piątek, 23 sierpnia 2013

Tanie wino jest dobre, bo jest dobre i tanie...

Oszczędzając nie musimy sobie wszystkiego odmawiać - śmiało możemy raczyć się dobrym winem, pod warunkiem, że świadomie uda nam się zaoszczędzić na jego zakupie. Aby to jednak zrobić, warto dowiedzieć się jakie wino, gdzie i za ile warto zakupić. Z pomocą przychodzi nam najnowszy numer "Przekroju", w którym zawarto proste porady co i w jakiej cenie kupić. Postanowiłem uzupełnić te informacje o własne doświadczenia i opublikować w niniejszym wpisie. Jeśli ktoś ma więcej doświadczeń, zachęcam do podzielenia się nimi w komentarzach.

Przede wszystkim w supermarketach kupujemy wina tanie, nie ma więc sensu interesowanie się ofertą powyżej 30 PLN, gdyż te droższe wina można nabyć w fachowym sklepiku, w którym obsługa doradzi nam fachowo, a różnica w cenie będzie niewielka. Koncentrujemy się więc na przedziale 10-20 PLN (w niektórych przypadkach do 30 PLN). Teraz pozostaje nam dowiedzieć się, gdzie robić jakie zakupy.

Według Przekroju, pierwsze miejsce ma hipermarket Leclerc, gdzie najlepiej kupować wina francuskie, w przedziale do 30 PLN (białe: Muscadet, Sylvander, Pinot Blanc; czerwone: Bordeaux, Cotes du Rhone). Zainteresowania godnymi trunkami są także wina portugalskie i hiszpańskie. Zupełnie natomiast nie warto kupować win z Włoch i Niemiec. Sam kupuje wino w hipermarkecie na Warszawskim Ursynowie - tam wybór jest naprawdę imponujący (każdy sklep w sieci zaopatruje się samodzielnie). Przeważnie jednak , jako że nie gustuję w winach z Francji, kupuję tam wina z Południowej Ameryki - także są w przystępnych cenach. 
Drugie miejsce ma Marks & Spencer, w którym nigdy się nie zaopatrywałem, więc własnego zdania nie mam. Podobno warto tam zakupić wina z Australii, Nowej Zelandii, RPA czy Argentyny. Tutaj produkty są dobrze wyselekcjonowane, a do tego świetnie oznakowane. Dodatkowy atut to promocje - sześć butelek (mogą być różne) to zniżka 15%, a wina miesiąca sprzedawane są z 30% rabatem, przy czym zniżki się sumują.
Często natomiast zaopatruję się w Biedronce, gdzie średnie ceny są jeszcze niższe (i warto kupować właśnie te najtańsze wina). Tutaj królują wina Portugalskie (ojczyzna spółki) a także Hiszpania i Francja. Oferta często się zmienia i da się zakupić niezłe wina nawet poniżej 10 PLN (za 9,99). Nie warto natomiast czytać biedronkowych gazetek, gdyż nie znajdziemy tam rzetelnych informacji.
Lidl także nie jet mi obcy. W ostatnim czasie dział z winami uległ znaczącej poprawie w kwestii jakości trunku i prezentacji butelek. Należy jednak wystrzegać się win butelkowanych w Niemczech - wystarczy sprawdzić etykiety. Można trafić bardzo ciekawe produkty w dobrych cenach.
Tesco posiada ciekawą serię Tesco Simply (moje ulubione Pinotage należy właśnie do tej serii) oraz Tesco Finest (wina nieco droższe, ale także sprawdzone). Warto także zwrócić uwagę na ofertę promocyjną (nawet 30%) oraz oferty specjalne w stylu "2 za 1" czy "3 za 2" - w tych ofertach trafiają się prawdziwe perełki (szczególnie jeśli importerem jest Tesco - warto sprawdzić na etykiecie). Sam kupuje tam czerwone wina Greckie (Imiglikos Nemea Kourtaki|) i Hiszpańskie. Nie warto interesować się natomiast tanimi winami z Bułgarii czy Węgier.
Carrefour - tu nie kupuję (choć mam najbliżej), gdyż dobre wina jedynie się "zdarzają". Podobno najlepszymi winami z tej sieci są importowane przez Carrefour wina Francuskie (w tym Bordeaux).
Alma - w okolicy brak, więc bywam rzadko. Przydatnym gadżetem są dotykowe ekrany informacyjne, dzięki którym dowiemy się jakie wino pasuje do dzisiejszego obiadu. Większosć win ma jednak wysokie ceny.
Auchan - Tych win lepiej unikać. Wyjątkiem są niektóre wina Francuskie w przedziale cenowym 20-30 PLN.
Piotr i Paweł - Elegancki sklep, a więc i ceny nieco wyższe. Godne zainteresowania są Hiszpańskie wina z serii The Tapas Wine Collection (ok 25 PLN). Na pozostałej ofercie nie zaoszczędzimy.

Mam nadzieję, że artykuł pomocny. Przyznaję, że w dużej części "zerżnięty" z Przekroju, gdyż mam własne doświadczenia jedynie z częścią sklepów, a i te w dużej mierze pokrywają się z danymi z artykułu. 

niedziela, 18 sierpnia 2013

Nagrody

Jakiś czas temu pisałem o pozytywnym wpływie karania się, a dzisiaj chciałem pokazać, że można także postępować w sposób wręcz odwrotny, a także łączyć metodę kija z metodą marchewki w bardziej skuteczną metodę kija i marchewki.

Na czym miałby taki zabieg polegać? Ano na tym, by czuć, że nasze oszczędzanie coś nam daje. Powiedzmy, że założyliśmy konto oszczędnościowe, na które wpłacamy co miesiąc to, co uda nam się zaoszczędzić na zakupach, czasem odmawiając sobie jakiejś przyjemności. Pieniążki wpływają, stan konta powiększa się, oszczędności się mnożą, ale co z tego, jeśli wiemy, że nie możemy z nich skorzystać? W celu zwiększenia atrakcyjności oszczędzania możemy ustanowić nagrodę dla samych siebie za pewne osiągnięcia w oszczędzaniu. Przykładowo, za każdym razem, kiedy uda nam się zaoszczędzić 5000 PLN, kupujemy bilety do teatru czy do opery. W ten sposób mamy przyjemność, a zatem tym usilniej oszczędzamy, by jak najszybciej przekroczyć kolejny próg. 

Oczywiście nagrodą może być także coś innego - każdemu według potrzeb.

czwartek, 1 sierpnia 2013

Codzienne oszczędzanie by związać z końcem koniec

Jest kryzys. Wszystkim wiedzie się coraz gorzej - to zauważyli prawie wszyscy. Oczywiście od każdej reguły są wyjątki - zdarzy się grupa osób, która stwierdzi, że właśnie znalazła lepsza pracę, więc z ich punktu widzenia jest lepiej niż było, ale generalnie - nie jest. Coraz więcej osób myśli o tym, by zmniejszyć codzienne wydatki, ale zauważyłem, że wiele osób zupełnie sobie z tym nie radzi. To nie takie skomplikowane i warto zadać sobie odrobinę trudu - szczególnie teraz - by zmniejszyć wydatki. Zacząć należy oczywiście jak zawsze od zorientowania się na co wydajemy. Postanowiłem, na przykładzie problemów moich najbliższych znajomych, omówić miejsca, w których bezboleśnie możemy zaoszczędzić. O kilku z tych spraw już pisałem, ale warto to odświeżyć i zebrać razem.

  • Konta bankowe - warto sprawdzić, czy nasz bank nie wprowadził opłat, które niepostrzeżenie ponosimy. Opłat za prowadzenie rachunku, za obsługę karty. Na rynku finansowym wciąż są dobre, bezpłatne konta - warto pomyśleć o zmianie rachunku, jeśli dotychczasowy stał się zbyt drogi.
  • Telefon - zadziwiające, ale wielu moich znajomych posiadających telefon komórkowy przepłaca, bo ma tę samą taryfę od lat. Warto skontaktować się z operatorem i renegocjować warunki (jeśli mamy do tego prawo) zamiast dać się nabierać na coraz to nowsze, niepotrzebne aparaty, przedłużając bezmyślnie umowę. Warto też rozważyć pozbycie się jednego z telefonów, jeśli posiadamy ich kilka. Można też zastanowić się, czy w dobie komórek, które mają darmowe lub prawie darmowe połączenia racjonalnym jest posiadanie coraz rzadziej używanego telefonu stacjonarnego.
  • Telewizja - doczekaliśmy się rewolucji w tej dziedzinie. Osoby posiadające abonament kablówki (szczególnie te o podstawowym profilu) mogą z powodzeniem zrezygnować z niego i przerzucić się na dobrej jakości ogólnie dostępną telewizję darmową.
  • Samochód - mieszkańcy dużych miast szczególnie nadużywają tego coraz droższego luksusu. Jeśli ktoś mieszka w dużym mieście i danego dnia nie potrzebuje kilkukrotnego przemieszczania się po mieście, z powodzeniem może skorzystać z autobusu, tramwaju czy metra (w zależności od możliwości). Zanim stwierdzicie, że to bluźnierstwo, uświadomcie sobie, że oszczędności z tego tytułu to nie tylko paliwo, ale także amortyzacja - szczególnie w przypadku starszych aut - naprawy, opony, olej - to wszystko koszta. A w Warszawie kwartalny bilet to tylko 250 PLN. Podsumujcie ile kosztuje Was użytkowanie samochodu przez ten czas i sami podejmijcie decyzję. Na prawdę niewiele jest przypadków, gdy samochód jest niezbędny. 
  • Krótkie dystanse - dalszy ciąg poprzedniego punktu. Jeśli dystans, który mamy przebyć ogranicza się do jednej dzielnicy lub kilkuset metrów, wybierzmy spacer lub rower - nie wszędzie trzeba się spieszyć. Czas to pieniądz tylko, jeśli z niego produktywnie korzystasz. Wyjście z domu nawet pół godziny wcześniej nic Cię nie kosztuje, szczególnie jeśli ten czas i tak zamierzasz przesiedzieć przed telewizorem.
Warto sobie uświadomić, że jeśli zarabiasz 100PLN dziennie, to oszczędność każdej stuzłotówki to jeden dzień wolny od pracy (możemy wziąć bezpłatny urlop i nic nas to nie będzie kosztować).

środa, 24 lipca 2013

Poduszka finansowa - ile? po co? kiedy?

O "poduszce finansowej" słyszał każdy. Prawie wszyscy wiedzą co to jest, ale nie wszyscy wiedzą jak jej używać w praktyce. Być może ten krótki tekst może nieco przybliżyć używanie tego prostego, ale przydatnego narzędzia.

Przede wszystkim poduszka finansowa to sposób na zabezpieczenie pewnej części oszczędności na tak zwaną "czarną godzinę". To nienaruszalna część oszczędności, którą stale powiększamy, a która ma za zadanie powiedzieć nam jak podzielić swój portfel. To w końcu dobra droga do posiadania oszczędności dla tych, którzy z oszczędzaniem mają problemy.

Od czego zacząć poduszkę finansową? Jest to niezmiernie proste. Musimy zgromadzić pewną kwotę, która stanie się nienaruszalną podstawą poduszki. Na początek najlepiej, by była to kwota równa trzymiesięcznym wydatkom gospodarstwa domowego. Przykładowo, jeśli mamy na głowie:
  • spłacanie kredytu w wysokości 1000 PLN/m-c
  • wydatki stałe (rachunki) w wysokości 800 PLN/m-c
  • wydatki na jedzenie, ubranie itp w wysokości 1700 PLN/m-c
To oznacza, że wydatki miesięczne naszego gospodarstwa domowego to 3500 PLN/m-c. W takim wypadku nasza poduszka finansowa powinna na początek osiągnąć nienaruszalną kwotę 3 x 3500 = 10500 PLN. Jeśli dysponujemy taką kwotą, powinniśmy ją odłożyć (czy na osobnym koncie, czy w ostateczności w osobną kopertę pod materacem - ale takie pieniądze nie pracują nawet na minimalnych obrotach). Jeśli takiej kwoty nie posiadamy - naszym pierwszym celem jest jej uzbieranie poprzez regularne odkładanie pewnej kwoty z każdej wypłaty. Aby określić wysokość tej kwoty należy dowiedzieć się na ile możemy sobie pozwolić. Przykładowo, jeśli już wiemy, że miesięczne wydatki naszego gospodarstwa domowego to 3500 PLN/m-c, a nasz dochód to 4000 PLN/m-c, pozostała kwota wynosi 500 PLN/m-c. Nie powinniśmy jednak sztywno ograniczać się do oszczędzania całej tej kwoty, gdyż w ten sposób łatwo się zniechęcimy. Moim zdaniem kwota ta powinna wynosić 50% tego, co otrzymaliśmy w poprzednim punkcie. W podanym przykładzie ta kwota to 250 PLN/m-c. Co prawda zapełnienie podstawy poduszki zajmie trochę czasu, ale każdemu zdarza się czasami niespodziewany zastrzyk gotówki, który wspomoże jej uzupełnienie.

Gdy posiadamy już to niezbędne minimum i pewność, że nawet jeśli stracimy źródło dochodu, mamy trzy miesiące na znalezienie nowego, nadchodzi czas, by sukcesywnie powiększać naszą poduszeczkę, ale możemy zmniejszyć kwotę wpłaty do minimum, a resztę oszczędności przeznaczyć na inwestycje - na giełdzie, rynkach walutowych czy wkład we własny biznes. Te pieniądze możemy zaryzykować, by osiągnąć większy zysk, gdyż mamy podstawę, która w razie czego pozwoli nam przetrwać trudne chwile. Może się jednocześnie okazać, że nauczyliśmy się odkładać oszczędności i z początkowych 500 PLN/m-c, które zostają nam z wypłaty, po wydatkach, potrafimy odłożyć już nie 250, ale 400 PLN, wydając jedynie dodatkowe 100 PLN. Gdy tak się stanie i postanowimy do poduszki odkładać jedynie 100 PLN/m-c (gdyż mamy już zgromadzoną niezbędną kwotę trzymiesięcznych wydatków) a pozostałe 300 PLN/m-c może powiększać kapitał inwestycyjny.

Jedyne o czym musimy pamiętać, to powiększenie podstawy poduszki, jeśli wydatki gospodarstwa domowego się zwiększą (na przykład przy podwyżce czynszu czy raty kredytu). Nienaruszalność poduszki procentuje także w przypadku, gdy wydatki maleją - w pewnej chwili zdamy sobie sprawę, że zabezpieczyliśmy nie trzy miesiące, ale cztery, pół roku czy nawet rok. Da nam to niezbędny do inwestowania dystans i chłodniejsze spojrzenie na sprawę, gdyż nie będziemy walczyć o przetrwanie, a jedynie o lepsze jutro. Warto także dokładać do poduszki finansowej odsetki, które gromadzą się od konta oszczędnościowego, na którym leżakuje nasz kapitał poduszkowy. W ten sposób poduszka pompuje się sama z siebie i mimo, że początkowo nie wygląda imponująco, szybko może stać się tym, na czym nie będziemy bali się wylądować w razie potknięcia. Powodzenia!

poniedziałek, 8 lipca 2013

Etykiety sklepowe

Etykiety w hipermarketach niosą ze sobą wiele informacji, które mogą być przydatne podczas zakupów. Niestety, mogą być także mylące. Spotkałem się z wieloma błędami w tej dziedzinie i chętnie podzielę się podstawowymi informacjami jak się ich ustrzec.
  • Błędna Cena - często zdarza się, szczególnie w przecenionych przedmiotach, że wpisana obniżona cena nie odnosi się do wszystkich produktów na półce lub jest błędnie wpisana. Tutaj rozwiązanie jest proste - przedmioty przecenione dobrze sprawdzić za pomocą czytnika kodów kreskowych, które są rozmieszczone w sklepie. 
  • Zła Wartość Obniżki - Spotkałem się z tym stosunkowo niedawno. W sklepie na produkcie widniała przekreślona cena 13,99 a pod nią wytłuszczone 8,99. Wielka naklejka głosiła jednak "10 złotych taniej!". Bardzo denerwujące i łatwo dać się nabrać. Ale równie łatwo nie dać się nabrać - nie kupujmy niczego pochopnie. To samo dotyczy obniżek procentowych - nie kupujmy czegoś, czego nie potrzebujemy tylko dlatego, że ktoś napisał, że to okazja i 50% taniej.
  • Błędna Cena Jednostkowa - Na etykietach często podawana jest cena jednostkowa - za kilogram, litr itp. Warto zwrócić uwagę na to, że bardzo często cena ta wpisana jest błędnie! Warto przeliczyć samemu, przynajmniej mniej-więcej, czy dana cena jest prawdopodobna. Jeśli zależy nam na kupieniu danego produktu (występującego często w opakowaniach o różnych rozmiarach) najtaniej, jest to konieczność. Pamiętajmy, że nie zawsze zbiorcze opakowanie im większe tym tańsze. Bardzo często kupuję wiele opakowań mniejszych, gdyż faktyczna cena jednostkowa jest niższa.
  • Inna Jednostka - Uwaga na kupowanie na wagę. Ostatnio często spotykam się z sytuacją, gdzie zestawia się obok siebie "cenę za kilogram" jednego produktu i "cenę za 100 gram" innego produktu. W takim przypadku łatwo się naciąć i kupić coś wielokrotnie drożej niż się nam wydaje. Zwróćmy na to uwagę.
  • Masa Produktu Po Odsączeniu - Popularny błąd przy zakupie puszek i słoików z produktami w zalewie. Na zalewie przecież nam nie zależy - porównując cenę jednostkową porównujmy masę produktu po odsączeniu (zawsze podawaną na opakowaniu) a nie masę podaną standardowo przy cenie jednostkowej. 
  • Błędna Masa Towaru - Spotkałem się już z tym kilka razy - osoba wypełniająca etykietę wpisuje na niej złą masę produktu (inną niż na firmowym opakowaniu) przez co dane na etykiecie są błędne - cena jednostkowa przekłamana. Sprawdzając cenę jednostkową samemu zawsze kierujmy się masą podaną na firmowym opakowaniu a nie na sklepowej etykiecie.
Jeśli ktoś jeszcze zetknął się z jakimiś przekłamaniami, wynikającymi ze sklepowych etykiet, zachęcam do podzieleniu się w komentarzach.