W komentarzu do jednego z postów zadano mi pytanie jak przekonać do oszczędzania drugą połówkę, która nie ma do tego smykałki i każda rozmowa na ten temat kończy się kłótnią. Myślałem o tym, bo sprawa faktycznie nie jest prosta. Przypomniałem sobie swoje początki, porozmawiałem z oszczędzającymi znajomymi i doszedłem do kilku wniosków, do kilku propozycji rozwiązań tego problemu.
Przede wszystkim, pierwszym punktem powinna być oczywiście rozmowa. Co prawda pytanie wyklucza to rozwiązanie, ale zawsze uważałem, że szczera rozmowa na każdy temat zawsze jest punktem wyjścia w każdym przypadku. Nie musi natomiast być to sztywna i racjonalizująca rozmowa. Być może druga połówka nie chce oszczędzać, gdyż ma ku temu jakiś powód - może racjonalnie uważa, że inflacja zje oszczędności, albo ma złe doświadczenia w tym temacie? Może czuje się oszukana, nie mogąc wydać zarobionych przez siebie pieniędzy? Może wie coś, o czym my nie pomyśleliśmy lub zwyczajnie ma na ten temat inny pomysł. A może nie wie tego, co wiemy my i należy jej to uświadomić. W każdym razie najlepiej nie denerwując się, na spokojnie usiąść przy stole (lub iść na spacer), poprosić o szczerą rozmowę, trzymając nerwy na wodzy (z obu stron) wymienić się argumentami, by dowiedzieć się na czym właściwie stoimy.
Gdy już znamy nawzajem swoje stanowisko, może okazać się, że problem nie istnieje. Jednak często sprowadza się on do tego, ze druga połówka nie chce oszczędzać, gdyż uważa, że wiele rzeczy potrzebnych jest teraz i zwyczajnie nie ma z czego oszczędzać. Można jej zaproponować stworzenie funduszu awaryjnego - pieniądze byłyby cały czas dostępne, a Wy staralibyście się jedynie próbować część z nich zostawić na następny miesiąc (by w następnym miesiącu móc sobie pozwolić na więcej). Odłożenie z wypłaty stu, lub kilkuset złotych do koperty w szufladzie nie powinno być niczym strasznym, oboje cały czas mielibyście dostęp do tych pieniędzy, by żadna ze stron nie czuła się pokrzywdzona, a próbowalibyście żyć za pozostałą sumę. Jeśli nie uda się namówić drugiej połówki z drogich zakupów, z kupowania rzeczy, które według nas są zbędne, to może odkładanie przed wydawaniem spowoduje, że zastanowi się nad tym na co wydać pozostałą gotówkę?
Jeśli to do Was nie przemawia, spróbujcie oszczędzać na jakiś konkretny cel, niezbyt odległy (jak na przykład wakacje). Ostatnio popularne stały się kredyty na wakacje, a przecież można pozbyć się odsetek, "spłacając" taki kredyt jeszcze zanim się go weźmie i zawczasu oszczędzić na jakiś wyjazd. Oszczędzanie na konkretny cel jest łatwiejsze niż na nieokreśloną przyszłość.
Jeśli jednak wszystko to zawiedzie, możemy jeszcze posunąć się do oszustwa i ukrywać pieniądze, które później zostaną przeznaczone na wspólny cel. Ukrywanie Oszczędzania jest lepsze niż Ukrywanie Wydawania - jeśli pieniędzy nie będzie, to nie będzie jak ich wydać. Dobrze jest zrezygnować z kart płatniczych (przede wszystkim z karty kredytowej) i posługiwać się gotówką - w ten sposób nie skuszą nas promocje, okazje, wyprzedaże. Robimy listę zakupów i zabieramy ze sobą gotówkę na konkretne zakupy. Oszczędzone w ten sposób pieniądze lokujemy na koncie oszczędnościowym i wydajemy wtedy, kiedy uznamy, ze osiągnęliśmy cel, na który zbieraliśmy. Z doświadczenia swojego i znajomych wiem, że taki niespodziewany zastrzyk gotówki podczas kupowania mieszkania (wkład własny) czy też samochodu, potrafi przekonać drugą połówkę, że oszczędzanie jest przydatne i opłacalne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz