Jeśli w życiu nadszedł moment, kiedy finanse nie stoją dobrze i zwyczajnie brakuje Ci pieniędzy "do pierwszego", to znak, że czas na solidną weryfikację budżetu. Może nie wystarczyć drobna korekta. Trzeba przeprowadzić gruntowne, czasem bolesne, ale jednak konieczne, zdecydowane zmiany.
Życie samo je wymusi, więc jeżeli chcesz odzyskać panowanie, uprzedź cios i zdecyduj się na bezkompromisowe cięcie kosztów. Kiedy więc czujesz zaciskająca się pętlę, nie daj się poprowadzić na równię pochyłą. Odetnij balast i ratuj co się da.
Pozbądź się subskrypcji, prenumerat i abonamentów. Zrezygnuj z każdej płatnej usługi cyfrowej. Nie z takich, na których utratę możesz sobie pozwolić, ale ze wszystkich. Odetnij się od platform oferujących filmy i seriale, muzykę, książki czy nawet opłaty za niewyświetlanie reklam. Nie myśl o tym, że coś Cię ominie ani o tym, że przywrócenie tych dodatków w przyszłości będzie drogie. Będąc w ciężkiej sytuacji aktualnej, ratuj się teraz, żeby w ogóle mieć jakąś przyszłość.
Pozbądź się telefonu, bez którego wydaje Ci się, że świat nie istnieje, jeśli tylko nie daje Ci możliwości zarobienia na siebie. Każda opłata, która pogłębia Twój dług musi zostać usunięta. To trudna decyzja, ale być może konieczna.
Przeprowadź się - do mniejszego mieszkania, do innej miejscowości, może nawet tańszego kraju. Jeśli możesz, wróć do rodziców, zatrzymaj się na jakiś czas u znajomych i odbuduj swój budżet. Brzmi drastycznie, ale mówimy o sytuacjach, w których musisz się ratować - wszystko na co Cię aktualnie nie stać, ciągnie Cię w dół.
To nie jest moja rada. To zasłyszana historia (znajomy znajomego). Człowiek ten poszedł na dno po stracie firmy, którą prowadził. Początkowo nie miał dużych długów i myślał, że jakoś przeżyje czas bez pracy, nie rezygnując z dotychczasowego poziomu życia. Niestety nie miał pojęcia ile ten "dotychczasowy poziom życia" kosztuje. Już kiedy z konta (na którym miał oszczędności, które miały pokryć rachunki) ściągnęły się opłaty za platformy z filmami doznał szoku - podpisywał te umowy i nie liczył, bo zawsze było go stać. Następnie "zapłacił się" rachunek za umowę z telefonią. Rachunek ze wszystkimi telefonami - mając firmę zaopatrzył w telefony pół rodziny na jednej umowie i wykupił szereg usług, na które - znowu - dotychczas było go stać. Ostateczny cios przyszedł, gdy pobrana została kwota za dom... oraz trzy mieszkania, które miały dawać zysk jako wynajem, ale jakoś po poprzednich lokatorach nikomu ich nie wynajął, natomiast jednym z mieszkań "opiekowała się" córka znajomych (i mieszkała tam w zamian za tę opiekę), a dwa pozostałe służyły jako magazyny surowców i produktów dla prowadzonej działalności. W pierwszym miesiącu poszły pieniądze, które starczyć miały na trzy miesiące, ale znajomy nadal nie zrezygnował z przywilejów, sądząc, że to chwilowe problemy. Po trzech miesiącach wziął pożyczkę, bo na oku miał już kolejny interes. Interes nie wypalił, po kolejnym kwartale miał na głowie komornika. Dopiero w tym okresie zaczął zmniejszać zobowiązania finansowe, bo zorientował się, że jest źle. To on powiedział, że gdyby zaraz na początku zaczął pozbywać się tych wszystkich "drobnych" obciążeń finansowych byłoby mu o wiele łatwiej. Owszem - przypadek skrajny, ale dobrze obrazuje jak to, co dotychczas pozostawało niezauważane, nagle stało się przyczynkiem upadku. Sytuacja się zmieniła, i człowiek zaczął żyć ponad stan, mimo, że próbował tylko żyć jak dotąd. W końcu stracił część swoich dotychczasowych "przyjemności", ale gdyby pozbył się ich wcześniej, oszczędziłby sobie wielu problemów. I to wcale nie było tak, że upadek firmy pociągnął go na dno - to tylko zachwiało jego finansowaniem, ale było do uratowania. Trzeba było tylko zacząć działać od razu i dość bezwzględnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz