Rozmawiając ze znajomymi o oszczędzaniu, często słyszę opinię, że nie warto odkładać tak małych kwot, lub że obniżenie wydatków o 10% to żadna oszczędność, bo to nie pieniądze. Używają wtedy określenia "dziadowskie oszczędności" i o jakimkolwiek odkładaniu, ograniczaniu się, nie chcą słyszeć. A przecież nie da się ograniczyć do zera - musi być jakaś granica. Czy faktycznie lepiej wcale nie oszczędzać?
Małe wyrzeczenia
Otóż każde ograniczenie zakupów nie sięgające 10% może pozostać niezauważone! Wystarczy przy kasie wyjąć jakiś drogi produkt z koszyka, nie kupować napojów gazowanych, zrezygnować z chipsów czy słodyczy i już mamy te kilka procent oszczędności, których szukamy. W domu wystarczy pamiętać o tym, by wyłączać światło w pomieszczeniu, gdy je opuszczamy i o tym, by zakręcać wodę, gdy myjemy zęby czy namydlamy się pod prysznicem. Do tego warto rozważyć zmniejszenie czasu przed telewizorem (ten sprzęt przeważnie zużywa najwięcej energii elektrycznej), czy nie otwieranie lodówki bez potrzeby.
Duże oszczędności
A teraz pomyśl, że oszczędzasz nieco poniżej 10% - dla równych rachunków wyobraź sobie, że to 8,33%. To żadne osiągnięcie - tyle można odłożyć bez specjalnych poświęceń. Wydaje się, że to niewielka kwota, ale jeśli dotąd wydawałeś całą wypłatę i żyłeś od pierwszego do pierwszego, to teraz po roku odkładania, masz na koncie jedną dodatkową wypłatę! Jeśli uważasz, że to mało, to cóż - pora zmienić pracę, skoro wypłata jest za mała.
Przekonanie się, że niewielkie wyrzeczenia mogą dać w rezultacie sporą kwotę na koncie (choćby na wakacje, czy świąteczne zakupy), to doskonały sposób, by przekonać się, że warto zacisnąć pasa jeszcze bardziej i poszukać dodatkowych pieniędzy, być może dorobić sobie jakoś, a być może zrezygnować z czegoś jeszcze?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz