piątek, 17 października 2025

Kupujemy Lodówkę

Kiedyś napisałem post na temat kupowania pralki i spotkał się z dość dużym zainteresowaniem. Tym razem pralki nie kupuję, ale zastanawiam się nad kupnem lodówki. Idąc tym samym tropem, zrobiłem sam dla siebie porównywarkę modeli, które mieszczą się w moich preferencjach. Kryteria, które zastosowałem mogą być pewnie przydatne dla innych, zatem postaram się je tutaj przedstawić, byście i Wy, moi czytelnicy, skorzystali.

Najpierw warto określić priorytety i wybrać typ lodówki, który chcemy kupić. Ja na przykład obecnie posiadam lodówkę z kostkarką do lodu i nalewakiem do wody i wiem, że te funkcje nie są mi potrzebne. Wiem zatem, że chcę lodówkę, która ich nie posiada. Ponadto chciałbym lodówkę dwudrzwiową, ale taką, która zamrażalnika nie ma z boku, ale na dole, bo nie używam go aż tak często. Takie będą moje podstawowe kryteria wyszukiwania.

Robimy tabelkę


Czas na tabelkę, w której będę zestawiał kolejne modele. Oto co będzie w kolejnych wierszach:
- Wysokość
- Szerokość
- Głębokość
Te trzy pierwsze parametry muszą się mieścić w widełkach. Lodówka musi stanąć w tym samym miejscu, nie może więc być za szeroka ani za głęboka. Chciałbym też, by nie była niższa niż obecna. Jeśli ktoś ma nad lodówką półki, to ten wymiar również będzie ograniczony.
- Ilość półek w lodówce / zamrażalniku
- Pojemność lodówki w litrach
- Pojemność zamrażarki
Te parametry będą potrzebne, by zorientować się jakie możliwości dają nam ograniczenia wymiarami, a także porównać do obecnej lodówki (o tym na końcu)
- Zużycie prądu
- Hałas
To może być argument rozstrzygający w przypadku wystąpienia podobieństw pomiędzy różnymi modelami. Dla mnie bardzo ważna kwestia, szczególnie, że nie mam ściany między kuchnią a salonem i hałas może być uciążliwością.
- Cena
Oczywiste podsumowanie każdego porównania.

A teraz rzecz bardzo ważna - zanim zaczniemy wyszukiwać modele, które potencjalnie chcemy kupić, wyszukajmy swój obecny sprzęt i zanotujmy w tabelce jego parametry. Będziemy mieli dobre odniesienie przy porównywaniu, a także ustrzeżemy się pułapki, w której "lepsze jest wrogiem dobrego" - kiedy to jeden z modeli wydaje nam się lepszy od innych i kupujemy go nie bacząc na koszty. Jeśli obecna lodówka spełnia nasze oczekiwania, to kupmy coś, co jest trochę lepsze, powstrzymując się od dwa razy droższego modelu, który jest jeszcze troszeczkę wydajniejszy.

piątek, 3 października 2025

Już gwiazdka?

Nie wiem, czy w galeriach handlowych słychać już "Last Christmas", ale zaczął się ostatni kwartał roku, a to oznacza, że czas myśleć o prezentach świątecznych. Nie, nie żartuję. Powiem więcej - ja mam już większość kupioną (korzystając z najróżniejszych promocji, kiedy tylko była okazja i zauważałem coś, z czego ucieszyliby się moi bliscy, kupowałem i składowałem w wielkim pudle pod łóżkiem). Z całą mocą potwierdzam, że uważam początek czwartego kwartału za doskonały moment na zakupy świąteczne.

W sklepach jeszcze nie ma tłoku, a nawet jeśli zakupy robicie w internecie, to paczki nigdzie nie utkną, bo nie ma tłoku. A nawet, jeśli tego się nie boicie, to nie czas jeszcze na przedświąteczne podwyżki, żeby tuż przed wigilią można było z dumą zrobić "świąteczną promocję" i sprzedać wszystko drożej, ale taniej niż "30 dni przed promocją". Serio - to teraz jest czas na zakupy.

Pozostając w duchu świątecznych zakupów... wiecie co mi najbardziej kojarzy się z prezentem świątecznym? Klocki LEGO! Serio - to dla mnie zawsze było coś wyjątkowego. Do tego stopnia, że jako stary dziad kolekcjonuję co ładniejsze zestawy - ułożone lub w zapieczętowanych fabrycznie opakowaniach. Problem tylko w tym, że kończy mi się miejsce i zmuszony jestem odsprzedać część kolekcji. Jeśli więc chcesz sprawić sobie Lego przed świętami, zachęcam do obejrzenia starszych zestawów, które sprzedaję tutaj.

piątek, 26 września 2025

Czas to pieniądz

To, że "czas to pieniądz" to nie tylko to, że tak się mówi. To fakt. Musimy tylko ustalić korelację pomiędzy czasem a pieniądzem i pamiętać, że zależność ta działa w obie strony. Na tym mechanizmie opiera się sprzedaż i świadczenie usług, codzienne świadczenie pracy oraz zakup usług, przy czym bardzo często sama relacja pomiędzy czasem a pieniądzem jest bardziej istotna niż to, na czym polega świadczona usługa czy wykonywana praca (powyższe nie tyczy się pracowników wykwalifikowanych i usług fachowych oraz eksperckich - w tym przypadku płacimy co prawda za czas, ale czas poświęcony na szkolenie i doskonalenie się, a nie na wykonywanie usługi). 

Przeliczanie czasu na pieniądze


To zjawisko odbywa się, kiedy świadczymy pracę. Na etacie jest to 40 godzin tygodniowo, nieco ponad 4 tygodnie w miesiącu (dla ułatwienia rachunków przyjmijmy właśnie tyle - 160 godzin). Jeśli dostajemy za swój czas (do ręki) 4 800 PLN to godzina naszego czasu daje nam 30 PLN. Czy zatem jest to przeliczenie czasu wprost? Niezupełnie. Przecież jeżeli dojeżdżamy do pracy godzinę w jedną stronę, to do 160 godzin pracy powinniśmy dodać 40 godzin dojazdów. Zatem nasze 4 800 PLN powinniśmy podzielić na 200 użytych godzin, co daje stawkę godzinową 24 PLN! Co prawda nasz pracodawca płaci nam za 160 godzin naszego czasu, ale my zużywamy 200 godzin i jeśli sprzedajemy "czas za pieniądze", to właśnie tyle wynosi nasza stawka godzinowa. 
Dlaczego?
Ano dlatego, że jeżeli mielibyśmy w domu dorobić sobie za, powiedzmy 27 PLN za godzinę i możemy poświęcić na to 10 godzin dziennie, to bardziej opłaca nam się zostać w domu i zarobić 270 PLN (10h x 27PLN/h) niż jechać do pracy i zarobić 240 PLN (8h x 30PLN/h).

Oczywiście pomijam w równaniu inne zmienne, takie jak to, że jeśli ktoś dojeżdża komunikacją, to może po drodze poczytać i nie "marnuje" tej godziny rano i wieczorem. Oczywiście w pracy nie cały czas się pracuje, jest przerwa na kawę czy na lunch. Oczywiście istnieją jednostki, które w pracy mogą się opier...lać przez pół dnia, a kiedy będą rozliczane z wykonanej pracy okaże się, że... trzeba pracować, żeby zarobić. Dlatego skupiam się tutaj jedynie na korelacji czas - pieniądze.

Powyższy przykład powinien dać Wam rozeznanie w tym, jak wycenić swój czas pracy, kiedy macie do zrobienia coś innego niż praca na etacie. Jak wycenić rękodzieło (poza pomysłem i zaangażowaniem dodaje się także poświęcony czas), proste prace (czasem warto dorobić prasując czy myjąc okna, jeśli nadarza się okazja) czy nawet udzielanie korepetycji (poza samą usługą doliczyć należy poświęcony czas).

Przeliczanie pieniędzy na czas


Zacząłem od tego, że przeliczanie działa w obie strony. Czasem bowiem wykupujemy usługę, za którą musimy zapłacić i zastanawiamy się, czy to się opłaca. Cóż - przeliczenie nie jest intuicyjne. Jeśli bowiem kupimy usługę profesjonalnego umycia okien, którą firma wykona w dwie godziny i zażyczy sobie za to 150 PLN, to wydaje się drogo. 75 PLN za godzinę za coś, co przecież możemy zrobić sami (każdy potrafi umyć okno), to więcej niż nasza stawka godzinowa! A jednak może nam się to opłacić.
W jaki sposób?
Przypuśćmy, że nie mamy wielkiego doświadczenia w myciu okien i wcale nie chcemy go nabywać. Chcemy mieć tylko umyte okna. Rzecz w tym, że jeśli sami się za to weźmiemy, zajmie nam to przynajmniej 6 godzin. Określamy swoją stawkę godzinową na 30 PLN, co oznacza, że wynajęcie nas kosztowałoby nas 180 PLN. Tyle możemy zarobić, jeśli przez czas spędzony na myciu okien moglibyśmy popracować "na swoim". A zatem zapłacenie 150 PLN, to tylko 25 PLN za każdą oszczędzoną nam godzinę. Teraz wydaje się to okazją.

Oczywiście nie zawsze znajdziemy pracę zarobkową w ilości, która pozwoliłaby nam zająć każdą minutę czasu tak, by kupowanie usług od innych osób było opłacalne. Być może pracy jest tak niewiele, że mimo wysokiej stawki godzinowej dysponujemy taką ilością wolnego czasu, że zwyczajnie opłaca nam się zaoszczędzić i, tak jakby, popracować z oknami za mniejszą stawkę (zaoszczędzimy na ekipie 150 PLN, ale zużyjemy na tę pracę 6 godzin, więc oszczędzamy 25 PLN za godzinę, ale i tak w tym czasie nic innego byśmy nie robili i nic więcej nie zarobili).

To podejście pozwoli nam swobodniej podejść do wydawania pieniędzy, by zaoszczędzić czas i sprawi, że ustrzeżemy się niektórych błędów (o największym błędzie, o którym słyszałem będzie na końcu). Przeliczanie pieniędzy na czas i odwrotnie jest całkiem niezłym sposobem na ogarnięcie podstaw ekonomii usług i niezłym sposobem na lenistwo (składniki na pizzę kosztują 10 PLN, można ją zrobić w godzinę, natomiast zamówienie pizzy to 70 PLN, co oznacza, że samemu przygotowując pizzę oszczędzamy 60 PLN na godzinę - to nie jest zła stawka godzinowa, szczególnie, że możemy przygotować w tym czasie i dwie pizze).


A teraz błąd, który zauważyłem u znajomych. Koleżanka po urodzeniu dziecka wróciła do pracy. Dostała propozycje ograniczenia godzin lub dni, ale wróciła na pełny etat. Dziecko przeważnie zostawało u babci, ale dwa dni w tygodniu wynajmowana była opiekunka za 50 PLN za godzinę (początkowo chyba 45, ale stanęło na 50). Rzecz w tym, że koleżanka, po przeliczeniu pracowała za 40 PLN za godzinę, a wliczając dojazdy (piętnaście - dwadzieścia minut) już tylko około 35 PLN. Czyli gdyby zostawała w domu z dzieckiem te dwa dni w tygodniu, zamiast brać opiekunkę, oszczędzałaby dodatkowe 15 PLN za godzinę. I jej postawa miałaby uzasadnienie, gdyby lubiła swoją pracę, tęskniła za współpracownikami, ale... tak nie było.

piątek, 19 września 2025

Najważniejsze pytanie w rozmowie o pracę

Rozmowa o pracę to stresujące wydarzenie. Rzecz w tym, że pracodawca często sprawia, by takim było, chcąc zobaczyć jak sobie z nim poradzimy. I tutaj uwaga - wcale nie chodzi o to, by zawsze być wyluzowanym! Taka postawa często wydaje się sztuczna i pracy możemy nie dostać, ponieważ wszystko w czasie rozmowy o pracę jest testem. Także pytanie, które pozornie zadawane jest już po właściwym wywiadzie jest testem. Chodzi mi o ten moment, kiedy pracodawca mówi "No dobrze, a może chce Pan / Pani o coś nas zapytać?" - to jest test! Prowadzącemu rozmowę nie chodzi o udzielenie informacji, ale o to by sprawdzić, jakie pytanie zadamy, kiedy dostaniemy taka szansę. Dlatego właśnie warto podejść do sprawy tak, by pytanie działało na naszą korzyść.

Musimy zadać pytanie, które świadczyć będzie o tym, że:
  • jesteśmy właściwym człowiekiem na to stanowisko (zatem dobrze włożyć rozmówcy do głowy pomysł, że już tu pracujemy),
  • mamy na myśli dobro firmy,
  • jesteśmy żywo zainteresowani karierą w tej firmie, rozwojem osobistym i umocnieniem swojej pozycji.

Właściwym pytaniem, które uwzględni wszystkie powyższe założenia będzie:
"Kiedy już tu będę pracował, co mogę zrobić, żeby być dla Państwa jeszcze bardziej wartościowym pracownikiem? Na czym się skupić, jakie umiejętności doskonalić? Jak sprawić, by byli Państwo ze mnie zadowoleni?"

piątek, 12 września 2025

Ściemosztuki

Popularna sieć sklepów za bardzo poszła w swój sztandarowy pomysł - wielosztuki. Jest to jeden z powodów, dla których przestałem odwiedzać te sklepy, pomimo tego, że są wszędzie i po sąsiedzku, pomimo tego, że wcześniej zdarzało mi się wstąpić po coś do picia czy lody dla dziecka.. Już tłumaczę co stoi za moją decyzją i dlaczego ma to związek z tymi ich "ściemosztukami".

Bardzo nie lubię być robiony w balona. Prawdopodobnie nikt nie lubi, ale ja mam do tego prawdziwy wstręt. Dlatego tak bardzo wkurza mnie ten zabieg marketingowy.

Początkowo "wielosztuki" polegały na tym, że kupując kilka sztuk danego produktu płacimy mniej niż cena regularna. I bywało, że była to prawdziwa oszczędność. Można było coś kupić taniej. Obecnie "ściemosztuki" polegają na tym, że aby uzyskać cenę regularna produktu, trzeba wziąć kilka sztuk, a jeśli nie - jest drożej. 

Niewielka różnica? Cóż - po pierwsze cena widniejąca pod produktem podana jest już w przypadku, jeśli zakupimy kilka (najczęściej 2 lub 3) sztuk danego produktu. Cena regularna, obowiązująca przy zakupie tylko jednej sztuki jest podana malutkim drukiem. Po drugie, cena przy zakupie kilku sztuk nie jest wcale okazyjna - jest wręcz wyższa niż w innych sklepach cena regularna. Natomiast cena regularna jest o wiele za wysoka! Jestem świadomy tego, że wszystko drożeje, ale te ceny to przesada - wystarczająco wysokie są te "regularne".

A kiedy idę z dzieckiem na spacer i dziecko ma ochotę na lody, nie chcę kupować dwóch sztuk! I nie chcę płacić kary za to, że kupuję tylko jedną! Kiedy robi się gorąco i chcę kupić butelkę wody, nie chcę kupować dwóch i nieść ich spacerując. Chcę kupić jedną butelkę, by zadbać o nawodnienie.

Dlatego właśnie omijam sklep ze "ściemosztukami" od jakiegoś czasu - lody taniej kupić w lodziarni (zwykle te sklepowe były o połowę tańsze), wodę choćby w sklepie z zabawkami (jest tam przeznaczona dla przechodniów półka tuż przy kasie) czy nawet z automatu. Jeśli nabieracie się na hasło "wielosztuki" i cenę regularną na naklejce, to sprawdźcie rachunek przy wyjściu, bo płacąc kartą możecie nawet nie zorientować się, że za każdy pojedynczy produkt dopłacacie.