piątek, 25 marca 2016

Oszczędzanie wody - kompendium domowe

W mojej opinii wszystkie problemy z oszczędzaniem wywodzą się z marnotrawstwa na skutek niedbalstwa, niewiedzy lub złych przyzwyczajeń. Marnowanie wody jest tutaj najlepszym przykładem. Nie jesteśmy świadomi tego, jak wiele wody marnujemy, gdyż mamy do niej swobodny dostęp i jest ona względnie tania. Niestety nawet niska cena jednej jednostki pomnożona przez marnowane hektolitry daje kwoty, które mogą być znaczące dla domowego budżetu. A przecież wody nie musimy marnować wcale.

Tylko 33 litry wody na cykl prania
Pierwszym i najważniejszym czynnikiem są niewłaściwe urządzenia, które posiadamy w gospodarstwach domowych, takie jak pralka i zmywarka. To one mają kolosalny wpływ na ilość pobieranej wody i to od nich należałoby weryfikować swoje zużycie wody. Urządzenia te posiadają klasę energetyczną, jednak wzór na jej wyliczenie jest skomplikowany. Znacznie łatwiej sprawdzić ile dane urządzenie pobiera energii i wody przy zwykłym cyklu działania. Te informacje zawsze są udostępniane przez producenta. Warto jednocześnie zastanowić się, czy faktycznie potrzebujemy pralkę z tak dużym wsadem podstawowym. Być może wystarczy mała pralka na 3,5 kg zamiast na 5 czy 6 kilogramów wsadu. Mniejsze pralki zużywają mniej energii i wody. Trzeba więc sprawdzić ile waży przeciętna porcja prania, którą wsadzamy w urządzenie i zakupić sprzęt, który będzie najbardziej ekonomiczny. Gdy już się zdecydujemy, powinniśmy zawsze prać taką ilość, by maksymalnie wykorzystać możliwości urządzenia. To samo dotyczy zmywarki - jeśli nie posiadamy wielu naczyń, nadających się do mycia w zmywarce, nie warto kupować dużego urządzenia, które wykorzystamy w pełni tylko w czasie większych imprez. Lepiej wtedy zdecydować się na małą zmywareczkę na dwa czy cztery komplety naczyń. Urządzenia te mają co prawda programy, które pozwalają oszczędzać wodę, ale znacznie lepiej zdać się na własny zdrowy rozsądek.


Polacy często nie zdają sobie sprawy z tego, ile wody marnują podczas kąpieli. Oczywiście argumentują to tym, że biorą kąpiel, by się odprężyć i jeśli tak jest, to nie ma w tym nic złego. Niestety często "odprężenie" ogranicza się do tego, co z powodzeniem można by zastąpić prysznicem. Pod prysznicem zużywa się wodę w ilości jednej czwartej tego, co wlejemy do wanny (a potem z niej wylejemy). Dodatkową oszczędność może stanowić fakt, że pod prysznicem można zmoczyć ciało, następnie zakręcić wodę (lub chociaż zmniejszyć znacznie strumień), namydlić się dokładnie czy wymyć gąbką, położyć szampon na głowę i wetrzeć, a dopiero później opłukać ciało i włosy. To dodatkowe 30 - 50% oszczędności, ale mało kto tak robi. Właśnie ze względu na złe przyzwyczajenie.

Także podczas mycia zębów zostawiamy często odkręconą wodę, a to przecież 2-3 minuty, podczas których czysta, cenna woda litrami spływa wprost do ścieków. Nawet jeśli ktoś ma przydomową oczyszczalnię i użyje tej wody do podlewania kwiatków, szkoda na to wody, za którą płacimy, a co dopiero ludzie w mieście, którzy odsyłają czystą wodę wprost do systemu oczyszczania? Te parę minut nie wydaje się ilością znaczącą, ale to średnio 5 minut dziennie (rano i wieczorem) razy ilość domowników (powiedzmy 3 osoby), to kwadrans dziennie. W skali miesiąca, to tak, jakbyśmy zostawili odkręcony kran na 8 godzin. A przecież nigdy byśmy tego nie zrobili. Takie niedbalstwo słono kosztuje.

Do pełni szczęścia potrzebujemy jeszcze sprawnych perlatorów na wszystkich kranach, dzięki którym będziemy mogli oszczędzić wodę na przykład podczas mycia zębów, czy płukania naczyń. Niesprawne perlatory są w wielu domach, a to, że nie działają wynika przeważnie z niewiedzy ich użytkowników. 

Przeczytaj także:

wtorek, 1 marca 2016

Jak szukać pracy, gdy podejmiesz każdą?

Wiele osób szuka pracy - takie czasy. Spora ilość tych osób podejmie w zasadzie dowolną prace, byle tylko jakąś mieć. Nie jest to może zdrowa sytuacja, ale zrozumiała, bo przecież każdy chciałby mieć jakieś źródło dochodu. By jednak nie zafiksować się na tym za bardzo i faktycznie mieć coś, nawet z najniższej krajowej, trzeba podjąć pewne kroki. Dzisiaj o fundamencie takich działań - lokalizacji.

Niby nic odkrywczego, ale wciąż zadziwia mnie, że ludzie podejmują nisko płatną pracę, do której muszą dojeżdżać. I marnują na te dojazdy czasem dwie godziny dziennie. W ten sposób, czas poświęcany pracy zwiększa się z 8 do 10 godzin, a więc o 25%. O tyle więc też maleje faktyczna stawka godzinowa (nie oszukujmy się - pieniądze w takiej pracy dostajemy za poświęcony czas a nie za umiejętności, więc trzeba się przed sobą przyznać ile tego czasu faktycznie poświęcamy). A teraz dodajmy do tego koszt przejazdów. Czy będzie to koszt paliwa czy biletów, nie poprawia on naszej sytuacji finansowej. 

A wystarczy tylko, szukając pracy ograniczyć się do najbliższej okolicy i podejmując pracę zostawić w kieszeni część pieniędzy, nie wydanych na dojazdy. Powiecie, że to takie gadanie. Że wszyscy o tym wiedzą i skoro dojeżdżają, to dlatego, że nie znaleźli nic bliżej? Otóż bzdura. Bardzo często osoba, która szuka pracy godzi się na inną okolicę, bo tam zarobi 50 PLN więcej, nie licząc o ile więcej straci. Często szukanie pracy ogranicza się do jednej gazety czy portalu internetowego, zamiast przeszukać większą ilość zasobów, ale kierunkując się na kolejne oferty. W końcu czasem szukając pracy w sklepie czy przy sprzątaniu, warto przejść się po okolicy i sprawdzić, czy ktoś nie oferuje takiej pracy. Ale tak robi mało kto, gdyż "żyjemy w 21 wieku, w dobie internetu, ble, ble, ble". Szkoda tylko, że z tego internetu mało kto umie w pełni skorzystać.

Powyższe jest wynikiem rozmowy z osobami, które w ostatnim roku pracy szukały i dość często ją zmieniały. Wszystkie narzekają na to, że pracują zbyt daleko od domu. Co ciekawe, dwie z nich mijają się w drodze do pracy jadąc w przeciwnych kierunkach, bo choć pracują na bardzo podobnych stanowiskach, jedna pracuje w okolicy zamieszkania drugiej, a ta druga dosłownie pod blokiem tej pierwszej. Płace mają podobną.