Żywność to grupa, na którą przeciętne gospodarstwo w Polsce przeznacza największą część domowego budżetu. Dzieje się tak z 3 powodów:- jedzenie jest coraz droższe,
- kupujemy wiele produktów, których nie potrzebujemy,
- wyrzucamy 30% kupionego jedzenia.
- kupujemy wiele produktów, których nie potrzebujemy,
- wyrzucamy 30% kupionego jedzenia.
To przerażająca statystyka. Właśnie dlatego, aby zaoszczędzić na kupowaniu jedzenia, warto kierować się zasadami, które nam to ułatwią. A oto one:
Zacznij od własnej spiżarni
Nie wychodź na zakupy, póki nie jesteś pewny co masz w spiżarni i czego kupować nie musisz. Przeważnie wiemy czego brakuje nam w lodówce. Jesteśmy świadomi braku podstawowych produktów, takich jak pieczywo, mleko, masło, ser i wędlina. Ale to nie na nie wydajemy większość pieniędzy. Znaczne sumy wydajemy na różnego rodzaju dodatki, sosy i produkty "na spróbowanie", a także takie, które szybko się psują. Po powrocie do domu orientujemy się, że kupiliśmy dziesiątą buteleczkę ostrego sosu (mój przykład), albo dokupiliśmy makaron, o którym myśleliśmy, że się skończył, a w szafce są nadal trzy opakowania (makaron ma długi termin przydatności, więc kupuję kiedy jest promocja i używam w miarę potrzeb, rzadko muszę dokupić w normalnej cenie).
Dlatego właśnie przed wyjściem warto pobuszować w spiżarni, oczyścić ją z produktów przeterminowanych i przypomnieć sobie wizualnie co mamy w domu. Tych rzecz dzisiaj nie kupujemy (chyba, że jest promocja na makaron/ryż/kaszę).
Planuj posiłki
Jeśli macie tak jak ja, to pewnie też zdarza się Wam kupić coś, co w sklepie wydawało się ciekawe, ale w domu nie bardzo wiecie jak wykorzystać. Albo kupujecie składniki, bo macie pomysł, ale zapominacie o tym jednym, bez którego nie jesteście potem w stanie zrealizować planu. W rezultacie cała reszta czeka w lodówce i część psuje się, zanim dokupicie ten brakujący składnik i cała rzecz się powtarza. Lodówka zawalona, a przyrządzić jedzenia się nie da.
Rzecz ma się inaczej, odkąd zacząłem planować posiłki. Znajduję jakiś produkt, który mam, a który powinienem zjeść (może leży już jakiś czas, może kończy mu się data przydatności, a może zajmuje miejsce) i szukam ciekawego przepisu z jego wykorzystaniem (okazuje się, że te produkty, co do których przepis znam na pamięć znikają ze spiżarni regularnie, więc z nimi problemu nie ma). Na tej podstawie robię listę zakupów - uzupełniam brakujące do przepisu składniki.
Teraz planuję resztę posiłków - głównie obiady. Na tyle dni, by starczyło do kolejnych zakupów. Jeśli w spiżarni zabraknie "wolnych" składników, planuję i spisuję całe dania. Przy tak przygotowanej liście zakupów mam pewność, że wykorzystam większość zakupionych produktów i nie zapomnę o jakimś ważnym dla potrawy składniku.
Lista zakupów to dobry sposób na to, by nie ładować do koszyka zbyt wielu rzeczy. Bez niej bierzemy rybę w dziale rybnym, później kawałek wieprzowiny, kurę na rosół i jakieś skrzydełka, a potem, w tygodniu okazuje się, że mamy góry jedzenia, których nie ma czasu zjeść, bo na przykład wychodzą nam dwa obiady dziennie (ryba starczyła na 2 dni, wieprzowina na kolejne dwa, z mięsa z rosołu zrobiliśmy pierogi na kolejne dwa dni, a na skrzydełka nie było już chętnych).
Promocje
Można zaoszczędzić dzięki promocji, ale tylko jeśli mądrze je wykorzystamy, a nie... damy się wykorzystać. Świadomie skorzystać z promocji możemy na trzy sposoby:
- sprawdzić promocje w gazetce jeszcze przed wyjściem do sklepu, by zaplanować posiłki w oparciu o produkty przecenione,
- sprawdzić promocje w sklepie i spróbować zastąpić któryś z produktów z naszej listy, produktem z promocji (jeśli planujemy spaghetti, a w promocji jest mięso z indyka, możemy się zastanowić nad zastąpieniem mięsa wieprzowego właśnie indykiem),
- na promocji kupić produkty z długą datą do spożycie - te z grupy "niepsujących się", czyli makaron, ryż, mąkę, cukier, kaszę itp.
Największym wrogiem oszczędzania na jedzeniu są zakupy, na których decyzję podejmujemy pod wpływem chwili. Wyjście na duże zakupy bez listy, to strzał w kolano. Podobnie kupowanie na promocji produktów tanich, którym kończy się data przydatności bez planu, co z nimi zrobić. Szczególnie w dużych ilościach.
Przykład z życia
Moimi największymi grzechami, poza kupowaniem o wiele zbyt dużej ilości ostrych sosów, do których mam słabość, ale spokojnie mógłbym się ograniczyć do posiadania jednego czy dwóch na raz, było kupowanie słodyczy i napoi. Nie dość, że pożerały sporą część budżetu (ciągle widziałem w sklepie słodkości, których nigdy nie próbowałem i nowe smaki znanych mi słodyczy), to jeszcze były bardzo ciężkie (zgrzewki napojów gazowanych). Cukru jeść już nie mogę (a tym, którzy nadal mogą, radzę mimo wszystko się ograniczać), przerzuciłem się na wodę i herbatę - taniej i o wiele lżej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz