Dzisiaj chciałbym wspomnieć o czymś, co większości osób wydaje się niepojęte, a co często zaważa na całym życiu, wpędza w długi i prowadzi do sytuacji bez wyjścia. Jedna zmiana, chociaż dość poważna i wymagająca całkowitej rewizji podejścia do życia, może zaważyć na przysłowiowym "być albo nie być". Niestety, nawet gdy zorientujemy się w sytuacji, najczęściej nie chcemy poddać się tej zmianie. Zaznaczam jednocześnie, że wpis przeznaczony jest dla osób, które przestały wiązać koniec z końcem i takich, które czują, że są na granicy stanu równowagi finansowej i kolejna podwyżka pchnie je w przepaść, czyli dla Grupy Minus.
Bardzo często spotykamy się z sytuacją, gdy ktoś skarży się, że nie stać go na podstawowe rzeczy. Może to być osoba, która zaraz po studiach szuka pracy w dużym mieście, albo emeryt ze stolicy, którego nie stać na lekarstwa. Otóż, przeważnie osoby takiej faktycznie na coś nie stać, ale wcale nie na to, co jej się wydaje. Bardzo często zwyczajnie nie przyjmuje ona do wiadomości, że nie stać jej na mieszkanie w drogiej okolicy. Za to stać ją na wszystko inne.
W świadomościach rodaków wciąż pokutuje przeświadczenie, podsycane przez reklamy, filmy, seriale i propagandę, że każdego stać na wszystko. Co więcej, bardzo chcemy, by tak było, dlatego łapiemy się na kredyty, które mają poprawić naszą stopę życiową, umożliwić wyprawienie wystawnego wesela, czy świąt, zapewnić wymarzone wakacje, lepszy samochód, większe mieszkanie w lepszej okolicy - sprawić, by dosłownie wszystko było w zasięgu ręki. W rzeczywistości są pułapką, ponieważ nawet gdy spłacimy kredyt, nadal musimy utrzymywać mieszkanie, czy samochód, przyzwyczajamy się do drogich wakacji i uznajemy, że nie możemy wyprawić mniej uroczystego przyjęcia niż w zeszłym roku.
Dodatkowo, każdy, niezależnie od tego, czy go na to stać, ma ambicję mieszkać w mieście (najlepiej w stolicy), a starsze osoby, dla których to nie jest niezbędne (bo nie korzystają już z dobrodziejstw wielkiego miasta, nie muszą mieć blisko do pracy, kina, szkoły itp.), nadal mieszkają w mieszkaniach, na które ich nie stać (wydając 90% emerytury na opłaty), tłumacząc się, że starych drzew się nie przesadza. Prawda jest taka, że na całym świecie, w momencie osiągnięcia etapu w życiu, w którym wielkomiejskie, drogie życie przestaje być niezbędne (i przestaje być w zasięgu portfela), ludzie przenoszą się poza obszar najdroższych czynszów. Czasy "wyrównania i centralizacji cen i płac" się skończyły, oczywistym jest, że kawalerka w centrum Warszawy kosztuje tyle co spore mieszkanie na przykład w Radomiu, a czynsz jest o wiele wyższy.
Prawda brzmi więc tak - jeśli jesteś na emeryturze, mieszkasz w centrum Warszawy, wydając 90% swoich pieniędzy na czynsz i opłaty i mówisz, że nie stać Cię na leki, to mówisz nieprawdę. Nie stać Cię nie na leki, ale na mieszkanie! Jeśli przeprowadzisz się gdzieś, gdzie opłaty są dwa razy mniejsze, okaże się, że na leki Cię stać. Jeśli jesteś więc w trudnej sytuacji, może czas podjąć właściwe kroki, zamiast psioczyć, że jest tak źle, że ludzie nie mogą sobie pozwolić na najprostsze produkty, podczas gdy lokalizacja, w której mieszkają jest zbytkiem i to właśnie ten wydatek jest życiem ponad stan.
Czas skończyć z myśleniem, że wszystko się każdemu należy i mierzyć siły na zamiary, zamiast "szarpnąć się" na coś, co później będzie obciążać budżet i sprawi, że przestaniemy wiązać koniec z końcem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz