Dziecięca zabawa w ciepło zimno była dla mnie inspiracją do tego wpisu. Pomyślałem, że przecież zarówno grzanie jak i chłodzenie zużywa prąd, a co za tym idzie, także pieniądze. Czy da się zaoszczędzić na umiejętnym obchodzeniu się z temperaturą? Oczywiście! Na wiele sposobów! W tym przypadku chodzi mi o te ekstremalne temperatury, z którymi jednak na co dzień wszyscy mamy do czynienia w domu - podgrzewanie w kuchence i chłodzenie w lodówce (oraz zamrażalniku).
Piekarnik
Sztuczka dotycząca piekarnika polega na tym, by piekąc, wyłączać go jeszcze przed końcem pieczenia (ale nie otwierać). Piekarnik rozgrzany do 150 - 200 stopni stygnie dość długo, a potrawa będzie miała szansę "dojść" w czasie jego stygnięcia. To oszczędność nawet 10 minut dużego poboru mocy! Kiedy więc pieczesz mięso na obiad i w przepisie napisano, by trzymać w piekarniku 40 minut, wyłącz piecyk po pół godzinie, a mięso i tak się upiecze.
Lodówka
Sprawa z lodówką przedstawia się wręcz odwrotnie. Tym razem chodzi o to, by potrawa była zupełnie ostudzona zanim włożymy ją do chłodziarki. Oziębienie jedzenia, które ma temperaturę choćby o parę stopni wyższą niż trzeba, to duże zużycie prądu, którego można uniknąć. A w sezonie zimowym możemy jeszcze bardziej obniżyć rachunki, zostawiając jedzenie do ostygnięcia i wyziębienia na balkonie, a dopiero gdy osiągnie minimalną temperaturę przełożenie do lodówki.
Na koniec chciałbym zwrócić uwagę jeszcze na coś. Ten wpis powstał podczas zabawy z dzieckiem. Prawda jest taka, że często, podczas wykonywania różnych czynności myślę o tym, w jaki sposób mogę oszczędzać. I na to właśnie chciałbym zwrócić Waszą uwagę, drodzy czytelnicy. Jeśli zawsze będziecie myśleć o oszczędzaniu, wyniki pojawią się same.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz