wtorek, 27 stycznia 2015

Małe Kwoty a Oszczędzanie

Zostałem ostatnio zapytany, jakie pieniądze trzeba mieć, żeby oszczędzać, czy mogą to być małe kwoty i w jaki sposób nimi gospodarować. Lubię takie konkretne pytania, bo świadczą o tym, że pytający faktycznie chce się czegoś dowiedzieć, by z nabytej wiedzy skorzystać, a nie tylko gada, żeby gadać.

Odpowiadam na pytanie, że oszczędzać można dowolnie małe sumy (choć oczywiście muszą to być sumy zauważalne, by i wynik oszczędzania był zauważalny). Oszczędzanie to bowiem nie tylko procenty na koncie oszczędnościowym, ale przede wszystkim systematycznie odkładane kwoty, które następnie możemy pomnażać. 

KROK 1:

By więc zacząć oszczędzać, najlepiej założyć sobie jakieś bezpłatne konto internetowe w innym banku niż dotychczas posiadane (ja korzystam z bezpłatnego konta w mBanku). Dlaczego potrzebujemy osobnego konta? Powód jest bardzo prosty - po to, by nie korciło. By oszczędności były solidnie oddzielone od reszty pieniędzy "na życie". Ja do mojego konta na oszczędności nie posiadam nawet karty - te pieniądze mają za zadanie być odkładane, pomnażane i stanowić zabezpieczenie. Jeśli będę chciał (lub musiał) z nich skorzystać - przeleję na swoje konto doraźne.

KROK 2:

Skoro mamy już osobne konto na oszczędności, warto na nie coś wpłacać. Sposobów jest kilka, przy czym wszystkie mają swoje plusy i minusy. 
Pierwszy sposób polega na tym, by umieszczać na koncie konkretną kwotę co miesiąc (można do tego użyć zlecenia stałego na swoim koncie doraźnym. Można także przelewać nie stałą sumę, ale stały odsetek swojego wynagrodzenia (na przykład 10%), co jest lepszym sposobem dla osób, które nie mają stałego wynagrodzenia, ale zarabiają na prowizjach czy premiach uznaniowych. Plusem tej metody jest wymuszona systematyczność, a także to, że środki odłożone będą rosły niemal bez naszego udziału (i możemy być zdziwieni ile ich się uzbierało). Minusem jest właśnie brak kontroli - możemy przespać moment, w którym ze zgromadzonymi środkami można by było już coś zrobić. 
Drugi sposób polega na odkładaniu na konto "nadwyżek", czyli tego, co zostanie na koncie doraźnym pod koniec okresu rozliczeniowego (przed kolejną wypłatą). Plusem tej metody jest to, że narzucą pewną odpowiedzialność, która poskutkuje większymi kwotami zaoszczędzonymi. Minusem jest to, iż może się okazać, że chociaż na początku było z czego odkładać, pod koniec miesiąca na koncie nie ma już nic... 

Osobiście polecam połączenie powyższych sposobów - odkładanie pewnej kwoty (lub części wynagrodzenia) zaraz po wypłacie, a dodatkowo dopłacanie tam pieniędzy, które uda nam się zaoszczędzić w miesiącu. Proszę zauważyć, że sumuje to plusy obu metod, jednocześnie niwelując ich minusy.

KROK 3:

Teraz, gdy już systematycznie odkładamy pieniądze na bezpieczne, nienaruszalne konto, warto zastanowić się nad tym, by jakoś je pomnożyć. Można oczywiście skorzystać z szerokiej oferty lokat oferowanych przez banki bezpośrednio z poziomu konta (w mBanku jest to szczególnie wygodne), ale oprocentowanie jest, delikatnie mówiąc, dalekie od oczekiwanego (w tej chwili to 2,75% na nowe środki w skali roku). Dlatego warto zainteresować się inwestowaniem, na przykład w fundusze inwestycyjne, gdyż nie wymagają one szczegółowej wiedzy o rynku. Tutaj z pomocą znów przychodzi wspomniane przeze mnie konto w mBanku (a wspominam o tym, gdyż cały ten post oparłem na własnym doświadczeniu ze współpracy właśnie z tym bankiem). Bezpośrednio z poziomu konta, w zakładce Moje Finanse/Inwestycje mamy dostęp do oferty zakupu funduszy inwestycyjnych. Teraz, gdy na koncie uzbiera się pożądana kwota (w moim wypadku jest to 500 PLN) wystarczy zakupić któryś z funduszy, który nam się podoba (dane na temat wyników finansowych dostępne są w tej samej zakładce, więc nie trzeba nigdzie szukać). Dobrze, by każdorazowo kupować jednostki innego funduszu, by zdywersyfikować portfel. Żeby nie być gołosłownym, ja w ten sposób zarobiłem 8% w ostatnim półroczu (od kiedy zacząłem kupować fundusze), czyli rocznie zarobiłbym 16% - o wiele więcej niż proponowane lokaty.



Jeśli martwicie się o ryzyko, odpowiadam, że oczywiście ryzyko istnieje, ale jest ono niewielkie. Środki, które gromadzicie są środkami rezerwowymi, więc nie potrzebujecie ich "na życie" - są to nadwyżki, które macie ochotę pomnożyć, a nie pieniądze, które koniecznie musicie mieć, by wydać na jedzenie. Dywersyfikując portfel rozdzielacie kwotę na kilka funduszy, więc jeśli nawet jeden z nich będzie miał słabszy okres, inne nadrobią tę stratę. Szansa, by wszystkie zakupione jednostki straciły na wartości jest znikoma. Żadnemu funduszowi nie zależy bowiem na tym, by przynosić straty - fundusz ma przyciągać klientów a nie ich odstraszać, bo przecież sam czerpie korzyści z udziału w zyskach, a jeśli wykazuje stratę, to zysków nie ma.

W mojej opinii, jeśli chcecie systematycznie oszczędzać, a nie dysponujecie dużymi kwotami, to jest to najłatwiejszy i najpewniejszy sposób na uzyskanie rezerwowej kwoty, którą w przyszłości przeznaczycie na remont, samochód czy wkład własny na mieszkanie.

Zobacz także:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz