To modne ostatnio pojęcie, młodym ludziom kojarzy się z uniezależnieniem się od rodziców i "pójściem na swoje". Dla mnie jest to stopniowe uniezależnianie się od pracy, jako źródła dochodu. Brzmi jak Science Fiction? Zapewne! Nikt nie powiedział, że jest to łatwe. Ważne jednak, by do tego dążyć, nawet małymi kroczkami.
Po pierwsze musimy zdefiniować co tak na prawdę chcemy osiągnąć. Jeśli mamy pracę i zarabiamy pieniądze w wysokości, wystarczającej na utrzymanie, to znaczy, że jeśli uda nam się pozyskać taką właśnie kwotę ze źródeł nie będących pracą (czyli takich, których za pracę nie uznajemy), równie dobrze moglibyśmy przestać pracować, gdyż nadal osiągalibyśmy ten sam dochód. Takie myślenie nie jest do końca właściwe - musimy bowiem założyć, że potrafimy ograniczyć tak zwaną inflację standardu życia.
Czym jest Inflacja Standardu Życia? To zjawisko, które dotyczy dokładnie wszystkich (pomijając odsetek ludzi, mieszczący się w granicach błędu statystycznego). Polega ono na tym, że zarabiając więcej, przywiązujemy coraz mniejszą wagę do oszczędzania, chcąc mieć więcej z tego, co zarabiamy. Zaczynamy kupować lepsze jakościowo produkty, robić zakupy w droższych sklepach i chcemy posiadać przedmioty, o których wcześniej byśmy nie pomyśleli. Nagle samochód, czy telewizor, który jeszcze do niedawna wystarczał, zdaje się za mały, za stary i za mało nowoczesny. Dowodem na istnienie tego mechanizmu jest to, że po otrzymaniu w pracy nawet znacznej podwyżki, na nasze konto oszczędnościowe wcale nie trafia więcej. Otrzymując bowiem podwyżkę czujemy się uprawnieni do tego, by wydawać więcej. Dodatkowe pieniądze traktujemy od razu jako nadwyżkę i pożytkujemy ją na podniesienie standardu życia. Nie ma w tym nic złego, jeśli jednak szukamy drogi do uniezależnienia się od pracy jako źródła dochodu, musimy zwalczyć w sobie pokusę i środki przeznaczyć na inne cele, podnoszenie standardu życia zostawiając na kiedy indziej.
Czym jest Inflacja Standardu Życia? To zjawisko, które dotyczy dokładnie wszystkich (pomijając odsetek ludzi, mieszczący się w granicach błędu statystycznego). Polega ono na tym, że zarabiając więcej, przywiązujemy coraz mniejszą wagę do oszczędzania, chcąc mieć więcej z tego, co zarabiamy. Zaczynamy kupować lepsze jakościowo produkty, robić zakupy w droższych sklepach i chcemy posiadać przedmioty, o których wcześniej byśmy nie pomyśleli. Nagle samochód, czy telewizor, który jeszcze do niedawna wystarczał, zdaje się za mały, za stary i za mało nowoczesny. Dowodem na istnienie tego mechanizmu jest to, że po otrzymaniu w pracy nawet znacznej podwyżki, na nasze konto oszczędnościowe wcale nie trafia więcej. Otrzymując bowiem podwyżkę czujemy się uprawnieni do tego, by wydawać więcej. Dodatkowe pieniądze traktujemy od razu jako nadwyżkę i pożytkujemy ją na podniesienie standardu życia. Nie ma w tym nic złego, jeśli jednak szukamy drogi do uniezależnienia się od pracy jako źródła dochodu, musimy zwalczyć w sobie pokusę i środki przeznaczyć na inne cele, podnoszenie standardu życia zostawiając na kiedy indziej.
Gromadzenie funduszy jest bowiem kolejnym, po określeniu pułapu do którego dążymy, krokiem na naszej drodze. Jeśli rozsądnie określimy odsetek, jaki możemy zarabiać, obracając tą kwotą, dowiemy się jaka musi być jej wysokość. Oczywiście nie musimy całej potrzebnej kwoty zarabiać w ten sposób - nasze oszczędności mają jedynie dać sensownej wysokości dochód, który zmniejszy kwotę docelową do poziomu bardziej dostępnego, a każda kolejna, dołożona porcja oszczędności spowoduje kolejne zbliżenie się do celu. Przecież z pracy jeszcze nie zrezygnowaliśmy, a więc nadal mamy źródło dochodu, mamy skąd czerpać kolejne kwoty dokładane do konta, a zyski z tych oszczędności możemy także uznać za podstawę do dalszych działań. Także każda ewentualna podwyżka stanowić będzie w całości kolejny kapitał inwestycyjny, bo postanowiliśmy walczyć z Inflacją Standardu Życia. Wbrew pozorom, te środki szybko będą rosnąć i w realnym okresie przyczynią się do niezależności.
Przykład: Nasza pensja wynosi 2000 PLN, ale z tego jesteśmy w stanie odłożyć co miesiąc 300 PLN. Próg naszej samodzielności (kwota za którą się utrzymujemy) to zatem 1700 PLN. W początkowym okresie zaciskamy pasa i udaje nam się odłożyć co miesiąc nie 300 a 500 PLN. Następnie dostajemy podwyżkę w pracy i zarabiamy już 2500 PLN, a zatem żyjąc nadal na tym samym poziomie, odkładamy co miesiąc 1000 PLN. Rocznie potrzebujemy 12 x 1700 PLN = 20 400 PLN, żeby się uniezależnić, zatem jeśli uda nam się inwestować z zyskiem 10% rocznie, to:
- po pierwszym roku na koncie mamy 12 x 1000 PLN + 10% = 13200 PLN
- po drugim roku: 13 200 PLN + 12 x 1000 PLN + 10% = 27 720 PLN
- po trzecim roku: 27 720 PLN + 12 x 1000 PLN + 10% = 43 692 PLN
- po czwartym roku: 43 692 PLN + 12 x 1000 PLN + 10% = 62 261 PLN
- po piątym roku: 61 261 PLN + 12 x 1000 PLN + 10% = 80 587 PLN
- po szóstym roku: 80 587 PLN + 12 x 1000 PLN + 10% = 101 486 PLN
- po siódmym roku: 101 486 PLN + 12 x 1000 PLN + 10% = 125 230 PLN
- po ósmym roku: 125 230 PLN + 12 x 1000 PLN + 10% = 150 953 PLN
- po dziewiątym roku: 150 953 + 12 x 1000 PLN + 10% = 179 249 PLN
i w końcu, po dziesiątym roku stosowania takiego zabiegu, osiągamy: 179 249 PLN + 12 x 1000 PLN + 10% = 210 374 PLN, z czego 10% rocznie wynosi 21 037 PLN, czyli ponad nasze zakładane 20 400 PLN.
Przykład: Nasza pensja wynosi 2000 PLN, ale z tego jesteśmy w stanie odłożyć co miesiąc 300 PLN. Próg naszej samodzielności (kwota za którą się utrzymujemy) to zatem 1700 PLN. W początkowym okresie zaciskamy pasa i udaje nam się odłożyć co miesiąc nie 300 a 500 PLN. Następnie dostajemy podwyżkę w pracy i zarabiamy już 2500 PLN, a zatem żyjąc nadal na tym samym poziomie, odkładamy co miesiąc 1000 PLN. Rocznie potrzebujemy 12 x 1700 PLN = 20 400 PLN, żeby się uniezależnić, zatem jeśli uda nam się inwestować z zyskiem 10% rocznie, to:
- po pierwszym roku na koncie mamy 12 x 1000 PLN + 10% = 13200 PLN
- po drugim roku: 13 200 PLN + 12 x 1000 PLN + 10% = 27 720 PLN
- po trzecim roku: 27 720 PLN + 12 x 1000 PLN + 10% = 43 692 PLN
- po czwartym roku: 43 692 PLN + 12 x 1000 PLN + 10% = 62 261 PLN
- po piątym roku: 61 261 PLN + 12 x 1000 PLN + 10% = 80 587 PLN
- po szóstym roku: 80 587 PLN + 12 x 1000 PLN + 10% = 101 486 PLN
- po siódmym roku: 101 486 PLN + 12 x 1000 PLN + 10% = 125 230 PLN
- po ósmym roku: 125 230 PLN + 12 x 1000 PLN + 10% = 150 953 PLN
- po dziewiątym roku: 150 953 + 12 x 1000 PLN + 10% = 179 249 PLN
i w końcu, po dziesiątym roku stosowania takiego zabiegu, osiągamy: 179 249 PLN + 12 x 1000 PLN + 10% = 210 374 PLN, z czego 10% rocznie wynosi 21 037 PLN, czyli ponad nasze zakładane 20 400 PLN.
Oczywiście to duże uproszczenie, ale pokazuje ono, że nawet przy niezbyt wysokich dochodach, można osiągnąć finansową niezależność w zaledwie 10 lat, a więc w okresie relatywnie krótkim. A przecież nie mamy do dyspozycji jedynie podstawowego źródła dochodu - często mamy możliwość sprzedania używanych, niepotrzebnych już rzeczy na portalach aukcyjnych, wynajęcia pokoju w mieszkaniu, które odziedziczyliśmy (lub które spłacamy), podjęcia dodatkowej, tymczasowej pracy w weekendy czy podłapania jakiejś mniej lub bardziej jednorazowej fuchy.
Kolejnym krokiem jest zatem zastanowienie się, czy całą kwotę, niezbędną do osiągnięcia niezależności osiągniemy poprzez inwestowanie oszczędności, czy jednak mamy do dyspozycji dodatkowe źródło dochodu, które pozostanie dostępne także po zrezygnowaniu z pracy. Jeśli na przykład mamy do dyspozycji pokój, który możemy komuś wynająć za 500 PLN, gdyż nie jest nam potrzebny, to nie dość, że zyskamy dodatkowy kapitał na inwestycję, to jeszcze do osiągnięcia niezależności wystarczy nam uzyskać z oszczędności nie 1700 PLN, a 1700 - 500 = 1200 PLN miesięcznie, a to będzie dużo łatwiejsze i szybsze.
Przykład: Teraz do osiągnięcia progu niezależności wystarczy nam 12 x 1200 PLN = 14400 PLN rocznie, a odkładamy nie po 1000 PLN, a po 1500 PLN miesięcznie, a zatem:
- po pierwszym roku mamy 12 x 1500 PLN + 10% = 19 800 PLN
- po drugim roku: 19 800 PLN + 12 x 1500 PLN + 10% = 41 520 PLN
- po trzecim roku: 41 520 PLN + 12 x 1500 PLN + 10% = 65 538 PLN
- po czwartym roku: 65 538 PLN + 12 x 1500 PLN + 10% = 91 891 PLN
- po piątym roku: 91 891 PLN + 12 x 1500 PLN + 10% = 120 880 PLN
i już po szóstym roku otrzymujemy kwotę 120 880 PLN + 12 x 1500 PLN + 10% = 152 768 PLN, z czego 10% wynosi 15 277 PLN, a zatem więcej niż potrzeba na naszą niezależność.
To jest moment, kiedy teoretycznie moglibyśmy rzucić pracę i zacząć żyć z odsetek, uniezależniając się. Jeśli jednak tego nie zrobimy, nadal możemy powiększać nasz kapitał, przez cały czas mając świadomość nie tylko tego, że jesteśmy zabezpieczeni przed utratą pracy, ale także tego, że w dowolnym momencie sami możemy ją rzucić, utrzymując ten sam poziom życia co dotychczas, a każdy następny przepracowany miesiąc podnosi tylko poziom życia, który będziemy mogli sobie zapewnić już od jutra.
Jak widać, nie trzeba pracować do emerytury. Ba - można nawet zapewnić sobie emeryturę wcześniejszą, jeśli tylko umiemy dobrze zainwestować i osiągnąć 10% rocznie (nie jest to niemożliwe). Początkowy poziom życia, który chcemy osiągnąć musi być jednak realny. Spotkałem się z opiniami, że "przecież nie będę całe życie żył za 1700 PLN, chcę czegoś więcej". Oczywiście, że tak. Jednak wiele z tych osób, od 10 lat żyje właśnie za sumę zbliżoną do tej, bo nie zrobiło nic, by standard życia sobie poprawić. A zaciskając pasa te dziesięć lat temu, mogło mieć to samo co ma teraz i nie musieć pracować. Skoro i tak nie poszli do przodu w kwestii poziomu życia, to mogli go przynajmniej mieć bez pracy.
Dlatego udzielam dobrej rady tym, którzy chcą skorzystać z tego sposobu - nie poddawajcie się. Znajomi mogą chwilowo was wyprzedzać, kupując nowe samochody czy chodząc do modnych klubów, ale to wy, po zrezygnowaniu z codziennej pracy wyprzedzicie ich o całe lata, dzielące ich od emerytury. To wy będziecie zabezpieczeni przed utrata pracy. To wy będziecie dysponować czasem, który oni spędzą pracując na spłatę kredytów. Nie poddawajcie się nawet, jeśli zyski będą mniejsze - nie wiecie co przyniesie jutro. Zdarza się, że poddając się i zaprzestając oszczędzania z powodu zysków mniejszych od spodziewanych, nagle otrzymujecie zastrzyk niespodziewanej gotówki, która nawet przy mniejszych zyskach właśnie skończyłaby trudny okres zaciskania pasa.
Kolejnym krokiem jest zatem zastanowienie się, czy całą kwotę, niezbędną do osiągnięcia niezależności osiągniemy poprzez inwestowanie oszczędności, czy jednak mamy do dyspozycji dodatkowe źródło dochodu, które pozostanie dostępne także po zrezygnowaniu z pracy. Jeśli na przykład mamy do dyspozycji pokój, który możemy komuś wynająć za 500 PLN, gdyż nie jest nam potrzebny, to nie dość, że zyskamy dodatkowy kapitał na inwestycję, to jeszcze do osiągnięcia niezależności wystarczy nam uzyskać z oszczędności nie 1700 PLN, a 1700 - 500 = 1200 PLN miesięcznie, a to będzie dużo łatwiejsze i szybsze.
Przykład: Teraz do osiągnięcia progu niezależności wystarczy nam 12 x 1200 PLN = 14400 PLN rocznie, a odkładamy nie po 1000 PLN, a po 1500 PLN miesięcznie, a zatem:
- po pierwszym roku mamy 12 x 1500 PLN + 10% = 19 800 PLN
- po drugim roku: 19 800 PLN + 12 x 1500 PLN + 10% = 41 520 PLN
- po trzecim roku: 41 520 PLN + 12 x 1500 PLN + 10% = 65 538 PLN
- po czwartym roku: 65 538 PLN + 12 x 1500 PLN + 10% = 91 891 PLN
- po piątym roku: 91 891 PLN + 12 x 1500 PLN + 10% = 120 880 PLN
i już po szóstym roku otrzymujemy kwotę 120 880 PLN + 12 x 1500 PLN + 10% = 152 768 PLN, z czego 10% wynosi 15 277 PLN, a zatem więcej niż potrzeba na naszą niezależność.
To jest moment, kiedy teoretycznie moglibyśmy rzucić pracę i zacząć żyć z odsetek, uniezależniając się. Jeśli jednak tego nie zrobimy, nadal możemy powiększać nasz kapitał, przez cały czas mając świadomość nie tylko tego, że jesteśmy zabezpieczeni przed utratą pracy, ale także tego, że w dowolnym momencie sami możemy ją rzucić, utrzymując ten sam poziom życia co dotychczas, a każdy następny przepracowany miesiąc podnosi tylko poziom życia, który będziemy mogli sobie zapewnić już od jutra.
Jak widać, nie trzeba pracować do emerytury. Ba - można nawet zapewnić sobie emeryturę wcześniejszą, jeśli tylko umiemy dobrze zainwestować i osiągnąć 10% rocznie (nie jest to niemożliwe). Początkowy poziom życia, który chcemy osiągnąć musi być jednak realny. Spotkałem się z opiniami, że "przecież nie będę całe życie żył za 1700 PLN, chcę czegoś więcej". Oczywiście, że tak. Jednak wiele z tych osób, od 10 lat żyje właśnie za sumę zbliżoną do tej, bo nie zrobiło nic, by standard życia sobie poprawić. A zaciskając pasa te dziesięć lat temu, mogło mieć to samo co ma teraz i nie musieć pracować. Skoro i tak nie poszli do przodu w kwestii poziomu życia, to mogli go przynajmniej mieć bez pracy.
Dlatego udzielam dobrej rady tym, którzy chcą skorzystać z tego sposobu - nie poddawajcie się. Znajomi mogą chwilowo was wyprzedzać, kupując nowe samochody czy chodząc do modnych klubów, ale to wy, po zrezygnowaniu z codziennej pracy wyprzedzicie ich o całe lata, dzielące ich od emerytury. To wy będziecie zabezpieczeni przed utrata pracy. To wy będziecie dysponować czasem, który oni spędzą pracując na spłatę kredytów. Nie poddawajcie się nawet, jeśli zyski będą mniejsze - nie wiecie co przyniesie jutro. Zdarza się, że poddając się i zaprzestając oszczędzania z powodu zysków mniejszych od spodziewanych, nagle otrzymujecie zastrzyk niespodziewanej gotówki, która nawet przy mniejszych zyskach właśnie skończyłaby trudny okres zaciskania pasa.
10% netto corocznie bez wahań zysków, to bardzo optymistyczne założenie, poza tym przykład nie uwzględnia inflacji.
OdpowiedzUsuńDlatego napisałem, że to uproszczenie i podkreśliłem to w tekście.
UsuńPonadto - wystarczy średnio 10% przez cały okres inwestowania, a nie minimum 10% w każdym okresie. Jeśli w ostatnim roku uda się uzyskać 15% (a większe środki powinny to umożliwić - wcale nie mówię, że te 10% to ma być bezpieczne konto oszczędnościowe, to może być na przykład zakup lokalu na wynajem czy zainwestowanie w firmę znajomego), to zniweluje to wszelkie ewentualne wahnięcia w okresie początkowym.
Jak pisałem - ważne jest by stale odkładać i nie przejmując się mniejszymi (niż 10%) zyskami, dążyć do celu, bo jeden lepszy zysk nagle wszystko wyrówna. A 10% rocznie przy dłuższym okresie czasu wcale nie jest niemożliwe czy niewiarygodne.
Ponadto - jakiś czas temu pisałem o możliwości wykupu obligacji, oprocentowanych na 10% (minus podatek) - wszystko co trzeba zrobić opisałem w postach "Inwestowanie w Obligacje Imienne" 21 i 25 października 2014 roku. Posty można odnaleźć na niniejszym blogu.
Przykład nie uwzględnia inflacji zarówno w kwestii zwiększających się wydatków jak i w kwestii zwiększających się dochodów (początkowa podwyżka uwzględniona jest na początku procesu, a nie w jego trakcie).