie).
  • Z tej kwoty weźmy 10% i przeznaczmy ją na pierwsze zakupy, podczas których kupimy zbiorcze opakowania produktów podstawowych, z których będziemy korzystali przez cały miesiąc. Będzie to ryż, kasza, makaron (jeśli kupujemy go w dużych opakowaniach, starczających na kilka dni), płatki śniadaniowe, mąka czy cukier jeżeli potrzebujemy. Tutaj rozglądamy się za promocjami dotyczącymi jednorazowego zakupu większej ilości produktu.
  • pozostałe 90% kwoty to zakupy codzienne (około 3% budżetu dziennie). Z tym właśnie budżetem udajemy się na zakupy, próbując dopasować nabywane produkty do założonej kwoty. Jak widać nie ma tu teraz miejsca na zbędne słodycze czy napoje - do koszyka trafiają tylko rzeczy, które mamy zamiar spożyć przez następną dobę. Dodatkowo nakazanie sobie ograniczeń wiąże się z dokładnym studiowaniem cen i poszukiwaniem tańszych alternatyw. Są jednak plusy - częściej odwiedzać będziemy dział z przecenami z uwagi na kończący się termin przydatności - w końcu planujemy zjeść wszystko do jutra, prawda?
  • Moja rada, to zacząć codzienne zakupy od niezbędników, takich jak pieczywo, nabiał i warzywa, potem przejść do mięsa a skończyć na dodatkach. Jeżeli na coś ma nam nie starzyć, to lepiej, żeby to było coś, co nie jest podstawą naszego posiłku.
  • Czyścimy lodówkę i spiżarnię - przeważnie w każdym domu znajdzie się jakiś słoik ogórków, jakiś dżem czy konserwa, które leżą na półce czekając na swoją kolej. Teraz jest czas, by z nich skorzystać, traktując jako darmowe dodatki. Takie znaleziska okażą się prawdziwymi skarbami! Wyjadamy więc zapasy. Możemy ponadto być pewni, że wszystko co kupujemy za ten ograniczony budżet zostanie pożarte do ostatka - nie ma tam przecież nic zbędnego.
  • Dodatkową korzyścią jest miejsce w spiżarni (po wyjedzeniu zapasów) oraz oczyszczona lodówka, dzięki czemu pozostawione w niej produkty będą miały lepszą cyrkulację powietrza i dłużej zachowają świeżość.

Doświadczenie robienia zakupów z budżetem uzmysłowi nam na co tak naprawdę możemy sobie pozwolić, a które rzeczy kupowane dotąd były zbytkiem, bez czego możemy się obejść a za co przepłacaliśmy. Nawet jeśli kiedyś to wiedzieliśmy, ceny zmieniają się w zastraszającym tempie i być może zatraciliśmy trzeźwy pogląd na to, czy nasze ulubione wafelki nadal są w dobrej cenie, czy może już nie opłaca się ich kupować. 

piątek, 23 maja 2025

Rzeczy lepszej jakości

Długo zgłębiałem temat, czy warto kupować rzeczy tańsze i częściej je wymieniać, czy tez rzeczy bardzo dobrej jakości, których zadaniem jest starczenie na dłużej. Doszedłem do całego szeregu wniosków, które spróbuję tutaj uporządkować i przedstawić. Za przykład posłużą mi buty, gdyż jest to część garderoby o dużej rozbieżności cenowej i jakościowej, a także przedmiot licznych dyskusji pomiędzy moimi przyjaciółmi. 
Oto do czego doprowadziły najpierw dyskusje, a następnie przemyślenia.

Teza: lepiej kupić tanie buty, ponosić przez jeden sezon, a następnie kupić kolejną parę.


Ta teza była punktem wyjścia - zarówno ja, jak i moi znajomi (mężczyźni) wyznawaliśmy taką zasadę. Zdawała się ona sprawdzać - codzienne buty niszczyły się w podobny sposób, niezależnie od ich jakości, lepiej było więc kupić buty tanie. Działało to przez bardzo długi czas.

Pewnego razu trafiłem jednak na promocję, dzięki której mogłem kupić dobre, markowe buty (takie zauważalnie lepszej jakości) za cenę niewiele większą od tanich butów codziennych (które także zaczęły drożeć). Wciąż jednak miałem swoje "codzienniaki", których używałem do zwykłych zadań, wkładając te lepsze tylko wtedy, kiedy wiedziałem, że nie pada, nie ma błota, nie będę przechodził przez trudny teren, chodził po trawie itp. Okazało się, że moje drogie buty starczają mi na bardzo długo, ponieważ nie używam ich jako butów "do wszystkiego". Dotychczas, nawet te lepsze buty traktowałem na równi ze zwykłymi - jeśli akurat padało, mokły, a kiedy szedłem na ognisko, na działkę, po prostu nosiłem je jak każde inne. I niszczyły się jak każde inne.

Teza: Kiedy dbamy o buty, te lepszej jakości starczą na dłużej niż tanie obuwie.


Jak wspomniałem, kiedy miałem naprawdę drogie buty (chociaż kupione za ułamek ceny), dbałem o nie o wiele lepiej. Czy to jednak była przyczyna tego, że zużywały się mniej niż zwykłe? A może gdybym lepiej dbał o buty codzienne, także starczyłyby na dłużej?

Cóż - tak, starczyłyby, ale... nadal nie na tak długo, jak buty lepszej jakości, które przy normalnym (czyli ostrożnym) użytkowaniu wytrzymały naprawdę bardzo długo - wielokrotnie dłużej niż tanie buty (przy takiej samej dbałości). Wciąż jednak potrzebowałem butów na deszcz, na działkę, na przełaj. Tanie buty nadal miały swoje stałe miejsce w mojej szafce. Kiedy tylko jednak mogłem, zakładałem te lepsze, drogie. Jednocześnie samo dbanie o buty, przedłuża ich żywotność (i dzięki temu, dopiero wtedy widać różnicę w jakości).

Dodatkowe wnioski i korzyści


Pierwszy wniosek był oczywisty - dbając o rzeczy, wydłużamy ich żywotność. To dotyczy każdej rzeczy, a nie tylko butów. W moim przypadku najlepiej widać to na przykładzie pędzli - tanie pędzle malują tak samo dobrze jak drogie, kiedy są nowe. Jednak po kilku użyciach stają się zauważalnie, nomen omen, zużyte. Nie pomaga czyszczenie profesjonalnym mydłem itp. Drogie pędzle pozostają w doskonałym stanie bardzo długo, ale trzeba je myć i czyścić, co wydłuża ich żywotność (metoda ta nie działa tak dobrze w przypadku tanich pędzli).

Wracając jednak do butów, jest jeszcze jedna, poważna korzyść z butów dobre jakości, o które dbamy - bardzo długo wyglądają one jak nowe, albo prawie jak nowe, podczas gdy buty tańsze tracą fason, teksturę i zaczynają wyglądać jak szara szmata (choć nadal spełniają swoją funkcję praktyczną). Jeśli chcielibyśmy wymieniać obuwie za każdym razem, kiedy zaczyna wyglądać inaczej niż na początku, z pewnością zaoszczędzilibyśmy na butach dobrej jakości. Jednak mężczyźni mają to do siebie, że codzienne buty mają po prostu "działać", a nie "wyglądać", w związku z tym nadal taniej będzie kupić tanie buty...

No i nawet, jeśli posiadamy buty dobrej jakości, nadal potrzebujemy butów codziennych (chociaż w takiej sytuacji nazywamy je raczej "roboczymi"), by nie niszczyć swojego drogiego buta, kiedy mamy do czynienia z "brudną" robotą (czyli podczas połowy wyjść).

Ja jednak uważam, że warto mieć rzeczy dobrej jakości, trwałe, solidne i dbać o nie (chociaż dbać warto o każde). Pozostaje jedynie problem ceny - nie uważam, by warto było kupować te rzeczy po cenach zawyżonych. Lepiej przemęczyć się i poczekać na porządną promocję - wtedy robimy dobry interes, bo warto kupić dobre buty, nie płacąc za nie dziesięciokrotnej ceny butów zwykłych.

piątek, 16 maja 2025

Prioretyzuj

Nikomu nie starczy czasu na przeczytanie wszystkich książek, obejrzenie wszystkich filmów i zrealizowanie wszystkich planów. Zwyczajnie nie da się zrobić wszystkiego, co by się chciało. Trzeba wybierać. I najlepiej zrobić to zanim przyjdzie czas na realizację tego, co się zaplanowało, zamiast dopiero wtedy tracić czas na zastanawianie się co wybrać. Właśnie dlatego dzisiaj chciałem napisać o tworzeniu listy priorytetów, zarówno dla rzeczy do zrobienia, celów inwestycyjnych oraz oszczędnościowych. Mnie właśnie ten sposób myślenia pomógł się zorganizować.

Rzeczy do zrobienia


Mimo tego, że wszyscy mniej więcej wiemy co powinniśmy zrobić, to z jednej strony zdarza nam się zapomnieć o czymś ważnym, a z drugiej nie mieć na to czasu. Właśnie dlatego uważam, że nawet jeśli mamy przed sobą kilka ważnych i pilnych zadań, nie warto przystępować do działania natychmiast. Zamiast tego warto opracować plan, który pozwoli na optymalizację, oszczędzenie sił i zasobów. Kolejność załatwiania pilnych zadań może okazać się bardzo ważnym czynnikiem oszczędzającym czas, energię oraz koszty. Zaznaczenie na liście spraw, które koniecznie musimy dzisiaj zrobić, a następnie skalkulowanie które jeszcze czynności damy radę wykonać jest o wiele rozsądniejsze od zwyczajnego wykonania rzeczy najpilniejszych i zorientowanie się, że innych punktów z listy nie damy rady zrealizować, bo przegapiliśmy okazję.

Przykładowo - jeśli robiąc kanapki z jajkiem i pomidorem zaczniemy od smarowania pieczywa i obierania pomidora, pozostanie nam czekanie, aż jajka się ugotują. Jeśli jednak najpierw wstawimy wodę, w czasie jej gotowania posmarujemy pieczywo, a następnie wodę pozostałą po gotowaniu jaj wykorzystamy do sparzenia pomidora, to nie tylko oszczędzimy czas, ale jeszcze wykorzystamy wrzątek, który inaczej byśmy wylali. To oczywiście prosty przykład, ale wiele rzeczy, które wykonujemy w ciągu dnia łączy się ze sobą i warto przemyśleć kolejność podejmowanych działań, bo czas na stworzenie przemyślanej listy zwróci się dzięki właściwej kolejności działań.

Cele inwestycyjne


Jeśli chcemy zainwestować jakąś kwotę, wiemy o potrzebie dywersyfikacji portfela i, co oczywiste, chcemy uzyskać jak największy zysk w krótkim czasie, powinniśmy stworzyć listę celów inwestycyjnych nawet jeszcze zanim zbierzemy pieniądze. W ten sposób, kiedy zdobędziemy fundusze, od razu możemy przystąpić do dzieła wiedząc, co robimy. Czy będzie to kwota wystarczająca na spłatę kredytu i pozbycie się rat i odsetek, czy też musimy obrócić posiadanymi funduszami, żeby je pomnożyć? Czy chcemy zacząć od zabezpieczenia pewnej kwoty, czy też agresywnie spróbować ją powiększyć, ryzykując jej utratę? To wszystko powinniśmy wiedzieć, mieć rozpisaną listę priorytetów z podziałem na warianty i w zależności od aktualnej sytuacji (oraz posiadanej kwoty) od razu wybrać wariant, zamiast zaczynać od wymyślania go.

Cele oszczędnościowe


Oczywiście można "oszczędzać dla oszczędzania" - wydawać mniej, gromadzić fundusze i dopiero kiedy kwota stanie się znacząca, pomyśleć o przeznaczeniu jej na konkretny cel. Większość ludzi jednak bardziej skłonna jest podporządkować się samodyscyplinie odkładania pieniędzy kiedy widzi przed sobą konkretny cel. Warto więc stworzyć od razu listę takich celów, która będzie nas motywowała do kontynuacji nawyku nawet po osiągnięciu celu, lub do oszczędzania nawet podczas jego realizowania.

Przykładowo - jeśli na listę wpiszemy, że chcemy w sierpniu jechać na fajne, zagraniczne wakacje, a pozostała kwota zasili fundusz przyszłorocznego zakupu nowego auta, natomiast w dalszej perspektywie mamy remont kuchni, bo za parę lat i tak będzie potrzebny, to nie dość, że widzimy cały czas sens w odkładaniu, to jeszcze przyłożymy się do poszukania tańszych opcji wakacyjnych (mimo posiadania funduszy) wiedząc, że dzięki temu uzyskamy lepszy start do zakupu auta, kupując zaś auto znów poczujemy motywację do poszukania okazji, gdyż wiemy, że mamy już plan na wykorzystanie pozostałej kwoty.


Wiem - jestem zwolennikiem tworzenia wszelkiego rodzaju list. Pomaga mi to przez całe dorosłe życie, mniej zapominam, zawsze jestem na czas, nie muszę trzymać wszystkiego w głowie, więc mam ją wolną dla nowych pomysłów i jestem zorganizowany (sam się taki czuję i tak widzą mnie znajomi). Udaje mi się mieć więcej czasu wolnego dzięki lepszej organizacji i planowaniu, dlatego właśnie polecam ten sposób. Oczywiście przyjmuję do wiadomości, że na kogoś może działać inny sposób organizacji czasu, ale trudno mi pisać o czymś co jest mi obce. Wybaczcie więc, że co jakiś czas wracam do tworzenia list - uważam po prostu, że to dobry pomysł.

piątek, 9 maja 2025

Oszczędzaj na mieszkaniu w dużym mieście

Jeśli faktycznie jesteś pod kreską i chwycisz się każdej możliwości na zaoszczędzenie pieniędzy, by wrócić na powierzchnie, a do tego nie masz zobowiązań (rodziny, pracy - poza zdalną), to możesz śmiało rozważyć ten skrajny sposób na zaoszczędzenie pieniędzy, a być może nawet na dorobienie, jeśli okoliczności są sprzyjające. Nie jest to rozwiązanie dla każdego - wymaga dużych życiowych zmian i olbrzymiego samozaparcia, którego mnie osobiście z pewnością by brakowało, ale nie ulega wątpliwości, że jest olbrzymia szansa, że tego typu plan się powiedzie.

Jeżeli mieszkasz w dużym (i drogim) mieście, płacisz zapewne olbrzymi czynsz, nawet jeśli masz swoje własne mieszkanie. Jeżeli wynajmujesz, koszty wynajmu z pewnością są jeszcze wyższe. Jeżeli nic Cię w tym mieście nie trzyma (może poza dogodnym transportem, bazą sklepowo - rozrywkową i możliwością przebywania wśród tłumów ludzi), rozważ wyprowadzkę w region, który nie jest tak atrakcyjny. Sprawdzi się to, jeżeli Twoja praca może być wykonywana zdalnie, nie masz zobowiązań rodzinnych i jesteś w stanie odseparować się na jakiś czas od dobrodziejstw, do których przywykłeś.

Ceny wynajmu w mniejszych miejscowościach, a nawet w sporych miastach, ale w regionach mało atrakcyjnych, są o wiele niższe niż w stolicy, Wrocławiu, Gdańsku czy Krakowie. Oszczędność na czynszu będzie ogromna - możesz wynająć mniejsze lokum w innym mieście za ćwierć ceny, jaką płacisz obecnie, a oszczędność przeznaczyć na spłatę długów lub inwestycję. Jeżeli obecnie nie wynajmujesz, ale mieszkasz na swoim, to jeszcze lepiej - wynajmując swoje mieszkanie komuś, możesz za uzyskany czynsz wynająć lokum gdzieś indziej, wyżywić się, ubrać i jeszcze odkładać coś na czarną godzinę.

Jeżeli masz więcej fantazji, możesz nawet w ogóle wyprowadzić się z kraju i zamieszkać w miejscu, gdzie ceny są jeszcze niższe - znam przypadki osób, które w ten sposób przeprowadziły się do Tajlandii czy na Kostarykę. To zależy tylko od samozaparcia, znajomości języka i odwagi.

Zawsze uważałem, że to nie jest tak, że ludzi nie stać na leki, jedzenie czy "normalne życie". To raczej kwestia tego, że ludzie chcieliby mieć to wszystko, a do tego mieszkać w najdroższym miejscu w kraju, wozić się autem, parkować pod dachem... tak - na to wszystko na raz może być ich nie stać. To są te zbytki, za które przepłacają. Mieszkając w miejscu bardziej adekwatnym do dochodów, nie przepłacając za jedzenie w restauracji (oraz zamawiane), utrzymywanie drogiego auta, kiedy do dyspozycji jest dobrze funkcjonujący transport publiczny, stać by ich było na wszystko, czego im potrzeba. To windowanie potrzeb i brak rozeznania w tym, że miejsce, w którym obecnie mieszkają stało się modne (i drogie), że istnieje inny sposób na robienie rzeczy niż ten, do którego przywykli sprawia, że jest im coraz ciężej. I nie pomagają tu skargi, że "kiedyś było inaczej" - było, nie jest, trzeba się dostosować, by nie tkwić w "kiedyś", a nadążać za "dzisiaj".

Wiem, że ten post wielu osobom nie będzie w smak. Nie chcę w nie uderzać. Chciałbym jedynie, by przemyślały rozwiązania, które być może nie przyszły im do głowy. Należę do ludzi, którzy starają się znaleźć odpowiedzi na realne, aktualne problemy zamiast tęsknić za czasami, kiedy ich nie było. Takie rozwiązanie widzę, więc o nim właśnie piszę. Być może za jakiś czas będę zmuszony znaleźć jakieś dla siebie - to zaproponowane powyżej, albo jakieś inne. Wolałbym mieć rozeznanie w sytuacji.

piątek, 25 kwietnia 2025

5 Oszczędnościowych Lajfhaków

1. Traktuj oszczędności jak wydatki


Jeśli masz problem z regularnym odkładaniem pieniędzy, zacznij traktować tę czynność tak, jak traktujesz płacenie rachunków. Zrób z tego obowiązek. Przesuń na początek miesiąca, zaraz po wypłacie - niech stała kwota trafia na konto oszczędnościowe w momencie, kiedy płacisz czynsz, rachunek za prąd czy abonamenty. W ten sposób nie będziesz polegać na tym, co zostaje na koniec miesiąca, tylko niejako zmusisz się do oszczędzania.

2. Chemia w promocji


Polecam notowanie cen produktów do sprzątania, prania, zmywania - tak zwanej chemii. Za każdym razem, kiedy w sklepie pojawia się promocja na któryś z tych produktów możesz wtedy ocenić, czy faktycznie jest to dobra cena, a jeśli tak, zrób zakupy na zapas - chemia nie ma terminu przydatności a kupienie większej ilości w niskiej cenie na prawdę pozwala dokonać dużych oszczędności. O ile masz pewność, że cena jest dobra...

3. Izotonik w proszku.


Jeśli pijesz dużo izotoników, ćwiczysz i potrzebujesz tych produktów - naucz się przyrządzać je z proszku. Trzymając się receptury tworzysz smaczne i skuteczne izotoniki za ułamek ceny. Woda z sieci jest obecnie w wielu miastach na poziomie nadającym się do spożycia, więc unikając dodatkowego kosztu wody (i wielu plastikowych butelek) sporo oszczędzisz. A wybór takich produktów jest duży. Ogólnie napoje w proszku / syropie, które pozwalają nie kupować ogólnie dostępnej wody to strzał w dziesiątkę.

4. Nie marnuj wrzątku


Zaopatrz się w dobry, spory termos, postaw go obok kuchenki i za każdym razem, kiedy gotujesz wodę na herbatę, to co zostanie w czajniku przelewaj do termosu. Przez następne kilka godzin będziesz mieć natychmiastowy dostęp do wrzątku, który w innej sytuacji tylko by się zmarnował. Nie marnuj wody, nie marnuj energii, a przede wszystkim nie marnuj pieniędzy.

5. Próbuj przeterminowanych produktów.


Kiedy odkrywasz w lodówce produkt, który jest niewiele po terminie, nie wyrzucaj go od razu. Otwórz i spróbuj - wiele produktów nadaje się do spożycia nawet przez kilka dni po terminie, a kiedy są zepsute to widać, czuć zapach albo można odkryć to w smaku. Wyrzucanie jogurtu tylko dlatego, że data przydatności minęła przedwczoraj to marnotrawstwo.

sobota, 12 kwietnia 2025

Drinkowanie z Przyjaciółmi

Nadchodzi ta wspaniała pora roku, kiedy zamiast spotykać się ze znajomymi w knajpie, można umówić się na spacer czy na piknik (na tak zwanego grilla, ewentualnie ognisko). Poza tym, że osobiście wolę tego typu spotkania, to maja one jeszcze jedną bezsprzeczną zaletę - jest o wiele taniej. Jeżeli chodzi o to, żeby się spotkać, a napoje czy jedzenie to jedynie dodatek (bo spotykając się w knajpie trudno czegoś nie zamówić), gorąco polecam spacerowanie w gronie znajomych - szczególnie jeśli to dla Was nowość, jest to bardzo ekscytujący sposób spotkania się, a i można przysiąść gdzieś w parku czy innych okolicznościach przyrody.

Jeśli jednak lubicie spotkania w celu wypicia kilku głębszych, polecam odwiedziny w przydomowym ogródku (lub balkonie / mieszkaniu, jeśli nikt z Was nie dysponuje ogródkiem) i własnoręcznie przyrządzane drinki. Nierzadko zakup alkoholu na takie spotkanie wyjdzie taniej, nawet jeżeli postawimy wszystkim, niż gdybyśmy musieli zapłacić za kilka swoich drinków w pubie. Butelka niezłego alkoholu kosztuje przecież tyle co dwa drinki w barze, a mieści ich w sobie przynajmniej dziesięć.

Osobiście polecam spotkania aktywniejsze lub o aktywności umysłowej. Dla mnie oznacza to spacery (ale jeśli wolicie może to być wycieczka rowerowa czy wspólne bieganie) albo spotkanie na planszówki. Gry planszowe to coś, co przez wiele osób uważane jest za rozrywkę dla dzieci, ale współczesne gry nie pasują do tej kategorii - złożone i wieloelementowe stanowią świetny sposób na spędzenie czasu przy zabawie z delikatną nutką rywalizacji.

piątek, 4 kwietnia 2025

Duże zakupy vs codzienne wyprawy do sklepu

Co jest lepsze dla budżetu - duże zakupy raz na jakiś czas, czy codziennie wyprawy do sklepu i kupowanie tylko najpotrzebniejszych aktualnie przedmiotów? Aby odpowiedzieć na to pytanie musimy rozważyć wiele czynników, bo nawet jeśli dla kogoś odpowiedź jest oczywista, przy zmianie warunków może się okazać, że zmieni się także ta "oczywista" odpowiedź. Co zatem przemawia za każdą z opcji?

Duże zakupy są czasochłonne, a to, że robimy je przeważnie w weekend sprawia, że tracimy sporą część soboty na coś, co nie jest aż taką rozrywką. W opozycji do tego staje fakt, że robiąc zakupy codziennie, cały czas zmuszeni jesteśmy chodzić do sklepu, a to także strata czasu. Jeśli więc wolimy zrobić coś raz i mieć na jakiś czas z głowy, rozwiązaniem będą duże zakupy, jeśli jednak wolimy załatwić sprawunki w kilka minut, po drodze, w pobliżu i jesteśmy skłonni włączyć ten punkt do planu dnia, to rozwiązanie polegające na drobnych, codziennych zakupach jest dla nas.

Drugim czynnikiem jest odległość od sklepu - długą drogę lepiej jest pokonać raz, a kiedy już podejmiemy wysiłek, zrobić duże zakupy, by nie musieć podróży ponawiać zbyt często. Jeśli pod domem mamy dobrze zaopatrzony sklep wielkoformatowy, możemy sobie pozwolić, by zaglądać tam częściej niż raz w tygodniu. Tutaj od razu dołączę czynnik finansowy - sklepy wielkoformatowe są z reguły tańsze niż małe, osiedlowe sklepiki. Wybierając codzienne zakupy w takim miejscu zapłacimy więcej za te same produkty.

Trzeci czynnik to marnowanie jedzenia. Z pewnością mniej jedzenia wyrzucimy kupując składniki na dzisiejszy obiad niż dokładając do koszyka wszystko, co myślimy, że może się przydać w nadchodzącym tygodniu. A nie marnując jedzenia wydamy na nie mniej, nawet jeśli zapłacimy drożej - po prostu nie będziemy musieli danego obiadu kupować dwa razy tylko dlatego, że coś zdążyło się popsuć. Ten czynnik przemawia więc za codziennymi sprawunkami.

Czwarty czynnik to promocje. Te lepsze zdarzają się w dużych sklepach, ale niekoniecznie w weekend. Często tracimy szansę na kupienie czegoś w dobrej cenie tylko dlatego, że bywamy w sklepie rzadziej i omija nas część okazji. A warto robić zapasy produktów, które się nie psują, czy środków czystości, jeśli już trafimy na przecenę. Z drugiej strony, jadąc do sklepu raz w tygodniu (albo rzadziej) nie jesteśmy kuszeni ofertami aż tak często, więc wydajemy mniej.

Z połączenia powyższych plusów i minusów można wyciągnąć wnioski i zastosować je do preferowanego rozwiązania. A zatem, jeśli chcemy zrobić jedne zakupy i mieć chodzenie do sklepu z głowy na tydzień, możemy dobrze się przygotować, zaplanować obiady, zrobić listę zakupów i w ten sposób uniknąć marnowania jedzenia. Jeżeli możemy pozwolić sobie na codzienne wyprawy do sklepu w poszukiwaniu promocji i wolimy w ten sposób kupować produkty, które wiemy, że zużyjemy danego dnia, możemy dodatkowo udać się na większe zakupy i kupić produkty niepsujące się, uniwersalne czy środki czystości na promocji. Oba te rozwiązania mają jednak punkt wspólny - to muszą być przemyślane rozwiązania, a my musimy mieć plan.

czwartek, 20 marca 2025

Metoda Kopertowa

Czy wiesz ile wydajesz na jedzenie? Czy wiesz ile wynoszą Twoje rachunki? Czy masz pojęcie o tym ile kosztują Twoje przejazdy, paliwo, chemia? Jeżeli płacisz za to wszystko kartą, to zapewne nie masz pojęcia.

Pierwszym krokiem skutecznego oszczędzania jest analiza budżetu. Znajomość wpływów i wydatków to sprawa pierwszorzędna, jeśli chodzi o zarządzanie własnymi finansami. Aby sprawdzić jak dobrze orientujesz się we własnych finansach, możesz posłużyć się metodą kopertową (chociaż obecnie większość rachunków płacimy przez internet, więc ta metoda wydaje się przestarzała, możemy ją zasymulować).

Na czym polega Metoda Kopertowa


Przygotowujemy sobie zestaw kopert, oznaczonych jako rachunki, transport, jedzenie, chemia gospodarcza, ubrania, prezenty czy leczenie. Do każdej z nich wkładamy kwotę, którą spodziewamy się wydać na ten cel w najbliższym miesiącu. Dobrze, jeśli suma tych kwot mieści się w naszym budżecie, czyli nie przekracza wpływów. Następnie na każdy cel, sukcesywnie używamy pieniędzy z danej koperty. Jeśli uda nam się przez cały miesiąc obejść się bez dokładania do kopert oraz bez przekładania z jednej koperty do drugiej, to bardzo dobrze!

Ćwiczenie to doskonale uczy zarządzania finansami i tworzenia budżetu, a jednocześnie jest świetnym motywatorem do nie wydawania więcej, niż początkowo założyliśmy (przynajmniej nie bez potrzeby). Wyobrażając sobie, że kwoty te to wszystko co mamy, uczymy się kreatywności w kuchni (kiedy koperta na jedzenie świeci pustkami przed pierwszym) czy motywujemy się do tworzenia prezentów samodzielnie (jeżeli nie mamy nic w kopercie ze środkami, przeznaczonymi na ten cel). Uczymy się gospodarności.

Dodatkową nauką są wnioski, wyciągnięte z ćwiczenia - powtarzając je przez kilka miesięcy uczymy się przewidywać wydatki i rozdzielamy fundusze w sposób coraz bardziej zbliżony do rzeczywistości. Uczymy się prawdziwie panować nad swoimi wydatkami. Możemy zacząć myśleć o oszczędzaniu.

Metoda kopertowa w dzisiejszych czasach polega raczej na próbie przewidzenia wydatków w każdej z kategorii na kartce papieru i porównanie zapisów do wyciągu z konta na koniec miesiąca.

Metoda Kopertowa - oszczędzanie


Kiedy umiemy już przewidzieć wydatki, możemy rozszerzyć metodę kopertową o to, o co chodziło od początku - o możliwość odłożenia na jakiś cel. Zakładamy więc dodatkowa kopertę (koperty) na cel (cele), na które chcemy oszczędzać. Kiedy bowiem zaspokoimy już wydatki, a z dochodów zostanie cokolwiek na ten miesiąc, powinniśmy jakieś kwoty umieścić w kopertach z wyznaczonymi celami. W ten sposób możemy odłożyć na nowy samochód, wakacje czy zakup funduszy inwestycyjnych - dowolny cel. Mając konkretną kopertę z konkretnym przeznaczeniem wiemy, jak blisko naszego celu jesteśmy (znamy kwotę, jaką musimy zgromadzić na zakup samochodu) lub wiemy jak dobrze zrealizujemy nasz cel (kwota odłożona na wakacje może definiować cel podróży). 

Korzystałem z metody kopertowej, kiedy zaczynałem tworzyć budżet domowy i byłem zaskoczony faktycznymi wydatkami, o których nie miałem pojęcia. Metoda ta pomogła mi zapanować nad wydatkami, kiedy wiele innych sposobów wydawało się nie działać. Dlatego właśnie polecam ten sposób osobom, które, tak jak ja w przeszłości, borykają się z problemami finansowymi i zastanawiają się gdzie właściwie rozchodzą się te wszystkie pieniądze.

piątek, 14 marca 2025

5 rzeczy na które musisz zwrócić uwagę podpisując umowę

Obojętne, czy prowadzisz firmę, czy też jesteś osobą prywatną, czasem musisz podpisać umowę z jakimś wykonawcą. Czasem chodzi o remont lub budowę, czasem o zrobienie mebli albo wykonanie jakichś konkretnych prac. Za każdym razem, kiedy podpisujesz umowę, musisz zwrócić uwagę na kilka kluczowych zapisów, które zabezpieczą Cię przed nierzetelnym wykonaniem usługi. Oto pięć takich kluczowych zapisów, które powinieneś zamieścić w umowie z wykonawcą:

  1. Gwarancja. To dość oczywisty punkt, niestety najczęściej pomijany w umowach prywatnych. Kiedy wykonawca zobowiązuje się do wykonania jakiejś naprawy, remontu lub po prostu przedmiotu, powinien na swoją pracę dać gwarancję. Kwestia czasu jej trwania jest do dogadania, ale nie wyobrażam sobie, by hydraulik nie dawał gwarancji na wykonaną instalację a stolarz na to, że mebel się nie rozpadnie.
  2. Uprzątnięcie miejsca pracy. Kiedyś fachowiec robił swoje i opuszczał miejsce wykonania usługi, zostawiając po sobie syf. W przypadku drobnej naprawy sprząta zleceniodawca, ale w przypadku bardziej kompleksowej usługi, to wykonawca ma obowiązek zostawić miejsce pracy takie, jakim je zastał. 
  3. Przywrócenie pierwotnego stanu. Łączy się to z poprzednim punktem, ale chodzi tu o to, że jeżeli podczas prac coś zostanie uszkodzone, to wykonawca naprawi to własnym kosztem. Jeżeli trzeba zrobić dziurę w ścianie by wykonać usługę, to dziura ta ma być załatana, zaszpachlowana i pomalowana - ma wyglądać tak, jakby nigdy nie było dziury. To ważny punkt i warto go zabezpieczyć.
  4. Kara za opóźnienie. Być może nie da się jej wynegocjować z uwagi na nieprzewidziane okoliczności, ale przynajmniej będziemy wiedzieli, że takie opóźnienie się pojawi, bo jeżeli punkt ten znajdzie się w umowie, to wykonawca będzie na bieżąco monitorował proces i informował nas o każdym odstępstwie od planu. A jeżeli to jemu coś wypadnie, mamy podstawy do dochodzenia rabatu.
  5. Zwrot utraconych korzyści. To trudniejsza wersja powyższego punktu, ale bywa bardzo istotna. Jeżeli remontujemy mieszkanie na wynajem, remont ma potrwać dwa tygodnie i podpisaliśmy już umowę z nowym lokatorem, że wprowadzi się za trzy tygodnie a remont przeciąga się w nieskończoność, to wykonawca musi ponieść koszt tego, że nie zarabiamy na mieszkaniu, a nawet tego, że najemca się rozmyśli. Nie bójmy się wprowadzać takiego zapisu i informować wykonawcę o takich okolicznościach.

Często zapominamy, że będąc prywatnym zleceniodawcą nie jesteśmy zdani na dobrą wolę wykonawcy i nie musimy podpisywać jego "standardowej umowy" na mocy której on coś zrobi, a my zapłacimy i w zasadzie nie mamy żadnych praw. Bardziej złożone procesy wymagają złożonych umów i możemy wymagać umieszczenia w nich zapisów, które nas zabezpieczają. 

Zajmowałem się przez długi czas sporządzaniem umów z wykonawcami i wiem coś na ten temat. Zapisy, o których pisałem powyżej nie raz i nie dwa uchroniły mnie, moich znajomych i osoby, które mi zaufały przed niezamierzonymi potknięciami, jak i cwaniactwem wykonawców. Umowy z Internetu nie zawsze są w stanie zapewnić takie bezpieczeństwo, jak przygotowane pod konkretny przypadek, a bardzo zachęcam do właśnie takiego podejścia do sprawy.

piątek, 7 marca 2025

Korzystaj z benefitów

Firmy kuszą swych przyszłych pracowników najróżniejszymi dodatkami, z których później tak naprawdę mało kto korzysta. Aby w pełni wykorzystać potencjał, jaki daje praca, warto zapoznać się z absolutnie kompletną listą benefitów. Powinna być ona dostępna poprzez dział HR. Wiele osób zdziwiłoby się, co firma oferuje swoim pracownikom, a o czym wcześniej absolutnie nie mieli pojęcia i dlatego nigdy nie korzystali. W dużych korporacjach pakiet dodatków może pomóc oszczędzić spore kwoty. Do przykładowych darmowych korzyści należą:

  • Pakiety medyczne, które są prywatnym ubezpieczeniem zdrowotnym i możliwością dostania się prywatnie do lekarza - to raczej standard.
  • Pakiety sportowe, które pozwalają korzystać z boisk czy siłowni, czasem wypożyczyć rower, narty czy sprzęt pływający.
  • Szkolenia przydają się nie tylko w pracy. Czasem firma oferuje jakiś ciekawy kurs, a czasem warto znaleźć cos interesującego samemu i zapytać, czy firma byłaby skłonna zapłacić za podniesienie kwalifikacji pracownika.
  • Darmowe posiłki to nie tylko kawa czy ciastko, ale często bony żywnościowe albo zestawy śniadaniowe czy obiadowe oraz, oczywiście, napoje. Można nie robić sobie jedzenia do pracy.
  • Zniżki na wydarzenia kulturalne, sportowe czy społecznościowe też się zdarzają. Bilet na koncert, siłownię czy mecz bywa w zasięgu ręki.
  • Darmowe przejazdy - bywa, że firma oferuje transport do i z pracy dla pracowników z pewnego obszaru. Jeśli dojazd do pracy sprawia Ci problem, warto dowiedzieć się o taką opcję. Istnieją także firmowe karty - czy to miejskie czy na taksówki (w ramach zawartej umowy), ale o nie lepiej zapytać podczas negocjowania warunków umowy (albo przy okazji ubiegania się o podwyżkę).
  • Gadżety firmowe, prezenty od dostawców i partnerów - miło dostać wiertarkę, parasol czy bluzę w gratisie.
A jakie benefity oferują Wasze firmy? Pytacie w ogóle o takie rzeczy?